4. To Więź Mates

11.8K 570 31
                                    

- Niemożliwe - szepnęłam w tym samym czasie, co on. Miałam ochotę wrzeszczeć, wymiotować i rwać sobie włosy równocześnie. To nie mogła być prawda! Chciałam móc wierzyć, że to tylko pomyłka, jednak uczucie euforii i spełnienia rosło we mnie jak szalone. Chciałam coś powiedzieć, ruszyć się, ale wtedy spojrzałam za niego.

- Nie! - żałosny krzyk wyrwał się z moich ust, a nogi same podbiegły do leżącego ciała. Ciężkie łzy zaczęły toczyć drogi po policzkach.

- Odsuń się! - ktoś pociągnął mnie w tył za ramię. Wyrwałam się szybko i uklęknęłam obok.

- Alan! - krzyknęłam. Nic. Z jego klatki piersiowej soczyście sączyła się czerwona ciecz, tak samo z wargi i nosa. Nie myśląc wiele i nie zwracając uwagi na osoby obok chwyciłam materiał sukienki i roztargałam większy kawałek. Zaczęłam uciskać największą z widocznych ran.

- Gina, pozwól nam - nagle obok mnie pojawił się Caleb. Skinęłam głową i wstałam robiąc krok w tył. On, Mike i Beta ojca podnieśli go, a następnie utrzymując ciężar chłopaka na barkach wyszli z sali.

Dopiero wtedy zorientowałam się, że wszyscy patrzą w naszą stronę. Poczułam się jak gatunek pod ochroną w ZOO. Z mojego gardła wydobyło się ostrzegawcze warczenie.

- Chodź - głos Luny przywrócił mnie do rzeczywistości. Odwróciłam się i zobaczyłam sprawcę tego wszystkiego. Stał odwrócony do mnie plecami, a inni próbowali go uspokoić. Nim zdążyłam się odezwać, usłyszałam krótkie "cisza", a następnie rozkaz, aby udać się na górę, gdzie znajdowały się pokoje przeznaczone dla gości. Nie miałam siły robić większej afery przy wszystkich. Wstałam i zrobiłam to, co mi kazano.

~~*~~

Godzinę później dalej siedziałam w pokoju nie mając najmniejszych informacji o swoim ukochanym. Odchodziłam od zmysłów, a to, że wszyscy oprócz mnie mogli przy nim być sprawiało, że chciałam coś rozwalić.

Podniosłam głowę, aby jeszcze raz zobaczyć swoje towarzystwo.

Alfa Canis, jego pożal się Bogini synalek oraz jego przyjaciele.

Nie powiem, że czułam się w takim otoczeniu dobrze. Miałam obok czterech samców, których na dobrą sprawę nie znałam za dobrze, a trójkę z nich darzyłam nie najlepszymi uczuciami.

To niemożliwe - powtarzałam w myślach. To niedorzeczne. Choć wiedziałam, że to nie miało prawa się zdarzyć wmawiałam sobie, że zaszła pomyłka.

Ja i on? Dobre sobie. Szybciej byśmy się pozabijali, niż żyli w zgodzie, a co więcej - w związku.

Moje rozmyślania przerwało szarpnięcie klamki. Podniosłam się z miejsca mając nadzieję, że zobaczę w nich ukochanego. Bogini, jakże się pomyliłam...

- Damiś! - do pokoju wbiegła niewysoka brunetka na kilkunastu centymetrowych szpilkach. Zmarszczyłam nos czując jej odurzające perfumy, którymi w jednej chwili nasiąknęło wszystko, co znajdowało się w pomieszczeniu. Zanim rzuciła się młodemu Alfie na szyję zdążyłam zauważyć, że miała na sobie bardzo krótką, fioletową sukienkę, która z pewnością nie była odpowiednia na takową uroczystość. Bez ostrzeżeń wpakowała się na kolana szatyna i pocałowała go. Nie, bardziej wyglądało to jakby chciała go połknąć w całości. Zanim zdążyłam odwrócić głowę poczułam, jak wszystko podchodzi mi do gardła.

Pochłaniali się nawzajem, a mi powoli nasuwały się pytanie.

Czy mój Przeznaczony jest męską dziwką? Czy na prawdę wybrano mi kogoś takiego? I najważniejsze: co ja takiego zrobiłam, że wypadło na niego?!

(Nie) chcę Cię, MateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz