12. Cisza

27 7 0
                                    

Po kilku godzinach poszukiwań znalazłam wejście do jaskini. Było wysokie na kilkanaście metrów, całe porośnięte bluszczem i paprociami. Zsiadłam z konia, zapaliłam pochodnię i weszłam do pieczary. Uderzył mnie niewyobrażalny smród, ale nie mogłam zlokalizować jego źródła, więc mocniej przycisnęłam chustę do twarzy i ruszyłam w głąb szerokiego korytarza. Po kilku minutach doszłam do rozwidlenia

– no świetnie, a teraz gdzie mam niby iść, co? Dobra, niby w lewo– w drzewo, ale tu mniej cuchnie– wymamrotałam do siebie skręcając w korytarz po lewej stronie, jednak nic to nie dało, bo tunele połączyły się kilkanaście metrów dalej i znalazłam się w wielkiej, wyżłobionej przez wodę sali. Na podłodze walało się pełno szczątków wszelkiego rodzaju stworzeń, w tym ludzi, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Z głębi pomieszczenia słychać było szum spadającej z dużej wysokości wody. Na ścianie po prawej stronie zauważyłam jakieś dziwne rysunki, najprawdopodobniej te, o których wspominał Menteith. Podeszłam bliżej i nagle, w całym pomieszczeniu zaczęły samoistnie zapalać się wielkie pochodnie, przepięknym, turkusowym płomieniem. Dopiero teraz zobaczyłam ogrom pieczary, spokojnie można by tu wybudować zamek. Zgasiłam pochodnię i zaczęłam bliżej przyglądać się malowidłom: większość przedstawiała sceny z polowań na różne stworzenia, wyprawy morskie i tym podobne, ale dotyczyły one tylko zamierzchłych czasów, nie było nic, co mogło by w jakiś sposób 'przepowiedzieć' przyszłość. Po ponad godzinie obeszłam całą salę dookoła, nie znajdując kompletnie nic, co mogłoby mi pomóc.

– Ehh, cholerny świrus chyba wysłał mnie tu tylko żeby pooglądać bazgroły ludzi, którzy od setek lat są martwi pff– wymamrotałam do siebie i ruszyłam w stronę wyjścia. Nie uszłam więcej, niż dziesięć kroków i pod prawą stopą usłyszałam ciche 'klik'. Stanęłam jak wryta nie zdejmując nogi z kamienia.

– No pięknie, płytka naciskowa. Tylko co ona niby uruchamia?– Rozejrzałam się po sali szukając wszelkiego rodzaju pułapek, ale niczego nie dostrzegłam. Szybko podniosłam nogę i przebiegłam kilkanaście metrów. Odwróciłam się, jaskinia pozostała bez zmian– phi, nie działa, a już myślałam, że mnie coś zasko...– nie dokończyłam, ponieważ wschodnia ściana pieczary rozpadła się w drobny mak, a z dziury wyłonił się wielki na dziesięć metrów olbrzym skalny. Jego skóra była obwisła i pokryta licznymi strupami, a plecy całe poobklejane szpiczastymi kawałami kamienia. Z pyska potwora toczyła się biała piana, czarne oczy nerwowo rozglądały się po jaskini. Chwilę później potwór dostrzegł mnie, zaryczał przeraźliwie i uderzył maczugą w ścianę obok niego, żłobiąc ogromne wgniecenie. Przełknęłam ślinę i już miałam wyciągnąć miecz, gdy nagle, po przeciwnej stronie jaskini ściana z hukiem runęła, odsłaniając kolejnego giganta. Był jeszcze paskudniejszy od pierwszego, jego plecy były najeżone ostrymi niczym groty strzał skałami. Oba potwory w tej samej chwili pędem rzuciły się w moją stronę rycząc tak głośno, że sufit jaskini zaczął samoistnie spadać. Rzuciłam się do ucieczki, nie było mowy o jakiejkolwiek walce. Jedno uderzenie taką maczugą, a ja zamieniam się w mokrą plamę. Każdy krok giganta był niczym małe trzęsienie ziemi, raz po raz wytrącające mnie z równowagi. Upadek w tych okolicznościach oznaczałby śmierć, dlatego za wszelką cenę starałam się biec dalej. Olbrzymy zbliżały się niemiłosiernie szybko, ale spadające fragmenty sufitu były znacznie większy problemem. Skutecznie utrudniały mi bieg w prostej linii, bardzo mnie spowalniając. Pędziłam szerokim korytarzem, a kilkanaście metrów za mną pierwszy gigant niszczył maczugą tunel rycząc przeraźliwie. Wybiegłam z jaskini, szybko wsiadłam na Nillisa i ruszyłam cwałem przed siebie. Tuż za mną z pieczary wypadły olbrzymy i zaczęły mnie gonić. Pokierowałam konia między gęste drzewa mając nadzieję, że spowolni to potwory, one jednak łamały je niczym zapałki, nieustannie się zbliżając.

Gnałam na oślep przez ciemny las, bogowie wiedzą jak długo, ciągle słysząc dudnienie kroków i przeraźliwy ryk tuż za moimi plecami. Serce łomotało mi w piersi, nie mogłam złapać oddechu, Niliis szybko tracił siły i coraz bardziej zwalniał. Miałam dość, chciałam, żeby to wszytko się już skończyło.

I moja prośba została wysłuchana.

Poczułam, że spadam, spojrzałam w dół– pod nami znajdowała się przerażająca czeluść, zdająca się nie mieć dna. Usłyszałam głośny pisk Nillisa, zleciałam z siodła i poczułam niesamowity ból w lewej łydce. Usłyszałam chrupnięcie kości, kolejny kwik zwierzęcia, znów chrupniecie, poczułam przeraźliwy ból w prawym barku, potem w boku, przekoziołkowałam kilkanaście metrów po ostrych skałach rozcinając zbroję i skórę. Poczułam mocne uderzenie w głowę, a potem...

Potem nastała cisza...

Córka CieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz