______________________________
Jak to jest być człowiekiem
spytał ptak
Sama nie wiem
Być więźniem swojej skóry
a sięgać nieskończoności
być jeńcem drobiny czasu
a dotykać wieczności
być beznadziejnie niepewnym
i szaleńcem nadziei
________________________________Harry z trudem wstał z łóżka.
Ostatnimi czasy nawet najprostsze czynności sprawiały mu niemałe problemy: jego ciało było pokaleczone i osłabione, a on sam jeszcze nie otrząsnął się z doznanego szoku.
Ale musiał pokonać te słabości — ostatecznie był Wybrańcem. Wszyscy na niego liczyli.
Chłopak wolnym krokiem ruszył w kierunku drzwi. Znajdował się w głównej siedzibie Zakonu, podobnie jak inni poważnie ranni. Cała reszta kryła się w swoich domach lub w świecie mugoli, gdzie byli w miarę bezpieczni. Potter słyszał również, że część członków Zakonu została wysłana do innych krajów, aby być na bieżąco z sytuacją.
A ta bynajmniej nie przedstawiała się kolorowo. Voldemort wybił większość urzędników z francuskiego i niemieckiego Ministerstwa Magii oraz obsadził stanowiska swoimi ludźmi. Czarodzieje nie żyli w aż takim strachu, jak ci w Wielkiej Brytanii, jednak łatwość, z jaką Lord opanował dwa kluczowe europejskie kraje, była przerażająca.
Zajął je w tydzień. To powinno być niemożliwe.
Draco pewnie znał te plany, pomyślał Harry. Tylko mi ich nie wyjawił.
Zdrajca.
Z drżeniem wypuścił powietrze z płuc, jakby chciał tym gestem wyrzucić z pamięci Malfoya.
Bał się. Tak cholernie się bał.
Gdzie on teraz jest?, przemknęło mu przez głowę, gdy złapał za klamkę, chcąc zejść na dół. Co się z nim dzieje? Cierpi? Może umknął śmierciożercom?
Drzwi skrzypnęły i trzasnęły głucho. Harry zaczął powoli schodzić na dół.
— Cześć, stary — usłyszał i chwilę później zobaczył wyłaniającego się z kuchni Rona. — Lepiej ci już?
Potter nie odpowiedział, jedynie uśmiechnął się słabo.
Jestem wśród przyjaciół, pomyślał. Powinienem się cieszyć.
Nie potrafił. Owszem, z początku był szczęśliwy. To szczęście jednak po pewnym czasie zostało przymiażdżone przez wszechogarniającą pustkę, obojętność, nieczułość; wsączały się w każdy jego gest, każde słowo, każdy ruch: każde kaszlnięcie, przymrużenie powiek, sięgnięcie po kubek, każdy krok, myśl, czynność. I niby na zewnątrz wszystko było dobrze i prawidłowo, pomijając rany, jednakże w środku Wybraniec czuł się przerażająco samotny, zupełnie jakby wraz ze zdradą i zniknięciem Dracona uciekła cała jego wola walki, nadzieja i siła. Był w stanie jedynie siedzieć, patrzeć w przestrzeń i zanurzać się, tonąć w tej przetykanej tęsknotą i lękiem samotności; dać się ogarniać wypełnionej echami wspomnień pustce, tej pustce, która nieubłagalnie mówiła o Draconie.
I chociaż bardzo starał się udawać przed samym sobą, że mu nie zależy na ślizgonie, nie udawało mu się to: zupełnie jakby jakaś ogromna, okrutna siła chciała, żeby przegrał zupełnie, przegrał permamentnie, nawet nie tak, aby już nie był się w stanie podnieść, co żeby nawet nie chciał wstawać. A Harry jedynie miał jakąś cichutką już-nie-nadzieję, a bez-nadziejną modlitwę, prośbę do pustki, by ktoś go z tego dna podniósł, ktoś go uratował, ktoś wmówił mu, że będzie dobrze, gdyż on już nie ma sił, już się poddał, został pokonany i powoli umiera, a śmierć w samotności naprawdę go przeraża.
CZYTASZ
Gryfońskie Obowiązki || Drarry
Fanfiction[Druga część "Ślizgońskich Praw"] "Świat oszalał i my oszaleliśmy razem z nim. A moim obowiązkiem jest to wszystko naprawić." Harry jest przerażony tym, co stało się z Anglią: że kobiety zamiast szali, przyozdabiają szyje szubienicami, że mężczyźni...