Rozdział 1

384 14 0
                                    


Rose była zdenerwowana. Chociaż, zdenerwowana to niewłaściwe słowo. Wręcz telepało ją na samą myśl o kwalifikacjach. Dłonie chodziły jej jak szalone i gdyby miałaby coś teraz napisać, najpewniej wyszłyby z tego jedynie koślawe szlaczki.

Czekali przed wejściem do Wielkiej Sali; z całego zamku chętnych zebrała się spora grupka. Niektórzy przeżywali to bardziej, inni mniej, nikt jednak nie trząsł się tak jak Rose. Ba! Nikt nawet nie traktował tego tak poważnie, jak ona. Za wyjątkiem pewnego, białowłosego młodzieńca, który z typową dla siebie, luźną postawą, opierał się o jedną ze ścian. Szczerzył zęby, z zadowoleniem obserwując nerwy swojej rywalki, a jego zielone oczy radośnie śledziły każdy jej desperacki ruch.

Malfoy miał ochotę podejść i jeszcze bardziej zestresować ją przed testem pisemnym, jednak darował sobie nerwów. Rozzłoszczona Rose potrafiła sfrustrować człowieka, o czym przekonał się na własnej skórze. Zresztą, całą drogę do Wielkiej Sali wzajemnie się kłócili i stresowali. Scorpius parsknął pod nosem. Chyba nie o takich prefektów naczelnych chodziło starej profesor McGonnagal.

Wraz z otwarciem się drzwi do Wielkiej Sali, napięcie gwałtownie sięgnęło zenitu. Wszyscy zebrani stanęli jak na baczność, sztywno pokonując drogę do najbliższych miejsc siedzących. Z pomieszczenia zniknęły długie stoły uczniowskie, a zamiast nich na samym przedzie porozmieszczane były pojedyncze stoliki. Wszystko to wyglądało zupełnie jak podczas SUMów, co jeszcze bardziej spotęgowało strach Rose.

Przemknęła prędko do ławki na samym środku i zadowolona zajęła miejsce. Jej poziom radości drastycznie spadł, kiedy tuż obok usiadł Scorpius, posyłając jej drwiący uśmieszek.

- Połamania pióra, Weasley – rzucił.

- Nie wzajemnie – mruknęła jedynie, zaciskając pięść na ławce. Jej wzrok jednak automatycznie powędrował do leżącego na biurku pióra, jakby chciała się upewnić, że jest jeszcze całe.

- Nie bądź taka, Weasley – zaśmiał się Scorpius, nachylając się w jej stronę. – Chciałem ci tylko życzyć powodzenia.

- To taki urok, tak? Ogłupiający? – zironizowała, ale poznając po szerokim uśmiechu Malfoya, odebrał to inaczej, niż zamierzała.

- No cóż, Weasley, jeśli mój urok cię ogłupia, to już kompletnie inna sprawa – odparł i puścił jej oko. Miała wielką ochotę coś mu odpowiedzieć, ale musiała jedynie zadowolić się zaciśnięciem dłoni w pięści. Profesor Faint, nauczyciel eliksirów, wszedł właśnie na podium i poprosił zebranych o ciszę.

- Jak wiecie, kwalifikacje do zawodów wiedzy dotyczą jedynie teorii. Dopiero na miejscu cztery tury pokażą wasze praktyczne umiejętności z zakresu Eliksirów, Zielarstwa, Opieki nad Magicznymi Zwierzętami i Obrony Przed Czarną Magią. Dwoje z was będzie reprezentować Hogwart, chciałbym więc, żebyście profesjonalnie podeszli do tego zadania. Ale nie przedłużając... powodzenia!

Na każdym biurku pojawił się arkusz egzaminacyjny oraz atrament do pióra. Zegar, umieszczony w Wielkiej Sali na czas kwalifikacji zaczął odliczać minuty, a z każdym tyknięciem, serce Rose biło coraz szybciej. Oblał ją zimny pot na samą myśl rozpoczęcia pisania. Szybko zerknęła jeszcze na Scorpiusa, który uśmiechnął się cwanie i oddał własnej pracy.

Jej nie pozostało nic innego, jak skupić się na swojej wiedzy.


Sobota. Czy jest taki inny dzień, w którym trudniej wstać z łóżka? Prócz oczywiście poniedziałków... i reszty tygodnia. Ogólnie wstawanie nie cieszy się wielką popularnością, zarówno u młodzieży, jak i u młodzieży nieco starszej.

Rose ledwie otworzyła oczy, a już zapragnęła wrócić do świata snów. W dormitorium było ciemno, wręcz ponuro. Już samo to wystarczyło, by wiedzieć, że błonia kolejny dzień z rzędu skąpane są w deszczu. Jezioro wykroczyło już ze swojego stałego koryta, zalewając pobliską plażę. Nikt jednak ani myślał o kąpieli, od kiedy wielka ośmiornica osiadła na brzegu od strony zamku ze zranioną macką. Oczywiście, miłośnicy Hogwarckich legend wysnuli kolejną, jakoby w jeziorze żyło coś większego od oswojonej ośmiornicy.

- Ej, Rose, Potter stoi pod schodami i od paru minut próbuje cię przywołać! – Takimi słowami Weasley została przywrócona na nowo do życia. Niczym zombie, bez słowa ściągnęła z siebie kołdrę i leniwie powędrowała do łazienki. Tam już czekał na nią nowy, opiewany przez Hogwartczyków potwór z jeziora, który niechcąco utknął w lustrze.

Przez chwilę patrzyła się na odbicie, próbując oswoić zaspane oczy do światła, w którym pławiła się łazienka. Potwór ten miał parę brązowych oczu i całą masę rudawych, poskręcanych włosów, które prosiły o pomstę do Merlina. Dodatkowo długi i chudy nos obsypany był całą masą piegów, które jako pierwsze przyciągały wzrok. Tak, ten potwór nazywał się Rosanne Weasley.

Chwilę zajęło jej doprowadzenie się do porządku, jeszcze więcej doprowadzenie włosów do stanu względnej używalności – ciągle wydawały się być bardziej napuszone niż każdego innego dnia. Nie miała pojęcia czego chce od niej Albus. Jakoś też szczególnie się nie śpieszyła z zejściem do Pokoju Wspólnego. Wolno zeszła po schodach i już miała leniwie rozejrzeć się w poszukiwaniu kuzyna, kiedy dopadł ją prędzej niż zdążyła mrugnąć.

- Rose! Czekam już godzinę na ciebie, kobieto bez sumienia – wybełkotał, ciągnąc ją za rękę w stronę wyjścia. Zdążyli przekroczyć już portret Grubej Damy, zanim Rose w końcu się zatrzymała i wyszarpnęła z uścisku kuzyna.

- O co chodzi? Gdzie ty mnie ciągniesz? – burknęła, przecierając ręką zaspane oczy.

- Oj, głupia jesteś jak but. Wyniki kwalifikacji wywiesili przy Wielkiej Sali z samego rana, a ty już zdążyłaś najlepszą część przespać!

Nie trzeba było więcej nic mówić, obydwoje pognali schodami w dół. Weasley całkowicie odegnała sen spod powiek i automatycznie się rozbudziła. Pod tablicą zebrał się już spory tłumek, ale Rose z rozpędu przecisnęła się miedzy wszystkimi i zadarła głowę, ściskając kciuki.

Chwilę później zwykły, Hogwarcki gwar rozdarł okrzyk pełen radości, a spośród kilkunastu osób wybiegła drobna, radosna dziewczyna.

- Pierwsze miejsce! – krzyknęła, ściskając Albusa. Chłopak wciągnął gwałtownie powietrze i ze wszystkich sił próbował oderwać od siebie natarczywą kuzynkę.

- Ex aequo ze mną – odezwał się Malfoy, dotychczas stojący pod ścianą. Cała radość nagle uszła bokiem, a Rose wydała się opaść z sił.

- Jak to... – zaczęła, mrużąc drapieżnie oczy. Scorpius jedynie wskazał ręką na tablicę, a Weasley jeszcze raz zadarła głowę, wyszukując na liście nazwiska swojego rywala. Z ogromną nadzieją zaczęła od dołu, jednak było ono zapisane tuż pod nią. Z taką samą ilością punktów.

- Panno Weasley, panie Malfoy, dobrze że jesteście, chciałabym z wami pomówić.

Rose odwróciła się prędko, a widząc surową twarz dyrektorki, odwróciła niechętnie wzrok. Wciąż w myślach prześladował ją zarozumiały uśmieszek Scorpiusa, a cała radość z zakwalifikowania się gdzieś wyparowała.

Podążyła jednak razem ze swoim odwiecznym wrogiem do gabinetu profesor McGonnagall i usiadła posłusznie na krześle za biurkiem, spuszczając głowę z niezadowoleniem. Czuła bijące od Malfoya samozadowolenie i kompletnie ją to przytłaczało.

- Cieszę się, że to wy będziecie reprezentować Hogwart w Międzynarodowym Magicznym Pokazie Umiejętności. Jestem pewna, że obydwoje pokażecie się z dobrej strony i godnie rozsławicie imię naszej szkoły. Mam nadzieję, że jesteście dostatecznie zdeterminowani, bo wygrana zapewnia Wybitny Owutem z czterech przedmiotów wiodących w tych zawodach wiedzy. Szczegółowe informacje zostaną przekazane wam na miejscu, a wasi rodzice poinformowani o kwalifikacji jeszcze dziś. Powinniście się spakować, w poniedziałek zostaniecie eskortowani na statek, który zawiezie was na miejsce. Mam nadzieję, że wszystko jest jasne.

- Ale że... już? – jęknęła Rose, patrząc ze zdziwieniem to na Malfoya, to na dyrektorkę. – Już mamy zdawać dalsze testy?

- Spakujcie się na dwa tygodnie – wtrąciła McGonnagall. – Reszty dowiecie się na miejscu. I, tak, panno Weasley, już.

MPU - SCOROSEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz