16. Miniona noc

26 3 0
                                    



Obudziłam się z bolącą głową. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że znowu jestem w jaskini; ponadto cała byłam upaćkana krwią(całe szczęście nie własną).

– Okeej... Co się tu stało ostatniej nocy...?– wymamrotałam podnosząc się z ziemi. Kilka metrów dalej leżał Nebros, ochoczo żujący kawałek mięsa. Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Smacznego piesk- Czy.To.Jest.Dłoń?!– Wyrwałam ścierwo z pyska wilka, na co ten wydał z siebie pomruk niezadowolenia. Przyjrzałam się bliżej zdobyczy mojego towarzysza; faktycznie była to ludzka dłoń, większa od mojej, więc pewnie należąca do mężczyzny. Na serdecznym palcu widniał duży, złoty sygnet. Ściągnęłam pierścień, a dłoń oddałam Nebrosowi– jemu sprawi więcej radości. Przetarłam sygnet, niestety nie poznałam znaku na nim widniejącego, jednak sądząc po ciężarze był wiele wart.

– No dobrze, skoro mamy dłoń, gdzieś niedaleko musi być reszta...– schowałam błyskotkę do kieszeni i rozpoczęłam małe śledztwo.

Po kilkunastu minutach znalazłam resztę nieszczęśnika, a raczej dwójki nieszczęśników. Byli to kobieta i mężczyzna, a ściślej mówiąc to, co z nich zostało. Oboje leżeli związani w dziwnych pozycjach, zalani od dawna gęstniejącą krwią. Prawdopodobnie tą samą, która oblepiała i moje ciało. Czy to ja ich zabiłam?Prawdopodobnie, tylko czemu? Nie mogłam dojść do żadnego logicznego wniosku, dlatego postanowiłam zmyć z siebie krew i na spokojnie spróbować przypomnieć sobie minioną noc.

...

– Wróciłam do Arkavelle, zastałam naszą bazę przerobioną na burdel... Czyylii... Te ciała to pewnie Lance i jedna z prostytutek. Niee... Lance nienawidzi złotych sygnetów.– Myślałam na głos zażywając kąpieli w jednym z gorących źródeł i obracając w palcach ozdobny pierścień. Ciepła woda dobrze mi zrobiła i z każdą chwilą przypominałam sobie kolejne fragmenty ostatniej nocy...-Pamiętam jak biegiem przemierzałam opustoszałe ulice, potem jak witał mnie czarny kot. Czyli dłoń należy do czarodzieja. W sumie ma to swoje dobre strony, nie będę musiała słuchać jego skrzekliwego głosu. Tylko kim jest ta kobieta...? Nie przypominam sobie, żeby w tym mieście jakaś zalazła mi za skórę... Może to prostytutka? Nie... na pewno nie, nie była ubrana jak jedna z nich... Może to przypadkowa osoba, która zobaczyła jak zmagam się z czarodziejem? W takim układzie, czemu ją też zmasakrowałam? Może chciałam od nich coś wyciągnąć? Nie.... To nie ma sensu. -mamrotałam pod nosem przecierając ciało kolejną porcją ciepłej wody.-Czyżbym wpadła w ślepy szał? To by tłumaczyło stan ich ciał... Czemu jednak zamiast wyładować się na pierwszej napotkanej osobie( jak to miało miejsce poprzednim razem, gdy straciłam nad sobą kontrolę) przeszłam taki kawał miasta nie raniąc ( prawdopodobnie) nikogo i poszłam prosto do czarownika? -zanurzyłam twarz pod wodę w nadziei, że zmyje ona choć trochę moją dezorientację. Niewiele jednak pomogła, wiec postanowiłam dokładniej przyjrzeć się nieboszczykom.

Zaczęłam od kobiety, bo była pewnie mniej istotna i zapewne zabiłam ją bez większych ceregieli. Sądząc po ubiorze należała do sfery najbiedniejszych mieszczan, jedyną biżuterią był mały wisiorek Maruli– pomniejszej bogini, przedstawianej jako kwoka o złotych skrzydłach i z koszem kwiatów w dziobie, która miała opiekować się gospodarstwem domowym, dziećmi i ich matkami(co, jak łatwo było zauważyć, nie wychodziło jej za dobrze, biorąc pod uwagę obecny stan właścicielki wisiorka). Kobieta była związana (skąd ja wytrzasnęłam liny?) i cała utaplana w krwi, jednak na ciele nie znalazłam poważnych obrażeń. Popatrzyłam na jej twarz i w momencie przypomniałam sobie jak ją zabiłam...

Ocknęła się kilkanaście minut przed mężczyzną i zaczęła skamleć, błagać i płakać, a później jej szloch przerodził się w niemiłosierne wycie, dodatkowo potęgowane przez ściany jaskini.Tak, pamiętam jej wysoki i piskliwy głos, każde jej słowo powtarzane przynajmniej trzy razy przez kamienne korytarze. Zirytowała mnie, więc obcięłam jej język i wepchnęłam głęboko w gardło. Skrzywiłam się lekko swoim brakiem opanowania,  ale kobieta i tak była już od kilku godzin martwa więc rozmyślanie nad tym nie miało większego sensu. 

Podeszłam więc do ciała blondyna, które było w znacznie gorszym stanie. Jego paznokcie były powyrywane, na całym ciele widniały drobne nacięcia, ślady po oparzeniach, liczne siniaki i wiele innych dość bolesnych obrażeń. Przykucnęłam przy jego zwłokach zastanawiając się, co chciałam od niego wyciągnąć tymi torturami. Musiało mi zależeć na czymś konkretnym, po stanie truchła widać było że biedak cierpiał dobre kilka godzin... Chociaż może chciałam go ukarać za to co stało się z Nillisem?  Nie... Przecież minęły tygodnie od jego śmierci, zdążyłam wyładować już swoją złość wielokrotnie. Nie czułam już bólu po jego stracie, tylko pustkę... A nawet jeśli, cóż, przecież koniec końców był to 'tylko' koń... Dlaczego zabiłam tego głupca tak brutalnie?W głowie miałam tysiące pytań i myśli tworzących jeden wielki niezrozumiały szum. A dziury w pamięci wcale nie pomagały go uciszyć. Uznałam, że na chwilę obecną najlepiej będzie się poddać. Może kiedyś mi się przypomni. Przeszukałam zwłoki, a następnie wyrzuciłam je przed najbliższe wejście jaskini– wilki się ucieszą, a kości porozwlekane przed pieczarą skutecznie odstraszą ewentualnych gości, podtrzymując legendę o bestii.

Nebrosa zostawiłam w jaskini, a ja po zachodzie słońca udałam się do domu Menteitha, aby sprawdzić czy to na pewno był on i poszukać jakichś wartościowych przedmiotów. Drzwi jak zwykle same się otworzyły, czarny kot z cichym miauknięciem przyszedł się przywitać. Zeszłam na dół nie zastając nikogo, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że wynik mojego małego śledztwa zgadza się ze stanem rzeczywistym. Taki dziwak na pewno nigdzie się nie wybiera, prawda? Zrobiłam mały rekonesans i mimo bardzo szczątkowej wiedzy na temat przedmiotów magiczno-alchemicznych stwierdziłam, że na wszelkiego rodzaju sprzęcie i odczynnikach z domu maga będę mogła nieźle zarobić.

...

Nie miałam ochoty więcej wracać do tego burdelu, który niegdyś robił mi za bazę wypadową, więc pożyczyłam złoto znajdujące się w domu czarodzieja i udałam się do 'Złotego Bazyliszka'(zupełnie zapominając, ze nie mam tam już wstępu).

Po tym jak właściciel karczmy dobitnie dał mi do zrozumienia, że nie jestem w niej mile widziana, spędziłam noc w spelunie 'Szczurzy chichot' (Co to w ogóle za nazwa?) i nawiązałam kilka ciekawych znajomości. Wpadło mi parę pomniejszych zleceń, a przed południem postanowiłam powłóczyć się po mieście, ot dla rozrywki posłuchać miejscowych bardów i przy wtórze wesołej muzyki zakosić kilka sakiewek. To naprawdę bardzo miła forma spędzania wolnego czasu. Po południu wróciłam do 'Szczurzego chichotu' aby przespać się trochę przed nocą pełną pracy.


~~~~~

Ekhem, dobry wieczór, nie było mnie ""trochę"", wiem.

I ze smutkiem stwierdzam, że jeszcze ""trochę"" mnie nie będzie. 

Mam napisane 4 rozdziały w zapasie(a raczej szkielety rozdziałów, liczące około 500-700 słów, dlatego trzeba nad nimi jeszcze popracować)

Tak czy siak będą one sie pojawiać w odstępach kilkumiesięcznych (3-4 mam nadzieję) ponieważ już wiem, że przez najbliższe 5,5 roku nie będę miała czasu na pisanie, bo wybrałam sobie (A jakże, nie może być przecież za łatwo w życiu) jedne z najtrudniejszych studiów w Polsce (horraaay)

Z góry przepraszam, bo wiem jak to irytuje nie wiedzieć co się stanie i sama wielokrotnie klnęłam na twórców niepublikujących w humanitarnych odstępach czasu, ale cóż mogę rzec... Są rzeczy ważne i ważniejsze, a niestety  pisanie to jedno z pomniejszych hobby... 

Dziękuję Wam jednak za to, ze mimo publikowania raz na ruski rok(dosłownie) nadal są osoby które chcą dalej czytać moje wypociny i przypominają mi komentarzami, że coś im jestem winna, postaram znaleźć w przyszłości czas, żeby coś dla Was wyskrobać.

Jak na razie mam nadzieję, że ten mały, poświąteczny prezent Wam się podoba :)

~Peace!


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 27, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Córka CieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz