7|Nie tak mocno (+18)

962 37 0
                                    

  - Jak to psem? - zapytał zdezorientowany nastolatek, ale chłopak wzruszył ramionami.
  - Jestem psem. Nie rozumiem, co ty tu robisz. - odparł niepewnie, lekko się podkulając. Dawid zmarszczył brwi i zbliżył się powoli do niego, zobaczył jak walczy, by uciec, jednak smycz trzymała go usilnie w miejscu.
  - Niewolnikiem? - zapytał dokładniej, a białowłosy pokiwał głową. Spojrzał niepewnie, kucając przed posłaniem.
  - Co Fryderyk dokładnie z tobą robił?

*

W jadalni rozległ się brzdęk sztućców, wszyscy prócz Dawida, zasiedli do obiadu, złożonego z trzech dań, deseru i rozmaitych przystawek, atmosfera poprawiła się diametralnie, jednak wciąż było czuć napięcie sytuacji, które bardzo łatwo można było napiąć mocniej, a wtedy wszystko by się posypało. Zaczęli zajadać pierwszy posiłek, najbardziej sycący i pożywny, następny delikatniejszy, by delikatnie zamienił smak i dopełnił trochę miejsca w żołądku, a trzeci wytrawny, aby móc rozkoszować się jedzeniem. Przystawki zarazem były we wszystkich kolorach, kształtach, rodzajach, wielkościach i smakach. Był to podstawowy obiad, jaki pojawiał się na stole co dzień, Klaudiusz popisuje się swoimi zdolnościami jedynie w wyjątkowych okazjach, na przykład na różne przyjęcia, bankiety, wizyty ludzi z zewnątrz, co nie zdarzało się zbyt często.

  - A gdzie jest ten młody? - zapytała Konrelia, grzebiąc widelcem w posiłku, inni spojrzeli po sobie i rozejrzeli się po pomieszczeniu.
  - Pewnie zaraz przyjdzie. - wzruszyła ramionami sprzątaczka, spoglądając na lokaja, który ignorował to, jedynie przyspieszając jedzenie.
  - Przyjdzie gdy zgłodnieje. - machnął ręką Klaudiusz i ponownie złapał za sztućce. Ludwik trwał w milczeniu, powoli przeżuwając.

*

  - Od teraz ja jestem panem tego domu. - oznajmił surowo nastolatek.
  - A...ale co z moim Panem? - zapytał przerażony Dymitr.
  - Został zamordowany. - zdjął smycz z haka, ciągnąc do siebie chłopaka, wstał wedle szarpnięcia, położył delikatnie dłonie na jego klatce piersiowej, chcąc zachować dystans od nieznajomego, odwrócił głowę, czując jego ciepły oddech.

Dawid wtulił nos w jego kark, wydobywając z jego ust cichutki jęk. Ze względu na stan zdrowia starca, pies był od dawna zaniedbywany w kwestii cielesnego zbliżenia. Powoli zaciągał się jego zapachem, który był dość charakterystyczny, o lekkim aromacie cytryn, którymi pachniał szampon. Antracytowe oczy przysłoniły puszyste, białe pukle, a czubek nosa znalazł się w nie dużym płatku ucha, wypuścił do niego powietrze, a chłopcem zatrzęsły dreszcze, wywołując drgnięcie w jego bokserkach, Dawid poczuł to na udzie i uśmiechnął się pod nosem, na tą reakcję. Oplótł go ramieniem wokół pleców i docisnął z impetem do siebie, a cichutki, wystraszonych wdech trafił wprost do jego ucha. Zaczął sunąć wargami po mocno zakreślonej żuchwie, ucałował szpiczasty, drobny podbródek i przeniósł swoje pocałunki na gardło niewolnika, który powoli zaczynał sapać, jednak dość niespokojnie, będąc wciąż wystraszony zmianą właściciela. Na delikatnej, oszpeconej bliznami skórze, zaczęły pokazywać się czerwone malinki, a z ust młodzieńca uwalniały się jęki, jeden po drugim, regulowany siłą ssania jego skóry. Dłoń nastolatka zsuwała się z pleców coraz niżej, powoli umiejscowując się nad linią czarnych, obcisłych bokserek, które zaczepił kciukiem i odchylił powoli.

  - N...nie! Nie tam! Nie dotykaj! - zaczął się szarpać, ale po chwili został rzucony na podłogę. Skulił się i spojrzał na zdenerwowaną twarz, schował głowę w ramionach. - Nie bij zbyt mocno... Błagam...
  - Masz się mnie słuchać bezwzględnie. - powiedział surowo, postępując wedle porad zawartych w księdze, w której ukryty był klucz.

Książka wypełniona była zasadami i informacjami, na temat niewolnika i jak należy się nim zajmować, jak surowym i ostrym trzeba wobec niego być, aby służył bezwzględnie, bez słów sprzeciwu. Na końcu jednak były specjalne strony, w których znajdowały się indywidualnie porady, na temat każdego z ludzkich psów, jakie znajdowały się w pokoju oraz za jaką cenę zostały one sprzedane obcym, obrzydliwie bogatym ludziom. W ten sposób właśnie zarabiał Fryderyk i z tego utrzymywał całą rezydencje - sprzedając wytresowanych seksualnych niewolników. Wpierw jednak sam czerpał z tego korzyści, przyzwyczajając ich do oddawania się właścicielom, nigdy nie sprzedał w pełni czystego egzemplarzu. Sumy, za jakie wydawane były zwierzaki, przekraczały dziesiątki i setki tysięcy. Były również zapisane adresy osób, którym zostały przekazane.

Czas dziedzica ×zakończone×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz