CZĘŚĆ 4

913 90 95
                                    

Po wybuchu pralki w pokoju numer osiem wśród lokatorów zapanował lekki zamęt.

Mimo niespokojnych nastrojów nie odnotowano poważniejszych zamieszek.

Awaria najprawdopodobniej została spowodowana przez notowanego już Herculesa Mulligana który nie potrafi obyć się z tak skomplikowanym sprzętem i nowymi metodami prania.

Rozwścieczeni, zalani sąsiedzi z dołu nie oszczędzili nikogo w nieszczęsnym sanktuarium Herculesa. Tak samo jak pozostali mieszkańcy ósemki.

-Skąd miałem wiedzieć że mogę wrzucić tylko kilka?! 

Mulligan wziął wdech.

-Dostałem przecież całą siatkę a to tylko jakieś nasionka! Chciałem żeby wszystko się dobrze wyprało!

-No i się wyprało.- podsumował Marquis 

Z kompletną rezygnacją spojrzał na ociekające wodą spodnie przyjaciela smutno wiszące na drzwiach. 

John w tym czasie odpierał ataki wszystkich zaniepokojonych hukiem studentów, ale i tych skrajnie rozwścieczonych wodą kapiącą im z sufitu.  

Na całe szczęście jego postawa zawsze łagodziła konflikty i napięte sytuacje- Dzięki temu sprawca katastrofy mógł ukryć się na tyłach mieszkania przynajmniej do czasu przybycia hydraulika. 

Laurens starał się wytłumaczyć każdemu po kolei że pralka po prostu się zepsuła, wszyscy żyją i Laffayette już wezwał speca. Takim sposobem odprawił z trochę zmęczonym i wymuszonym uśmiechem co najmniej dziesiątkę interesantów z pośród których wyłaniali się np. Burr, Charles z dołu oraz Siostry Shuyler i jakiś koleś kryjący się za fikusem. Już po samych butach Laurens mógł ocenić że ostatnią rzeczą o której marzył była konfrontacja z siostrami. 

Czy dzisiaj do cholery mamy jakiś festiwal krycia się przed ludźmi?

Piegusowi w końcu udało się zamknąć drzwi do mieszkania. Zsunął się plecami po drzwiach i mimowolnie parsknął śmiechem. 

-Ktoś może szykuje kolejną część tego kabaretu?- Zapytał się rozbawiony.

Wieczór po wizycie hydraulika minął już bardzo spokojnie. Co prawda od czasu do czasu padały rozmaite żarty tematyczne wątpliwych lotów, ale to byłoby tyle. Wszyscy położyli się spać całkiem wcześnie.

                                                                ***

Alexander wpatrywał się w sufit.

Jezus, czemu to musi być takie trudne?

Dlaczego? Oh, dlatego, że teraz z jakiegoś powodu już nie potrafi spojrzeć jej w oczy.

Hamilton leżał w łóżku. Założył ręce za głowę i obserwował cienie i błyski płynące po suficie. 

Był tym spektaklem trochę zahipnotyzowany, ale otrzeźwiający chłód od okna sprawiał, że sen był ostatnią rzeczą, o której teraz myślał. Aktualnie jego myśli zajmowało to, jak teraz powinien zachowywać się w pobliżu Elizy. Już dawno zdał sobie sprawę że to, co przeżyli opierało się tylko na zauroczeniu.

Zaraz ci przejdzie idioto- Powiedział do siebie w myślach. Tym sposobem starając się otrząsnąć z głupich i niepotrzebnych rozważań.

Burr chrapał spał na łóżku obok i tym swoim rzężeniem przekonał go, aby jednak spróbował zasnąć. W jego głośnym chrapaniu kryła się chyba jakaś mądrość.

W momencie, w którym Alex owinął się kołdrą i zamknął oczy usłyszał uderzenie tuż za jego głową.

                                                                                ***

What'd You Miss? || HAMILTONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz