15. Powrót

31 5 2
                                    


Tym razem nie śnił mi się żaden koszmar, obudziłam się wypoczęta, jak nigdy dotąd. Ognisko powoli dogasało, obok stał garnek z wciąż gorącą zupą. Nie było śladu po Hathor i duszkach, postanowiłam więc zjeść trochę pozostawionej potrawy i nieco rozprostować kości (co, jak się okazało, wcale nie należało do rzeczy prostej, moje ciało było w opłakanym stanie i nawet najmniejszy ruch wywoływał ból).

...

Po kilku dniach spędzonych w jaskini pod czujnym okiem mojej nowopoznanej znajomej wróciłam do zdrowia. Może nie byłabym w stanie przebiec maratonu, ale rany zagoiły się na tyle, żeby chodzić i wykonywać podstawowe czynności. Hathor w dzień opuszczała jaskinię w poszukiwaniu pożywienia i ziół, ja natomiast przemierzałam wilgotne korytarze. Pieczara była całkiem spora, pełna rozwidleń i dużych jam. W jednej z nich znajdowały się gorące źródła, w innej przepływał górski strumień. Z otworów w suficie wpadały wąskie smugi światła. Bardzo podobało mi się to miejsce, czułam się w nim bezpiecznie. Może kiedy w mieście wyznaczą sporą sumę za moją głowę urządzę sobie tu bazę? Jeden tunel podobno prowadzi niemal pod samo jezioro przy Arkawelle, więc nie musiałabym daleko biegać z łupami. Poza tym legendy o 'pradawnej bestii' czyhającej w tutejszych korytarzach skutecznie odstraszałyby rabusiów.

Przez te kilka dni zaprzyjaźniłam się z rogatą dziewczyną. Dowiedziałam się sporo o niej i jej pobratymcach, okazało się, że Hathor została wyrzucona z plemienia, bo zadawała się z ludźmi. Była zafascynowana naszą rasą (czego zupełnie nie potrafiłam pojąć), okazało się też że jest niepoprawną romantyczką, uwielbia czytać powieści i słuchać pieśni bardów.

Rozmawiałyśmy całymi nocami, na temat życia, natury i obyczajów naszych ras, aż zupełnie nie powróciłam do zdrowia. Obiecałam jej, że będziemy się spotykać w jaskini i gdy tylko wpadnie mi w ręce romansidło, od razu się z nią skontaktuję.

Moja zbroja nie była już do uratowania, dlatego poprosiłam Hathor, żeby skombinowała mi coś do ubrania i wyruszyłam w do Arkavelle.

...

Do miasta dotarłam o zmierzchu. Jedynym, co udało się znaleźć Hathor, była lekka, granatowo– czerwona suknia i cienka peleryna, dzięki którym łatwo wtopiłam się w tłum wracających do domu mieszczan. Niestety owo ubranie tylko wyglądało na ciepłe i przez tą dość którką drogę przemarzłam na kość.Cicho weszłam do zapadającej się kamienicy i powitał mnie uradowany Nebros. Piszczał i skakał dookoła nie mogąc się nacieszyć moim widokiem. Bardzo urósł przez ostatnie tygodnie, ale jego sierść była brudna i posklejana. Widać było, że znowu schudł.

– Ciekawe czy ten stary pijak chociaż go karmił...– mruknęłam do siebie zostawiając wilka i wspinając się po wąskich schodach na górę.– Ciekawe czy w ogóle zauważył, że nie ma mnie ponad dwa tygodnie...– Z rozmyślań wyrwał mnie głośny jęk. Skamieniałam. Ostrożnie wyjęłam miecz i cicho ruszyłam do góry. To co zobaczyłam dosłownie ścięło mnie z nóg.

Po całej kryjówce walały się kufle i butelki po wszelkiego rodzaju alkoholach, ale widok, który zastałam na MOIM łóżku był już stanowczą przesadą.

Lance i dwie niemal całkowicie pozbawione ubrań kurtyzany baraszkowali na całego, nawet nie zauważyli że ktoś wszedł. Na łożu Lance'a, cała upaćkana w cuchnących wymiocinach spała(albo leżała martwa, nieważne.) kolejna prostytutka. Kilka chwil stałam w osłupieniu, aż dotarło do mnie, że kiedy ja walczyłam o życie, on urządził sobie w naszej bazie pieprzony burdel!

– Dobrze się bawisz, Laaance?– Wykrzyknęłam z ironią. Prostytutki odskoczyły od szatyna jak oparzone z przerażeniem patrząc na moją wściekłą twarz i miecz. Lance zbladł gdy tylko zrozumiał co się stało. Na jego twarzy zaczął pojawiać się pot a ręce nerwowo trząść.

– T-to twoja żona?– cicho spytała przestraszona dziewczyna, nie spuszczając oczu z błyszczącej w mojej dłoni klingi. Nie usłyszała odpowiedzi.

– Widzę, że moja nieobecność wcale ci nie przeszkadza. Czy chociaż pomyślałeś o tym, że nie ma mnie zbyt długo?! Że może coś mi się stało i wypadałoby mnie poszukać? Zrobić cokolwiek?! Że może walczę w tym czasie o życie?!

– Er... ja...– zakłopotany mężczyzna spuścił wzrok i nie powiedział nic więcej.

– Tak myślałam.– Wysyczałam przez zaciśnięte zęby i wyszłam szybkim krokiem z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.

Musiałam się uspokoić. Lance dobrze wiedział co się ze mną dzieję kiedy jestem bardzo zła lub smutna– dlatego nawet nie próbował się tłumaczyć. Wiedział, że to jeszcze bardziej pogorszy sytuację. Dlaczego? Bo tracę nad sobą kontrolę. Kiedy ktoś mnie porządnie rozzłości, zaczynam zachowywać się jak zwierzę, wpadam w szał i zabijam wszystko co się rusza, a potem nie pamiętam co robiłam i jak się znalazłam w danym miejscu. Wyszłam, bo czułam, że jestem na skraju wytrzymałości, że w każdej chwili mogę wybuchnąć i zabić mojego przyjaciela, albo te bądź co bądź niewinne dziewczyny (one przecież tylko wykonywały swoją pracę). Miałam nadzieję, że zimowe powietrze dobrze mi zrobi i trochę ochłonę.

Jednak gdy tylko wyszłam z budynku... Stało się to, czego chciałam uniknąć...

Córka CieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz