Rozdział I

101 4 2
                                        

Blanca

Zaparkowałam swojego chevroleta pod barem, tuż pod irytująco mrugającą latarnią. Mam nadzieje, że żaden ptak nie nasra znowu na moje maleństwo, bo przysięgam, że zastrzelę.

- Mamusia niedługo wróci- z czułością poklepałam autko po masce. To mój największy skarb jedyny jaki mi został po rodzicach. Odkąd matka zmarła i przekazała mi długi, musiałam sprzedać dom w mojej „kochanej" wschodniej Wirginii i wyprowadzić się do tańszego mieszkania. Samochód zostawiłam sobie jako pamiątkę, choć wcale nie wiem czy chce pamiętać tamto życie. Zresztą błagam kto by sprzedał takie cudeńko. Nie ma to jak wsiąść za kierownicę i jechać, i jechać daleko od wszystkiego.

- Dalej gadasz do samochodu?- usłyszałam znajomy głos za sobą. Podskoczyłam przestraszona.

- Jane! Przestań się tak skradać, który to już raz? Mało na zawał nie zeszłam.

- Sory, ale mówiłam ci, że nie mogę się powstrzymać bo zawsze wyglądasz jak przestraszone kocie, a to jest takie uroczeee- dziewczyna zrobiła wesołą minkę i przylepiła mi się do ramienia.

- Dobra przestań już robić oczy jak kot ze Shreka i chodź bo zaraz się spóźnimy do roboty- uśmiechnęłam się i pociągnęłam ją w stronę wejścia. Jane była moją pierwszą przyjaciółką w nowym miejscu. Poznałyśmy się mojego pierwszego dnia pracy w tej spelunie. Gdy wchodziłam do baru nie zauważyłam, że jakiś facet wylał piwo na podłogę i jak to ja, kaleka życiowa poślizgnęłam się i wpadłam prosto na kelnerkę która niosła pizze do stolika. Pizza wylądowała mi prosto na twarzy, a później spłynęła, pięknie przyozdabiając moją białą koszulę. Dziewczyna zaczęła się śmiać jak pojebana, a ja chciałam zapaść się pod ziemię. Wszyscy się na mnie gapili. Kelnerka pomogła mi wstać i zaprowadziła mnie prosto do łazienki krzycząc po drodze, do jakiegoś chłopaka, żeby to sprzątnął. Zmyłam z twarzy resztkę pizzy pepperoni i usłyszałam za sobą cichutki jakby przytłumiony dźwięk. Odwróciłam się, a kelnerka praktycznie krztusiła się śmiechem.

- Jestem Jane, miło w końcu zobaczyć twoją twarz bez tego całego sosu- dziewczyna podała mi rękę, którą niepewnie uścisnęłam, choć widząc jej szczery uśmiech ja też się uśmiechnęłam.

- Jestem Blanca Hughes, będę tu pracować.

- A więc to ty jesteś ta nowa- uśmiechnęła się miło- powiem ci Blanca, że wejście to ty miałaś zajebiste haha

- Taa haha

-Chodź pokaże ci co i jak.. a czekaj- wyjęła mi z włosów kawałek salami, po czym go zjadła.

- Ooo smaczne!- krzyknęła i obie roześmiałyśmy się głośno. Bardzo ją polubiłam. Nigdy nie sądziłam, że tak szybko się z kimś zakoleguje. Na samo wspomnienie tamtej sytuacji chciało mi się śmiać.

- Z czego rżysz koniu?- Jane pacnęła mnie w tyłek ścierką, którą przed chwilą wycierała kufel.

- Przypomniała mi się moja maseczka z pizzy- naraz wybuchnęłyśmy śmiechem.

-Dziewczyny do roboty! Co to za śmiechy ?- szef wychylił się zza ściany. Jego mina miała być karcąca, ale wzrok i oczy zdradzały rozbawienie.

- Spadaj widzę przecież, że sam się ledwo powstrzymujesz Daniel! Podsłuchiwałeś?- parsknęłam.

- No raczej, muszę wiedzieć o czym plotkują moje pracownice, zresztą Blanca wszyscy dalej pamiętają jak zrobiłaś pizzy minetkę- wybuchając śmiechem z własnego żartu schował się za kontuarem.

- Boże, brzmi jak jakaś zarzynana świnia- skwitowała Jane.

- Słyszałem!

- I dobrze!- odkrzyknęłyśmy razem z Jane porozumiewawczo mrugając. Szef-Daniel był chłopakiem mojej przyjaciółki dlatego nasze relacje były naprawdę luźne.

Tak mijały nam dni. Dom, praca, dom i tak cały czas, bardzo starałam się zarobić na studia, o czym wiedzieli wszyscy moi przyjaciele i wspierali mnie w marzeniu. Zdążyłam zapomnieć o niewygodnej przeszłości i patrzeć w przód na wspaniałą przyszłość. Jak bardzo się pomyliłam...

Kill me if you canWhere stories live. Discover now