Rozdział 8

197 9 2
                                    


Ból przyćmiewał wszystko. Kręciło jej się w głowie i miała mroczki przed oczami, jednak kiedy zdołała przypomnieć sobie ostatnie zdarzenia, gwałtownie usiadła. Leżała na chłodnej podłodze, w osnutym mrokiem pomieszczeniu. Widziała jedynie mdłe światło sączące się spod zamkniętych drzwi. Dookoła unosił się kurz, drapiący ją w gardło i kręcący w nozdrzach.

Powoli stanęła na nogi i podeszła do wyjścia, z całej siły na nie napierając. Drewniana przeszkoda jednak ani drgnęła, nie wydając z siebie nawet najsłabszego skrzypnięcia.

- Malfoy? – zawołała w ciemną przestrzeń tuż za nią, usilnie starając się przyzwyczaić oczy do tak gęstego mroku.

- Jestem – odpowiedział, a jego głos dobiegł ją z lewej strony. Ruszyła więc tam po omacku. Potknęła się jednak, jak długa zwalając się na ciało towarzysza. Niechętnie pomógł jej się podnieść i usiąść obok niego.

- Różdżki? – spytała Rose, łamiącym się głosem. Panicznie się bała małych, ciemnych pomieszczeń. Doprowadzały ją wręcz do szaleństwa. Czuła, że długo tu nie wytrzyma, jej oddech z każdą chwilą stawał się płytszy i bardziej świszczący.

- Nie mamy – stwierdził Scorpius, jeszcze raz bezskutecznie przetrząsając kieszenie. Nic to nie zmieniło, nie pojawiły się magicznie przy ich właścicielach.

- Nie zdążymy na zawody! – pisnęła Rose, pełna przerażenia. – Gdzie my jesteśmy?!

- Już nie zdążyliśmy, ocknąłem się jakieś dziesięć minut temu. Merlin jeden wie, gdzie. W jakimś składziku.

- No pięknie! – krzyknęła, podrywając się do pionu. Owładnięta furią nie była w stanie panować nad nerwami, które zaczęły gorzeć ogniem w jej ciele. Podeszła do drzwi i zaczęła je z całej siły kopać, mając złudną nadzieję, że może jednak coś to da. – Kto to zrobił!

- Nie pamiętam – przyznał niechętnie Malfoy. Zapadła między nimi cisza, przerywana jedynie regularnymi uderzeniami w hardo trzymające się drzwi. – Daj im już spokój.

- Muszę stąd wyjść! – jęknęła Rose, opadając bez siły na posadzkę tuż pod wyjściem. Czuła się przytłoczona, zlekceważona i bezsilna, co w takim połączeniu dawały jej wręcz zabójczo nieznośną mieszankę.

- Próbowałem już chyba wszystkiego – mruknął Scorpius, podchodząc do niej powoli, nie chcąc się potknąć o leżące pod stopami rzeczy. Usiadł tuż obok i westchnął, słysząc jej nierównomierny oddech.

- Kto mógł zrobić takie świństwo? – jęknęła, chowając twarz w dłonie. Cienka strużka światła wpadająca spod drzwi zabarwiła jej włosy na miedziany kolor. Mimo dłuższego czasu przebywania w ciemnym pomieszczeniu, ich wzrok ledwo rozróżniał kontury naskładanych tu urządzeń.

- Ktoś, kto nas jakoś szczególnie nie lubi – odparł Malfoy, poklepując ją lekko po ręce. Poderwała się zdenerwowana do pionu i odeszła od niego parę kroków, sycząc z niezadowoleniem i mamrocząc pod nosem przekleństwa.

- Mieliśmy rywalizować! Tymczasem wyleją nas z tego konkursu na zbity pysk i to jeszcze nie z naszej winy!

- Uspokój się, możemy zostać co najwyżej zdyskwalifikowani z tej tury.

- Spadniemy na sam koniec! – prychnęła, niczym rozjuszona kocica. – Wątpię, żeby udało nam się dostać do ostatniej, najważniejszej walki! A to wszystko przez jakiś durny schowek i przeciwników-kretynów, którzy boją się nam sprostać w walce!

MPU - SCOROSEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz