5|Moi kochani synowie

522 42 0
                                    

Wszyscy zasiedli do obiadu, Krystian zajął tym razem miejsce po prawej stronie gospodarza, który jak zawsze siedział na swoim czerwonym fotelu, u szczytu stołu, jego syn dokładnie naprzeciwko, zajmując drugi kraniec stołu. Rozpoczęły się rozmowy, a Klaudiusz i Kornelia siedzieli w ciszy, obrażeni na siebie, spoglądając co chwilę złowrogo w oczy, ledwo się powstrzymywali od obrzucenia się jedzeniem ponownie. Amelia siedziała obok lokaja, patrzyła na niego kątem oka niepewnie, zastanawiając się nad powodem jego niemrawego wyrazu twarzy. Zobaczyła, jak zaczyna się czerwienić, a oczy zwęziły się, jakby do płaczu, ciężko było mu przełykać, co robił coraz wolniej. Fryderyk uśmiechał się ciepło, jak zawsze nie wyczuwał nic dziwnego w jego zachowaniu, bądź udawał, że nic się nie dzieje. Wymamrotał coś cicho do ucha starca, który wyłącznie się uśmiechnął, kiwnął głową, a lokaj odetchnął z ulgą. Jadł spokojniej, nie martwiąc się, że ktoś zobaczy rękę Pana na jego kroczu i dowie się o ich sekrecie, który trwa już 20 lat, a miał obecnie 32 lata. Starszy gospodarz zarazem miał już 89 lat. Gdy Krystian był zaledwie niemowlęciem Fryderyk zaadoptował go i wychowywał jak syna, jednak ich relacje zboczyły na inny tor. Chłopak nie mógł się przeciwstawić, był jedynie dzieckiem, a on jego ojczymem. Oboje wiedzieli, że było to złe, jednak żaden nie umiał się wycofać z tego, może nawet nie chcieli. Między innymi z tego powodu chłopak nie mógł zaakceptować nowicjusza, z zazdrości o swego ojczyma, a zarazem ze strachu, że stanie się z nim to samo, co musiał przechodzić lokaj. Jednak Fryderyk z wiekiem ustąpił, a ostatnio praktycznie wcale nie dotyka go w ten sposób, jest to już rzadkość w ich relacjach, które ograniczyły się z czasem do samej pracy. Dawid też nie był na tyle młody, by dać się tak łatwo omotać lub dać nad sobą zapanować, ma w końcu 17 lat, a już tego dnia będzie pełnoletni, dokładniej wieczorem.

  - Krystian? - szturchnęła go lekko Amelia. Podskoczył delikatnie, wystraszony. - Powiedz mi proszę, co cię gryzie?
  - Nie jestem pewien, czy jest odpowiedni... - wyszeptał i wskazał swym widelcem w prawej dłoni na chłopaka, siedzącego daleko od nich. Wbiła mu lekko łokieć w żebra.
  - Nie wolno tak nikogo wytykać! Zwłaszcza, gdy się o nim tak mówi. - skarciła go.
  - Dziękuję bardzo za pyszny obiad. - odparł właśnie Dawid, który wstał ze swojego miejsca, biorąc talerz w dłonie. - Gdzie jest kuchnia? - zapytał łagodnie, patrząc na siedzących.
  - Odłóż to proszę, ktoś się tym napewno zajmie. Kornelio, zaprowadzisz go do jego pokoju? - zapytał starszy mężczyzna.

Kobieta skinęła głową, wstała od stołu, pokazując język swemu wrogowi, któremu wkradł się grymas na twarz, co sprawiło jej dużo satysfakcji. Położyła dłoń na plecach nastolatka i skierowała go do schodów na drugie piętro, gdzie znajdowały się pokoje. Zaprowadziła go do samego końca korytarza, tuż obok pokoju Fryderyka. Otworzyła przed nim drzwi do dużego, szarego pokoju, z ogromnym łóżkiem z białą pościelą, a przy ścianach stały białe meble. Na równoległej do posłania ścianie, znajdowało się ogromne okno. Na szafce nocnej leżała książka, w czarnej, skórzanej okładce, szyta złotymi nićmi, znajdowały się w niej porady, które mógł zawsze przeczytać, w razie wypadku, gdyby nie mógł o nie zapytać ojczyma wprost, znaczy po jego śmierci. Zawierały one wskazówki, jak traktować personel, każdego z osobna, jakie obowiązki będą go czekały, szczegóły, dotyczące pomieszczeń w domu i mnóstwo innych, pomniejszych spraw. Jednak na samym końcu książki znajdowała się biała, niewielka, kwadratowa karteczka, dotycząca sekretnego pomieszczenia. Gdy chłopiec ją ujrzał, jego oczy zaiskrzyły w intydze.

*

Po skończonym posiłku Krystian spędzał czas w swoim pokoju, wyglądał przez okno, z uśmiechem, radując się, jak pogodny był dzień. Słońce raziło swymi promieniami, chmury były tak drobne i mizerne, że nie dawały rady przysłonić choćby cząstki ze złocistych pasm. Drzewa w ogrodzie bujały się delikatnie, a wśród nich przechadzał się starszy, siwy mężczyzna, jednak nie był to Fryderyk, a Ludwik. W swym wolnym czasie przebywał w ogrodzie, siedząc na ławce pod drzewem, przed starą, zniszczoną, popękaną i wyschniętą fontanną. Czasami czytał książkę, zabraną z biblioteki, czasem notował coś na drobnych, pojedynczych kartkach, lecz zazwyczaj nie robił nic, prócz siedzenia i wpatrywania się w ukruszony, kamienny posąg, stojący u szczytu fontanny, na marmurowym podeście. Przedstawiał płaczącego anioła, który klęczy i przysłania oczy dłonią, jego szaty były postrzępione, a skrzydła rozszarpane i oklapnięte, jakgdyby nigdy już nie dały rady go unieść w powietrze, sama jego postać wydawała się niechętna do lotu. Wśród personelu chodziły plotki, że kamienna rzeźba przedstawia żonę Fryderyka, inna mówi o tym, że wyrzeźbiona osoba zmarła w tych murach, inna, że posąg przemówił do Ludwika, w bezksiężycową noc, a jedna z najpowszechniejszych przedstawia teorię, iż szofer rozmawia wyłącznie z kamienną postacią. Faktem pewnym były jego codzienne wizyty w ogrodzie. Był zawsze dość skrytym człowiekiem oraz w pół milczącym, dlatego nigdy nie odpowiedział nikomu na pytanie, czemu co dzień odwiedza to miejsce, zawsze wyrażał się w tym temacie wzruszeniem ramion, przy czym za każdym razem towarzyszyło strzyknęcie kości, w końcu wiek robił z nim swoje, a miał już 78 lat. Mimo swego milczenia bardzo lubił towarzystwo ludzi, pragnął czuć ich obecność w otoczeniu, sprawiało mu to poczucie bezpieczeństwa i ciepło w sercu.

Czas dziedzica ×zakończone×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz