__________________________________
mocno przywiązany do drzewa
dokładnie odarty ze skóry
Marsjasz
krzyczy
zanim krzyk jego dojdzie
do jego wysokich uszu
wypoczywa w cieniu tego krzyku
_________________________________Ciało Dołohowa z głuchym hukiem zwaliło się na jeden z grobów, strącając parę zgasłych zniczy. Harry poderwał się gwałtownie z ziemi, gotów skryć za najbliższym nagrobkiem, w razie gdyby śmierciożerczyni chciała go zaatakować.
— Stój, Potter. — Dziewczyna szybkim ruchem zdarła z twarzy szalik, a drugą ręką odrzuciła kaptur. — Nie po to zabiłam Dołohowa, by zgładzić też ciebie.
Stał przed nim nie kto inny, jak Astoria Greengrass.
— Dlaczego? — spytał Harry, schylając się po swoją różdzkę. — On cię zabije, wiesz o tym.
— Nie zabije. — Blondynka uśmiechnęła się gorzko. — Wierz mi, Potter.
Brunet, widząc wyraz jej twarzy, wolał nie dociekać, o co konkretnie chodzi i dlaczego niby Lord Voldemort ma ją oszczędzić.
— Mam do ciebie prośbę, Potter — powiedziała znów Astoria charakterystycznie melodyjnym, ciepłym głosem. — Ogłusz mnie i wyczyść mi pamięć. Mimo wszystko lepiej, żeby on nie wiedział, co tu się stało.
— I tak się domyśli — odparł Harry. — Chodź ze mną. Zakon cię przyjmie.
Panna Greengrass spojrzała na niego z lekką irytacją.
— Och, przyjmie, nie wątpię. Ale jak? Niechęcią i nienawiścią? Chyba podziękuję. — Westchnęła. — Nie, nie mogę z tobą iść, Potter. Mam ludzi, których muszę chronić. Niepotrzebny wam kolejny człowiek do ukrycia... A... jest może tam u was Draco?
Harry skinął głową. Astoria się uśmiechnęła.
— To dobrze. Już się bałam, że ukrywa się po jakichś rynsztokach, gdzie może łatwo paść ofiarą śmierciożerców — mruknęła. — No już Potter, jazda! Ile jeszcze mam czekać, byś łaskawie mnie ogłuszył? Nie mamy całego dnia.
Nie dziwię się, że Draco kiedyś ją kochał, pomyślał Harry, patrząc na Astorię. Dziewczyna stała dumnie, prosto, lekko unosząc podbródek. W jej oczach kryła się stal.
— Jak sobie życzysz — powiedział tylko i blondynka chwilę później upadła miękko na trawę. Gdy się obudzi, już nie będzie pamiętała tego spotkania.
Nie wszyscy, którzy wyglądają na śmierciożerców rzeczywiście nimi są, stanęły mu w uszach słowa Dracona.
Wybraniec ruszył między nagrobkami. Zamierzał rzucić zaklęcie Piekielnej Pożogi, którego nauczyła go Hermiona, jednak teraz zaczął się wahać. A co, jeżeli urok wymknie mu się spod kontroli i zrani Astorię? Gdyby ją wyniósł poza teren cmentarza, wyglądałoby to zbyt podejrzanie, ale zostawiać ją tu...
Nie. Trzeba to zrobić.
Harry przygryzł wargę, patrząc na grób Toma Riddle'a seniora. Wciąż miał w głowie obraz odradzającego się Voldemorta: pokracznej istoty, zdającej się żyć tylko i wyłącznie dzięki nienawiści i świadomości, że krzywdzi tylu ludzi.
Z jego skierowanej w stronę nagrobku różdżki gwałtownie wystrzelił smukły płomień, który na oczach Harry'ego zaczął pęcznieć, rosnąć i kształtować się na podobieństwo zwierzęcia.
Potter usiłował zakończyć zaklęcie, lecz jego różdżka nadal buchała ogniem, skierował więc ją w inną stronę, spopielając całe pasy trawy, na której na wzrór roślin zaczęły teraz kwitnąć płomienie.
CZYTASZ
Gryfońskie Obowiązki || Drarry
Fanfiction[Druga część "Ślizgońskich Praw"] "Świat oszalał i my oszaleliśmy razem z nim. A moim obowiązkiem jest to wszystko naprawić." Harry jest przerażony tym, co stało się z Anglią: że kobiety zamiast szali, przyozdabiają szyje szubienicami, że mężczyźni...