- Ha-Harry? - wyglądał jakby nie mógł uwierzyć co ja tu robię. Co robię tu ja z bukietem kwiatów. W jego oczkach świeciły łzy.
- Nie, kochanie, proszę, nie pła.. - nie dane mi było dokończyć, gdy poczułem jak małe ramiona obejmują mnie w pasie, a głowa szatyna oparła się o moją klatkę piersiową. Byłem w szoku. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Chwilę potem przyciągnąłem go bliżej. Był taki cieplutki.. - Przepraszam, mały. Ja..
- Shh... - usłyszałem jego burczenie, a po chwili pociągnięcie nosem. Nie mogłem pozwolić, żeby płakał. Jest bardzo wrażliwy i wiem, że to przeze mnie.
- Louis. Czy możemy porozmawiać? - byłem niepewny czy szatyn się zgodzi. Nie mam pojęcia, dlaczego nie, bo on zawsze był chętny do rozmowy i był bardzo ciekawski. Odsunął się ode mnie, patrząc na swoje skarpetki i znów pociągnął noskiem. Kiwnął głową, pozwalając mi wejść do środka. Osiem metrów dalej stała kanapa, a przed nią stolik z pustymi miskami i kubkami. Musiał z kimś być. Ściągnąłem buty, płaszcz pozostawiając na sobie i spojrzałem na szatyna, który przechodząc obok mnie, podniósł przez chwilę wzrok. Poszedłem za nim w stronę kanapy. W miejscu, gdzie znajdowała się kanapa, stolik i telewizor, podłoga była obniżona o dwa schodki, przez które potknął się szatyn, najwidoczniej czymś zamyślony. Zdążyłem go w ostatniej sekundzie podtrzymać. Mruknął ciche podziękowania i usiadł na kanapie. Zrobiłem to samo i wbiłem spojrzenie w jego posturę. - Wiem, że..
- Dlaczego? - przerwał mi jego cichy głos. Brzmiał na zawiedzionego i przygnębionego. Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale nic nie mogłem wydusić. - Co się z tobą dzieje, Harry?
- Nie wiem.
- Co? - napewno nie spodziewał się takiej odpowiedzi, ale nie mogę mu teraz tego powiedzieć. To jeszcze nie czas..
- Nie wiem, dlaczego to robię - skłamałem. - Jestem i znikam. Wiem, że nie jesteś zadowolony z tego wszystkiego, ale nie masz czym się martwić o moich bliskich czy o mnie. Mam bóle głowy, które muszę spokojnie przejść. To tak jakby migrena...
- Migrene mają księżniczki, Harold. - uciął.
Teraz jego wzrok spoczywał na mnie. Piękny, błyszczący ocean wpatrywał się we mnie. Na kłamcę. Nie jestem gotowy na te wszystkie rzeczy, dotyczące związku. Wiem, że moja obecna sytuacja zniszczyłaby wszystko, a ja nie chcę ranić go bardziej, niż robię to dotychczas. Pomiędzy nami nastała cisza, która była przerwana przez szelest kwiatów w moich dłoniach.
- Przepraszam, Louis - podałem mu kwiaty, które przyjął, dziekując. Wstał, jak zgaduje, aby zanieść je do kuchni, ale złapałem go za łokieć i odwróciłem, aby spojrzał na mnie. Jego kasztanowe włosy były przydługie i zaczesane do tyłu, a gładka skóra na policzkach zaróżowiona. Ubrany był w biały T-shirt schowany do jeansowych spodni z szerszymi i podwiniętymi nogawkami. Wyglądał bardzo uroczo, przez co zapomniałem co miałem powiedzieć.
- Ym.. - trzeci głos dobiegł do moich uszu, przez co odwróciłem głowę w tamtym kierunku, a szatyn zaraz po mnie. Na ostatnim schodku stał zdziwiony irlandczyk. - Cześć, Harry? Co ty tu robisz?
- Tak, cześć Niall. Nieistotne, co ty tu robisz? - spytałem, a mój głos wydawał się taki zazdrosny. Czułem się tak. Zazdrosny.
- Spędzałem wieczór z przyjacielem, bo nie chciałem, żeby tyle myślał, ale jak widzę, przyda się jeszcze nie jedem taki wieczór. I tak miałem już iść. Do zobaczenia Loueh i do usłyszenia Harry! - mówiąc to udał się w stonę drzwi wejściowych, a po chwili słychać było trzask drzwi. Znowu ta cisza, podczas której analizowałem wszystko w glowie.
Mam wielką nadzieję, że Louis spędzał czas z osobami, które znam. Narazie wiem, że był z Niall'em. Nie wiem co było w szkole. Wiem, że niejedna osoba chciałaby go mieć, ale on należy do mnie. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak ktoś inny mógłby go dotykać w sposób, w jaki robię to ja. Jestem jedyną osobą, która może go dotykać w ten sposób.
- Harry? Słyszysz? Harry.. To boli - ocknąłem się i dopiero teraz do mnie dotarło, że nadal trzymam go za łokieć, który za mocno ucisknałem. Przeprosiłem cicho i odchrząknąłem, przeczesując swoje krótkie włosy. - Czy ty... Skróciłeś włosy? - szatyn jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że są krótsze. Tak.. Ja też nie mam pojęcia dlaczego.
- Tylko troszkę.
- Dobrze.. Pójdę zanieść kwiaty do wazonu - powiedział, a jego brwi były lekko zmarszczone. Odwrócił się i poszedł do wspomnianego pomieszczenia. Spuściłem wzrok i szybko ustaliłem co chcę powiedzieć. Nagle usłyszałem trzask szkła, dochodzący właśnie z kuchni, więc sekunde później się w niej znalazłem. Zauważyłem szatyna klęczącego nad rozbitym wazonem.
- Poczekaj, posprzątam to - odprałem kucając obok chłopca.
- Nie, to ja to rozbiłem. Jestem takim niezdarą - próbował delikatnie odepchnąć moje dłonie, ale nie pozwoliłem mu na to.
- Pokaleczysz ręce, mały. Odsuń się - powiedziałem stanowczo, na co szatyn podniósł się z klęczek i podał mi śmietnik, do którego włożyłem szkło. Podałem mu z najwyższej półki wazon, a ten włożył do niego kwiaty.
- Są piękne. Jeszcze raz dziękuję.
- Nie dziękuj - podszedłem do niego i objąłem go od tyłu, opierając swój podbródek na czubku jego głowy. Słyszałem, jak westchnął, ale nic nie powiedział. - Przepraszam, przepraszam. Naprawdę mi przykro, że znowu zniknąłem.
- Mówili o tobie - sapnął krótko. Poczułem jak moje mięśnie się spinają. Co mówili? Chyba ani Nick, ani Liam nic mu powiedzieli? Albo co gorsza Niall.
- Co mówili? - zapytałem zbyt chłodno. Byłem zdenerwowany, że szatyn już wie, a ja go okłamałem.
- Mówili, że masz poważne problemy albo, że miałeś wypdek i ja naprawdę się przestraszyłem - pod koniec odwrócił się twarzą do mnie i podniósł wzrok, a jego głos się załamał. Po jego policzku spłynęła łza, którą szybko starłem kciukiem i pocałowałem go w czoło. Co za kretyni mogli martwić mojego maluszka.
Louis się strasznie martwił.
- To nie prawda, kochanie. Jestem tu z tobą. Przepraszam, że się martwiłeś - małe ciało wtuliło się w moje. Objąłem go jednym ramieniem w pasie, a drugą dłoń położyłem z tyłu jego głowy. Cicho szlochał w moją koszulę, a płaszcz leżał na jego policzku, przysłaniając jego twarz.
- Już kochanie, ciii.. Nie płacz już - prosiłem, głaszcząc go delikatnie po głowie. Z czasem uspokoił się i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się słabo. - Zrobimy herbatę, co ty na to? - szatyn kiwnął głową. Posadziłem go na blacie, a sam zdjąłem swój płaszcz i położyłem go obok. Wyjąłem nasze kubki w kolarach niebieskiego i zielonego oraz dwie saszetki herbaty. Wiedziałem gdzie co się znajduję, bo nie raz zdażyło mi się nocować u niego pod nieobecność jego taty. Chwilę później postawiłem wodę i podszedłem do szatyna, opierając swoje czoło o te jego. Zamknęliśmy oczy i złaczyliśmy nasze palce. Tkwiliśmy tak, aż nie usłyszeliśmy gwizdka. Zalałem nasze kubki wodą i zaczęliśmy rozmawiać na luźne tematy.
Minęło trochę czasu, aż postanowiłem wracać do domu. Jak dla mnie zostałbym na noc, ale ojciec Louisa nie korzystnie by na to spojrzał. Był bardzo opiekuńczy i wątpie, aby pozwolił mi spać z Louisem. No chyba, że pod drzwiami. Mieszkania.
Złożyłem ostatni pocałunek na ustach Louisa, co trwało dłużej niż sądziliśmy, ale gdy oderwaliśmy się od siebie cmoknąłem go w nosek, na co uroczo go zmarszczył. Uśmiechnąłem się do niego i wyszedłem.
CZYTASZ
LET ME DIE, DARLING✔
Fanfiction✔《PIERWSZA CZĘŚĆ》✔ Larry//Ziam//Ned//Jerrie//Muke?Lashton? •Instagram•