Rozdział 2

299 19 1
                                    


Poniedziałek rano został ochrzczony dniem chaosu. Rose miotała się po całym dormitorium, uważnie śledzona przez resztę swoich współlokatorek. Zbyt zaabsorbowana powtarzaniem materiału zapomniała się spakować, czego skutkiem był maksymalny pośpiech. Chciała być najlepsza! Zdecydowanie lepsza od Scorpiusa, we wszystkim, jednak jej rozkojarzenie nieco niweczyło te plany.

- Nie zapomnij wziąć różdżki – rzucił ze znudzeniem Albus. Siedział w Pokoju Wspólnym na fotelu tuż przy ogniu i czytał książkę. Biegająca w te i nazad Rose co chwilę go rozpraszała, ale rozumiał przejęcie kuzynki. W Hogwarcie wszyscy oszaleli na punkcie tego konkursu wiedzy, a Malfoy i Weasley stali się głównym punktem zainteresowania uczniowskiej społeczności. Nawet Terry Brown biegał za nimi jak w amoku, próbując przeprowadzić wywiad do Hogwarckiej gazetki.

- Gdzie jest moja różdżka! – spanikowany okrzyk Rose dało się słyszeć chyba w całej wieży Gryffindoru. Ci, którzy jeszcze się nie przebudzili, właśnie dostali szansę nie spóźnienia się na śniadanie.

Rose była po prostu roztrzepaną plątaniną, odzwierciedlając w charakterze swoje napuszone, wiecznie nieogarnięte włosy. Wszędzie było jej pełno, nigdy nie potrafiła usiedzieć w miejscu, a oazą spokoju nikt by jej nie nazwał.

Scorpius natomiast był jej zdecydowanym przeciwieństwem. Spokojny, wyluzowany, na wszystko zawsze miał czas. Pojawiał się znikąd i często znikał na jakiś czas, nieuchwytny, tajemniczy.

Malfoy skończył już pakowanie i spokojnie czekał w Hali Wejściowej. Miał ochotę pogwizdywać z radości, że po raz kolejny okazał się o wiele szybszy od Weasley. To te drobne zwycięstwa budowały w nim coraz to silniejszą chęć rywalizacji.

Czekał dobre dziesięć minut, zanim Rose w końcu pojawiła się na szczycie schodów. Jej magicznie unoszona walizka raz po raz odbijała się od ściany, kiedy dziewczyna zbiegała w dół. Zatrzymała się tuż przed Scorpiusem i zmierzyła go bojowniczo.

- O której mamy wyjść? – spytała.

- Za jakieś... dziesięć minut temu – odparł i ruszył w stronę głównego wyjścia, ciągnąc za sobą kufer. Rose powędrowała za nim, obdarzając każdego zaciekawionego nimi ciężkim spojrzeniem. Miała już dość tego, że przez ostatnie dwa dni spora część uczniów latała za nią, próbując dowiedzieć się czegoś więcej. Nawet ona sama nie wiedziała połowy tych informacji, które mieli oni!

Przeszli przez błonia w ciszy, w głębi ekscytując się podróżą. Tuż pod bramą czekała na nich dość spora grupka osób oraz Roger Faint, nauczyciel eliksirów i zarazem wicedyrektor.

Nikogo nie zdziwił widok Terry'ego Browna, czającego się na swoją ostatnią szansę dostania wywiadu do gazetki szkolnej. Parę Ślizgońskich dziewcząt życzyło Malfoyowi powodzenia, ale to wokół Rose zebrała się cała ucząca się jeszcze rodzina.

Nawet Hugo zawitał pożegnać siostrę, chociaż od pewnego czasu nie dogadywali się najlepiej. Lily życzyła jej powodzenia i uścisnęła serdecznie.

- Tylko pamiętaj, musisz ograć Malfoya – dodała na ucho i mrugnęła porozumiewawczo. Rose jednak zestresowała się tymi słowami bardziej, niż wszystkim innym. Przechodząc przez bramę Hogwartu miała ogromną ochotę zawrócić i skulić się na łóżku we własnym dormitorium. Nie mogła się jednak cofnąć, to oznaczałoby przecież, że dobrowolnie oddałaby wygraną w ręce Malfoya.

Teleportowali się do portu, najpewniej w jakimś zupełnie innym kraju. Wokół było pełno ludzi, przez których nie sposób się przedrzeć. Gwar rozmów, zgrzyt kotwic i szum fal rozbijających się o zacumowane statki. Gdzieś w oddali krzyczała mewa, wypatrując w toni ryby. Mijani przez nich ludzie mówili w zupełnie nieznanych im językach. Rose zaczęła niemal dygotać ze strachu.

MPU - SCOROSEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz