Albus lubił naprawdę wiele rzeczy. Zwłaszcza te, które nie wymagały od niego wysiłku fizycznego. Rzadko się zdarzało, żeby coś wywoływało w nim szczególnie silne emocje. Jednak niektóre dni doprowadzały go do szału. Takim dniem był siódmy kwietnia.
Nie żeby sam dzień miał w sobie coś złego. Zaczęło się zwyczajnie, wstał, zjadł śniadanie, pouczył się pilnie na lekcjach, zjadł obiad i... natknął się na Scorpiusa. Co gorsza, Scorpiusa w towarzystwie Rose, a to nigdy nie zwiastowało niczego dobrego. Zawrócił, mając wielką nadzieję umknąć im z oczu, jednak Malfoy dostrzegł go szybciej.
- Ej Potter! – wrzasnął, aż zamek zatrząsł się w posadach. Albus od niechcenia przystanął, mając ogromną ochotę czym prędzej uciec do komnat Gryffindoru.
- Malfoy – mruknął, patrząc na chłopaka ze znudzeniem. Rose podeszła energicznie, jakby samymi krokami próbując wyładować gorejącą w niej furię, podparła się pod boki i spojrzała na Scorpiusa jak na wyjątkowo brzydkiego karalucha.
- Ten pajac twierdzi, że nie dam mu rady w konkursie...
- Wypraszam sobie tego pajaca! – fuknął Scorpius, mierząc dziewczynę nieprzyjaznym spojrzeniem.
- Naprawdę musicie przychodzić z każdym problemem do mnie? – jęknął Albus, poprawiając wiszącą mu na ramieniu torbę. Była pełna ciężkich książek i całkowicie wypchana notatkami z lekcji, przez co nieznośnie mu ciążyła.
- Naprawdę musisz być taki obojętny? Wstaw się kiedyś za którąś stronę, a nie tylko obiektywnie nas obserwujesz. Męskie porozumienie, co Potter? – próbował Malfoy, trącając kolegę w wątłe ramię.
- Wypraszam sobie, w naszych żyłach płynie ta sama krew, rodzinne wsparcie...
- Oj, skończcie obydwoje – warknął rozjuszony Albus i podciągnąwszy ciężki plecak, ruszył przed siebie, zostawiając w tyle kłócącą się parkę. Miał ich już naprawdę po dziurki w nosie. Przeszło sześć lat próbował jakoś załagodzić ich kłótnie i nawet mu się to udawało... na jakąś godzinę, dwie, później wszystko zaczynało się od nowa.
Głupi myślał, że uda mu się pogodzić dwa zwaśnione rody. Nie miał jednak wpływu na rodziny, które wciąż namawiały ich do rywalizacji. Walczyli dosłownie we wszystkim, przy każdej okazji stając naprzeciw siebie. A on musiał to znosić, bo Scorpius był jedynym jego kolegą na tym samym poziomie intelektualnym, który bardziej skupiał się na nauce, niż na wszystkich innych rzeczach dookoła. Rose... cóż, Rose, jego ulubiona kuzynka. Bardzo chciałby spędzać z nimi oboma czas, jednak to było zadanie awykonalne, jedynie dla najbardziej wytrwałych. Tylko podczas przygotowań do SUMów jakkolwiek przestali się tyle sprzeczać. Miał nadzieję na powtórkę z rozrywki przed zbliżającymi się Owutemami, ale nieco się zawiódł.
Ministerstwa Magii ze wszystkich zakątków świata zorganizowały Międzynarodowy Magiczny Pokaz Umiejętności. Jedynie dwójka uczestników z danego państwa mogła poddać się próbie i eliminacje z Hogwartu miały odbyć się lada dzień. Oczywiście, zarówno Scorpius, jak i Rose wyznaczyli sobie taki sam cel. Przebić przeciwnika i upokorzyć go, wybierając się na międzynarodowe zawody wiedzy.
****
( http://hunulv-fanfiction.blogspot.com/ ) tu szaleństwo piśmiennicze dotarło do rozdziału 4.
CZYTASZ
MPU - SCOROSE
FanfictionRose i Scorpius kwalifikują się do Magicznego Pokazu Umiejętności. Wykażą się swoimi zdolnościami, czy pokażą niekompetencje? A co, jeśli w ich zdrową rywalizację wkradnie się coś nowego... ART z "http://mandymma.tumblr.com/"