7. Cobs and Robbers AU: Part One

1.2K 60 17
                                    

Od razu mówię, że pierwszy raz piszę z perspektywy 3 osoby, a nie 1, więc proszę o wyrozumiałość :p Po prostu tutaj będzie mi wygodniej pisać w ten sposób, bez ciągłego zmieniania perspektywy. Wiem też, że orginalne Cobs and Robbers wygląda zupełnie inaczej, ale no cóż, pasował mi tylko ten tytuł. Możliwe i prawdopodobne wulgaryzmy.

-Lucyfer Shurley oraz jego młodszy brat, Gabriel Shurley znów uderzyli. Znany już w całym kraju zabójczy duet tym razem obrabował bank w Detroit. Całe zajście miało miejsce w środę wieczorem, na szczęście wszyscy pracownicy banku przeżyli. Ucierpiał kierownik, raniony strzałem w ramię z bliskiej odległości, gdy wzywał policję. Pan Michaelson przebywa aktualnie w szpitalu, a jego stan jest ciężki, ale stabilny, jak potwierdzają lekarze. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia, dla tego bohatera, który miał odwagę stanąć w obronie niewinnych ludzi i interesów swojego miasta. A teraz, pogoda.

Lucyfer prychnął pod nosem, ciągle rozkładając i czyszcząc swój pistolet na motelowym stole.

-Pięć centymetrów w lewo i byłby martwy.-powiedział z kpiną w głosie.-"Bohater" się znalazł. Gdybyś tylko miał lepsze oko, braciszku...

Gabriel podniósł butelkę do ust, nie odrywając wzroku od telewizora, z nogami na tym samym stole, na którym jego starszy brat zajmował się swoją cenną bronią. Niechętnie podniósł pilota i przeleciał po kanałach, ale ze względu na pełną godzinę, wszędzie były tylko ich zdjęcia i opis ostatniego napadu.

-Gdybyś nie był idiotą, braciszku, w ogóle nie musiałbym strzelać.-odparł złotooki ponownie upijając trochę taniego piwa, które zapewne i tak było kradzione.

-Kazałem mu się nie ruszać. Mógł posłuchać.-powiedział blondyn, odkładając wreszcie poskładanego do kupy Glocka na blat. Położył nogi w ten sam sposób co Gabriel i skupiając swoją uwagę na małym telewizorze kilka metrów dalej.-Wciąż się upierają, że jeździmy Cadillaciem? Idioci.

Niższy z braci wstał powoli i oparł się o zlew, nieco się przy tym chwiejąc. Wypił alkohol do końca, po czym odstawił pustą butelkę gdzieś obok, żeby przemyć twarz.

-Ile tu zabawimy?-zapytał po chwili, nie odwracając się do Lucyfera.

-Jeszcze kilka godzin. Nie martw się, zdążysz się wyspać.

-O ile wcześniej nie wpadnie tu FBI.-mruknął przecierając twarz dłonią.-Jeszcze raz się tak zagapisz, to w końcu wpadniemy.

-Nie dramatyzuj, Gabryś. Nie w takim bagnie się było, a jakoś żyjemy.

-Ta.-prychnął cicho.-Żyjemy.

-Za kilka godzin będziemy w Kanadzie, bracie. Trochę łapówek i spokojnie wrócimy w poniedziałek do Vegas. Wiem jak kochasz to zawszone miasto.

-Może trochę.-uśmiechnął się ponuro złotooki.-Idę spać, póki mogę. Obudź mnie jakby psy zaczęły tu węszeć.

-Jasne. Nie odpłyń za bardzo.

===

Sam oparł głowę na rękach, próbując nie wydrapać sobie oczu. Spojrzał na zegarek, mając nadzieję, że w ciągu tych kilku sekund godzina cofnęła się z 3:50 do jakiejś 22:30, żeby mógł wstać normalnie do pracy. Niestety, technologia jak zwykle była okrutna i wciąż dochodziła czwarta. Za jakieś dwie godziny musiał się ogarnąć i wsiąść do samochodu, po czym, starając się nie spowodować wypadku, dojechać na posterunek. Dean oczywiście będzie sobie w tym czasie smacznie spał, zaplątany w pościel i kończyny Castiela aż do siódmej.

Wypił kawę do końca, czując podświadomie, że albo nic to nie da, albo da, ale jak już będzie gotowy do snu. Ponownie zaczął przyglądać się swoim notatkom, aż wypaliły mu się na powiekach.

Supernatural AU || Destiel, SabrielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz