6|Żegnaj, tato

513 37 1
                                    

Pod rezydencje podjechał czarny samochód, a z niego wysiadła kobieta, pracująca w sierocińcu. Zapukała nerwowo do drzwi, które po chwili otworzył lokaj.

  - Słucham? - zapytał rozpromieniony, mając nadzieję, że zabierze Dawida spowrotem do ośrodka. Ona jednak pokazała zdjęcie chłopaka, o złoto miodowych oczach.
  - Widział go pan?! - prawie wykrzyczała. Zszokowany Krystian cofnął się o krok, zdezorientowany jej zachowaniem.
  - Tak, u Pani w ośrodku. - odpowiedział trochę zniesmaczony wspominkami, z wizyty w tym miejscu. Ona zarazem pokręciła szybko głową.
  - Uciekł! Gdy dowiedział się, że po waszym odejściu jego akta zaginęły, dostał szału! Wykrzykiwał, że się zemści. - tłumaczyła, gestykulując. Chłopak zmarszczył brwi.
  - Jego akta? Czy są aż tak ważne? - zapytał, podkreślając.
  - Tak! Bez nich nie możemy go trzymać w ośrodku, ani nikt też nie może go adoptować.
  - Nie możecie wydrukować nowych? Napewno macie jakieś zapisane w komputerze. - wzruszył ramionami, a kobieta ponownie potrząsnęła głową.
  - Na komputerze mieliśmy jedynie formularz akt do wypełnienia. Wypełnialiśmy je ręcznie. - tłumaczyła, a Krystian z zażenowania jej głupotą, pokręcił głową łapiąc się u nasady nosa.
  - Proszę posłuchać, my nie mamy żadnych akt. - wyjaśniał.

Przeraźliwy krzyk mężczyzny rozległ się po okolicy. Wszyscy wybiegli z domu i ruszyli za dom, gdzie rozgrywała się scena mordu. Fryderyk leżał we krwi, a nad nim klęczał Albert, trzymając trzon wbitego w pierś starca, noża. Ludwik leżał ogłuszony obok, krwawiąc z robitej skroni. Spłoszony młodzieniec uciekł, przeskakując przez ogrodzenie, a zalany łzami Krystian podbiegł do umierającego starca, padł na kolana i przejechał, ślizgając się, metr po piachu i żwirze, który zniszczył jego garniturowe spodnie. Ściągnął pośpiesznie rękawiczki z dłoni i odrzucił w bok, złapał rękę mężczyzny, która opadała z sił, jednak ich ostatkiem, przyłożył drugą dłoń do policzka lokaja. Spojrzał mu w oczy, swymi błękitnymi tęczówkami i przeczesał jego włosy, a z ust wyciekła mu krew. Chłopak nie wytrzymał napięcia i widoku, zakrył dłonią usta, wypuszczając masywną fale łez.

  - Synku... - wymamrotał Fryderyk. - Opiekuj się bratem...
  - Nie, błagam, nie mów tak. Przeżyjesz! T... to tylko draśnięcie... - spojrzał na wbity nóż i zaczął uciskać ranę, jednak przypadkowo nóż rozciął mu lewą dłoń. Cofnął ją, sycząc z bólu i ścisnął. Starzec parsknął śmiechem.
  - Mógłbyś być choć trochę ostrożniejszy... Wystarczająco ja cię krzywdziłem. - podkreślił.
  - Nie, nie krzywdziłeś mnie, błagam, przestań tak mówić. - mówił szybko Krystian. Mężczyzna pokręcił głową, zamknął oczy i wydał z siebie ostatnie tchnienie. Przerażony chłopak złapał go za ramiona i potrząsnął. - Panie?... Panie! Nie nabieraj mnie, błagam. Nie rób znowu tego żartu z chusteczką! - płakał. - To tylko żart, tak?! To już nie jest śmieszne! - szarpał go coraz mocniej, aż martwe ciało uderzało potylicą o grunt. Podbiegł do niego Klaudiusz, łapiąc go pod pachami, próbując odciągnąć od zmarłego.
  - Krystianie, odpuść, proszę... Nie uratujesz go... - tłumaczył, ciągnąc młodzieńca w górę, chcąc postawić go na nogach, a on szarpał się niemiłosiernie.
  - Zostaw mnie! On żyje! Widzę, jak oddycha! - wykrzykiwał rozbity i zrozpaczony. Kornelia przybiegła pomóc, stanęła przed lokajem i złapała za barki, próbując wesprzeć kucharza.
  - Jego już z nami nie ma. - tłumaczyła zmartwiona.
  - On żyje! Zostawcie mnie! - krzyczał coraz głośniej. - On żyje!
  - Krystianie... - zbliżyła się Amelia, jednak Klaudiusz szybko zareagował.
  - Nie podchodź.
  - Tato! - wydarł się na całe gardło, rzucając nogami chaotycznie.

Wszyscy siedzieli robici w salonie, na kanapie, prócz lokaja i pokojówki, którzy znajdowali się w pokoju chłopaka. On leżał nieprzytomny na łóżku, uśpiony środkami uspokajającymi, podanymi przez wezwanych ratowników medycznych, poprzez zastrzyk w tętnice, jego kończyny za mocno stawiały opór, by móc w nie wbić igłę. Sprzątaczka głaskała powoli jego czarne pukle, a z jego oczu wciąż ciekły łzy, bez przerwy się trząsł. Do pokoju wszedł Dawid, stanął w progu, nie puszczając klamki.

Czas dziedzica ×zakończone×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz