Astrid od razu po przebudzeniu zauważyła, że coś jest nie tak. Spostrzegła, że jest w swoim łóżku, pomimo braku w pamięci momentu kiedy to do niego poszła. Wstała z łóżka i wyszła z pomieszczenia instynktownie zaglądając do pokoju Czkawki. Gdy tam zajrzała, chłopak leżał na łóżku smacznie sobie śpiąc. Na ustach dziewczyny zawitał delikatny uśmiech, wiedząc, że wrócił. Jego smok podniósł swoją głowę spoglądając w jej kierunku, na co dziewczyna pokazała mu dłonią by wracał do spania.
Zamknęła po cichu drzwi i wróciła do sypialni jeszcze trochę pospać, po tym jak dzień wcześniej nie spała.
Tymczasem Szczerbatek zamiast iść dalej spać, to obudzić swojego przyjaciela, używając przy tym swojego języka. Wstał z ziemi podchodząc do chłopaka po czym zaczął lizać go po twarzy.- Szczerbatek, mówiłem przecież, że to się nie zmywa. - Chłopak spadł z łóżka, na co smok zaczął się śmiać. Czkawka podniósł się z podłogi zabierając świeże ubrania kierując się do łazienki, pierw wypuszczając Szczerbatka na dwór, który od razu pobiegł się pobawić z Wichurą.
Założył swój kombinezon od razu po tym schodząc na dół. Skierował się do kuchni gdzie zaczął przygotowywać jedzenie. W tym czasie Astrid się obudziła i postanowiła zejść do kuchni coś zjeść. Kiedy zauważyła Czkawkę zatrzymała się na chwile niepewnie, przyglądając się jego plecom. Ostatecznie zadecydowała, że podejdzie do niego. Zrobiła to powoli i ostrożnie. Objęła do powoli w pasie przytulając się do jego pleców.
- Przepraszam - Wyszeptała kładąc swoją głowę na jego plecach.
- Ja tez przepraszam, nie chciałem tak na ciebie naskoczyć - Powiedział kładąc jedna swoją dłoń na jej. Stali tak chwile po czym chłopak uwolnił się z jej uścisku. Wziął dwa talerze i odwrócił się w jej stronę trzymając oba, jeden jej podając.
- Zrobiłem nam śniadanie - Oznajmił na co dziewczyna się delikatnie uśmiechnęła biorąc od niego talerz z posiłkiem.Oboje zasiedli przy stole w ciszy jedząc posiłek, co jakiś czas spoglądając na siebie jakby chcieli coś, powiedzieć, ale nie wiedzieli jak to zacząć. Gdy skończyli Czkawka wstał od stołu podchodząc do drzwi.
- Wychodzę - Oznajmił krótko. Ubrał buty i wyszedł. Ruszył odwiedzić dom swojej mamy. Zapukał i od razu jego rodzicielka otworzyła drzwi z wielkim uśmiechem wpuszczając go do środka. Od razu usiadł przy stole.
- Astrid była dzisiaj dla mnie wyjątkowo miła, wiesz może, czy coś się stało? - Spytał odbierając kubek ciepłego naparu, który właśnie przyniosła.
- Nic nadzwyczajnego się nie stało, po prostu się o ciebie martwiła - Zapadła chwila ciszy po tym.
- A w ogóle to gdzie byłeś? - Zapytała czekając na jego reakcje. Chłopak poczuł się lekko zmieszany tym pytaniem i nie wiedział jak ma odpowiedzieć.
- Astrid mi wszystko powiedziała o tej twojej wyspie na którą sobie latasz - Urwała by zobaczyć reakcje Czkawki, która była bardzo spodziewana, chłopak był lekko zmieszany.- Dlaczego to robisz? - Zapytała z współczuciem w głosie, łapiąc za dłonie syna. Chłopak spojrzał się na nie.
- Czasem potrzebuje czasu dla siebie, a tam jest idealne miejsce jeśli potrzebuję sobie coś przemyśleć - Powiedział cicho zaraz ponownie kierując swój wzrok na kobietę siedzącą przed nim.
- Tym razem też tam byłeś, prawda? - Było to raczej pytanie retoryczne. Czkawka od razu był w stanie zauważyć różnicę między nią a jego ojcem. Valka jest troskliwa, uważa na wszystko. A stoik, on był twardy, to nie on uważał na innych, to inni musieli uważać na niego. Nie jest pewien czy to, że właśnie został wychowany wyłącznie przez ojca nie jest najlepszym, co mu się przydarzyło. Jego myśli skierowały się do Szczerbatka. Gdyby jego matka nie została porwana, pewnie zaznał by więcej miłości za dziecka, co spowodowałoby, że nigdy nie zestrzeliłby Szczerbatka i nie był w tym miejscu, w którym się teraz znajduje.
CZYTASZ
Wszystko się kiedyś kończy ... a może i nie ... [JWS]
FanfictionMimo, że jest pokój ze smokami, nie potrwa on za długo. Czkawka ucieka z wyspy ponieważ przechodzi przemianę, nikt nie wie gdzie jest, ani co się z nim dzieje. Wszyscy po prostu myślą, że umarł, lecz nie jego przyjaciel Szczerbatek. Już nic nie będz...