4

217 19 4
                                    

Po śniadaniu wyjechaliśmy z hotelu. Udało nam się zdobyć mapę. Finn nie do końca radził sobie z prowadzeniem auta, nie miał prawa jazdy i chociaż ja także to znałam się na samochodach. Dlatego zamieniliśmy się miejscami. Teraz to ja siedzialam za kierownicą. Obyśmy tylko nie natrafili na policję albo co gorsza Najwyższy Porządek, tego by nam jeszcze brakowało. Niestety chłopak w czytaniu mapy był równie słaby co za kołkiem, wiec straciliśmy kilka godzin, praktycznie krążąc w kółko. Gdy już byłam na skraju wytrzymałości, zadecydowałam ze musimy zrobić postój. Podczas, gdy Finn wraz z BB-8 poszli kupić jedzenie i trochę wody na stacji benzynowej, ja wzięłam się za naprawianie GPS-a. W bagażniku tego starego jeepa znalazłam skrzynkę z narzędziami. Położyłam ją na podłodze z przodu, gdy zobaczyłam coś złotego. Podniosłam znalezisko i uważnie się mu przyjrzałam. Były to złote kostki do gry, pamiętam, że znajdowały się tu od dawna. Postanowiłam umieścić je na honorowym miejscu i przyczepiłam do lusterka. Kto wie, może wiąże się z nimi jakaś niezwykła historia lub są pamiątką rodzinną? Takie teorie można by snuć dosłownie o każdym przedmiocie, znajdującym się tu. Po godzinie jakoś udało mi się rozpracować mechanizm działania tego urządzenia. Moje starania nie poszły na marne, gdy już skończyłam wszystko działało jak w zegarku. Nareszcie coś się udało.
- Finn! Możemy jechać!- krzyknęłam do bawiącego się kilka metrów dalej chłopaka wraz z psem.
- Jesteś wielka- powiedział z uśmiechem
- Wiem- ukłoniłam się teatralnie- teraz nie ma już szans ze się zgubimy- popatrzyłam złowrogo na Finna
- Yyy, no tak, jeszcze raz przepraszam cię za tamto- spuścił głowę zażenowany
- Było minęło- machnęłam ręką- a teraz wsiadamy- zarządziłam.
Droga ciągnęła się w nieskończoność. Niebo powoli zaczynało przybierać ciemne barwy. Piękny fiolet pomieszał się z żółcią zachodzącego jeszcze słońcem. Tereny pustynne przeobraziły się w pojedyncze lasy. Nigdy nie wyjechałam ze swojego miasteczka, dlatego tez nie miałam okazji zobaczyć roślin znajdujących się tu. Wokół drogi rosły cudowne błękitne kwiaty, od teraz to chyba mój nowy ulubiony kolor. Przez uchylne okno wpadał przyjemny letni wiatr. Zerknęłam na psa, który podobnie jak ja rozkoszował się ta chwilą i wychylił się na zewnątrz. Niestety Finn nie był w tak dobrym humorze co ja i BB-8. Spostrzegłam na jego twarzy duże zmartwienie, nie dziwię się w końcu niedawno stracił przyjaciela. Nie znałam go, ale myślę, że był naprawdę dobrym człowiekiem, który poświęcił się w imię lepszego jutra. Ponieważ nie miałam pomysłu na rozmowę, postanowiłam włączyć naprawione radio. Wybrałam dość spokojną piosenkę, by nie psuć panującego nastroju. Chłopak spojrzał na mnie i posłał mi lekki uśmiech, który odwzajemniłam.
Po dłuższej chwili zorientowałam się, że od kilku godzin nie napotkaliśmy po drodze żadnego miasteczka, stacji benzynowej lub chociażby tablicy informacyjnej. Lekko zdenerwowana spojrzałam na nawigację. Od Corousant dzieliło nas ponad 2 tys. kilometrów. Nie ma szans, że zajedziemy tam przed ranem. Muszę przyznać, że ten złom jest naprawdę szybki, ale i tak nie da rady przejechać tak długiego dystansu w tak krótkim czasie. Cholera, do tego powoli kończy nam się paliwo. I jeszcze zaczął padać deszcz. Sądząc po naszym szczęściu napewno zamieni się w ulewę. Mamy dwie opcje; albo będziemy liczyli na cud i jechali przed siebie w tych strasznych warunkach, licząc że zbiornik z benzyną magicznie się napełni, a po drodze znajdziemy hotel albo zatrzymamy się gdzieś na poboczu, czekając na koniec burzy i mając nadzieję, że hotel sam spadnie nam z nieba wraz z paliwem. Zdecydowanie wolę tą drugą opcję. Spoglądam obok ma chłopaka. Śpi, może narazie nie będę go budzić, przynajmniej nie myśli w ten sposób o problemach. Ziewnęłam, ja tez jestem śpiąca. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu dobrego miejsca na zaparkowanie Sokoła. Zauważam ścieżkę pomiędzy drzewami. Zjechałam z trasy i zaparkowałam pod drzewem. Nagle usłyszałam jakaś głośną muzykę. Szybko wyłączyłam, wciąż grające radio. Przesunęłam twarz bliżej szyby. Zobaczyłam jakiś bar i parking. Chyba los postanowił się do nas uśmiechnąć. Ale uznałam, ze udamy się tam jutro. Nie dość, ze rozpadało się na dobre, to o tej porze mogą się tam kręcić podejrzani ludzie. Dlatego zostaniemy tutaj. Postanowiłam, ze obudzę Finna i wszystko mu wyjaśnię, w przeciwnym razie może to on obudzić mnie tylko, że w środku nocy oczekując odpowiedzi, skąd się tu wzięliśmy. Delikatnie nim potrząsnęłam. Natychmiast otworzył oczy i usiadł, tym samym wyrywając ze snu BB-8.
- Co się stało?- wymamrotał pocierając oczy
- Zostaniemy tutaj do jutra, a z rana zapytamy się w barze obok jak dotrzeć do najbliższego hotelu, zgoda?- zapytałam
- Tak, tak- machnął rękę i z powrotem położył się do swojej poprzedniej pozycji.
Westchnęłam zrezygnowana, nie wiem czy dotarło do niego chociażby jedno moje słowo. Biorąc przykład z chłopaka i psa ja także zamknęłam oczy. To będzie kolejna noc poza domem.
Usłyszałam głośne pukanie, a raczej walenie w szybę. Byłam tak zmęczona, że nie chciało mi się otwierać oczu. Wymamrotałam coś pod nosem, sama nie wiedząc co. Ale po chwili zorientowałam się, że takie odgłosy w środku nocy to nic dobrego. Gwałtownie otworzyłam oczy i się podniosłam. Przed sobą zobaczyłam dwie czarne postacie. Obydwie trzymały broń. Wystraszona, jak jeszcze nigdy, zaczęłam wołać Finna nie odrywając wzroku od szyby.
- Finn obudź się!- krzyknęłam
Na moje zaczepki chłopak reagował tak samo, jak ja przed chwilą.
- Jeszcze chwila- zaczął wymachiwać rękami jakbym była jakaś natrętną muchą. Ludzie stojący obok auta najwyraźniej stracili cierpliwość, uderzenia nasilały się.
- Otwórz te cholerne drzwi albo sam to zrobię!- warknął obcy przykładając lufę pistoletu do szyby obok mnie. Byłam przerażona, ale po przekalkulowaniu naszych szans uznałam, że to chyba najlepsze wyjście. W międzyczasie Finn obudził się i przerażonym wzrokiem wpatrywał się w moja drżącą rękę, która powoli otwierała drzwiczki. Gdy tylko nacisnęłam klamkę mężczyzna natychmiast przycisnął pistolet do mich pleców. Przerażona powoli opuściłam samochód, Finn zrobił to samo. Niestety przez jego zwinność poślizgnął się w błocie, pociągając mnie za sobą przez co obydwoje leżeliśmy na mokrej i zimnej ziemi wyczekując najgorszego. Teraz mogłam choć trochę przypatrzeć się napastnikom. Jeden z nich wyglądał na podstarzałego, ale nadal groźnego faceta. Może to wina jego ubioru i licznych pocisków przypiętych do pasa, a może to przez tą lufę, która była wycelowana prosto w moją głowę? Natomiast drugi był o wiele większy od poprzedniego. Także był uzbrojony, trzymał w rękach kuszę. Na pierwszy rzut oka był obcokrajowcem, może miał indiańskie korzenie. Posiadał niecodzienne długie, brązowe włosy i puchatą kurtkę w tym samym kolorze, do której przypięty był czarny pas. Ale postanowiłam już dłużej nie skupiać się na wyglądzie mężczyzn. Teraz najważniejszy był powód ich ataku.
- Skąd macie to auto?!- czyżby to była odpowiedź na moje pytanie? Wywlekli na z tego grata w środku nocy, ponieważ zachciało im się słuchać o moim byłym miejscu pracy?! Postanowiłam, ze od razu odpowiem, gdyż byliśmy w dość kiepskiej sytuacji i raczej nie należało pogrywać z tymi bandytami.
- Wzięliśmy je ze złomowiska w mieście Jakku położonego jakieś kilkaset kilometrów stąd-odpowiedziałam szybko, chcąc uniknąć kolejnych komplikacji
- Dobrze, teraz nam je grzecznie oddacie albo będziemy zmuszeni sami je wam zabrać siłą- powiedział z grobową miną
- Czemu?!- krzyknęłam wraz z Finnem. Zdezorientowana spojrzałam na chłopaka leżącego tuż obok. Nie odzywał się od początku tej akcji, a teraz nagle postanowił przemówić, odpowiedni sobie moment znalazł. Zerknęłam także na psa, który zdenerwowany krążył wokół nas. Obrońcy się znaleźli.
- Bo to auto należy do mnie- mężczyzna wycedził przez zęby
- Z tego co wiem, to należało kiedyś do Hana Solo- powiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy, ponieważ raczej niebezpiecznie jest mu zdradzać dlaczego tak bardzo potrzebujemy tego samochodu. Może jest jakimś szpiegiem Najwyższego Porządku, tylko ukrywającym się pod maską szmuglera?
- No to wreszcie doszliśmy do porozumienia, bo właśnie stoi przed tobą- warknął
Otworzyłam szeroko oczy i jeszcze raz zlustrowałam wzrokiem napastnika. Han Solo, o którym słyszałam liczne historie, wielki pilot, bohater wojenny, przyjaciel samego Luka Skywalkera, mąż Lei Organy i zięć wielkiego Dartha Vadera stoi przede mną?! Nie to niemożliwe, ten koleś chyba za dużo wypił albo uznał, ze jestem tak naiwna by uwierzyć w jego słowa.
- Udowodnij- zażądałam
- Niczego takiego nie zrobię, to mój wóz, nie wygrałem go w karty tylko po to żeby teraz jeździły nim jakieś bachory!
- Ale jest nam potrzebny!- wtrącił się Finn, oby tylko nie chlapnął za dużo
- Niby do czego?! Żebyście mogli nim pojechać na imprezkę do znajomych?!- krzyknął pseudo Han
- Nie! Musimy dostarczyć ważne informacje Ruchowi Oporu! - odpowiedział chłopak, po czym szybko zakrył sobie usta, orientując się co takiego właśnie powiedział. Zrezygnowana opadłam plecami na błoto, łapiąc się za czoło. Zaczęłam poważnie zastanawiać się, czy ten chłopak na serio należał, jak to powiedział to najbardziej wyspecjalizowanej grupy przestępczej w kraju, a może i na świecie i tak po prostu uciekł, czy może sami go wywalili bo wypaplał jakieś bardzo ważne informacje.
- Ruch Oporu mówisz- pseudo Han zaczął pocierać brodę, zapewne zastanawiając się nad czymś. Odwrócił się i zaczął coś mamrotać do swojego kompana, z czego wyłapałam tylko strzępki słów. Po chwili znów skierował swój wzrok na nas. Mogę sie założyć, ze pracuje dla Najwyższego Porządku.
- Kolejni młodzi co się do wojny pakują- westchnął zrezygnowany- jak ważne są to informacje?- zapytał. Zdziwiła mnie jego reakcja, ale uznałam ze i tak nie mamy nic do stracenia, wiec mu powiem.
- Tak ważne, ze mogłabym dać sobie rękę za nie uciąć- powiedziałam, chociaż tak naprawdę nie znam ich wartości, ale coś podpowiadało mi, że Ruchowi Oporu bardzo na nich zależy.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko zaczął się histerycznie śmiać. Nie jestem pewna, czy to dobrze, czy źle.
- Słyszałeś Chewe? Rękę by dała sobie uciąć- wciąż się śmiejąc, poklepał swojego towarzysza, którego także to wszystko bawiło. Czy oni nie wiedzą, ze to była tylko taka metafora?! Po dłuższej chwili obydwaj przestali rechotać, jednak na ich twarzach zagościły uśmiechy, co uznałam za dobry znak.
- Uważaj, bo jeszcze się spełni- pseudo Han już z poważna miną pogroził mi palcem, po czym znowu parsknął śmiechem.
- Heeltemal soos 'n luke- jego towarzysz powiedział coś w niezrozumiałym dla mnie języku
- Tak, podobna do Skywalkera- powiedział starszy mężczyzna. Podobna do Skywalkera? Ja? Coraz bardziej zaczęłam się zastanawiać, czy ci faceci czegoś nie brali. Przecież ta sytuacja musiała wyglądać co najmniej dziwnie. Jest noc, pada deszcz, my leżymy w błocie, a oni zwijają się ze śmiechu. Na początku chciałam, by ktoś wezwał pomoc dla nas, ale po dłuższym poznaniu tych dwojga, uznałam, ze im bardziej się przyda.
- Przypominasz mi mojego starego przyjaciela, mała- wskazał palcem na mnie- zabiorę was do Ruchu Oporu
To były jednocześnie najszczęśliwsze i najbardziej zaskakujące słowa jakie słyszałam od dawna, czyli wciąż jest nadzieja. Może ten szurnięty typek nam pomoże? Nie wiem, czy do końca mu ufać, ale jego propozycja jest kusząca. Kolejna nietypowa znajomość w ciągu kilku dni chyba nie zaszkodzi? Napewno przekonam się o tym z czasem.

Realistyczna milośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz