5. Bardzo miłe okoliczności...

305 25 2
                                    

-Bradley, przepraszam za tamto. Po prostu się przestraszy...

-Zranił cię ktoś?

-Brad, nie rozmawiajmy o tym.

-Czyli jednak tak... - zdawało mi się, czy on się o mnie martwił? interesował się moją osobą?

Chwila.

Ja go poznałam dopiero wczoraj...

-Bradley, ja chyba powinnam zostać w domu... - rzuciłam spuszczając głowę.

-Lily, spokojnie. Z nami jesteś bezpieczna - powiedział chwytając mój podbródek unosząc go do poprzedniej pozycji.

Czułam się nieswojo w takim układzie. Niejedna dziewczyna powiedziałaby jakie to romantyczne, ale ja nie znałam miłości od tej strony. Dla Michaela miłość to było lizanie się, obmacywanie, stosunek.

*wspomnienie*

Trzymał mnie w żelaznym uścisku i nie chciał puścić. Nagle zaczął lizać się ze mną. Nie można by tego nazwać pocałunkiem. Nie udało mu się włożyć tego języka do mojej jamy ustnej. Już jego ręce wędrowały po moim ciele. Na szczęście ktoś go zaczepił. Zaczęłam się ogarniać i dalej bawić się na imprezie. Nic nie mogłam zrobić.

Tak tego dnia był naprawdę napalony...

*wspomnienie*

-Lily spokojnie, nic ci nie zrobimy! - krzyczał za mną. Ja jednak się nie wróciłam.

Przed wejściem do willi, w której była impreza leżał już jakiś spity gościu. Ominęłam go szerokim łukiem.

W środku była naprawdę wielka biba. Jak zwykle po bokach rozstawione pary całujących się ludzi, na podłodze leżało kilka imprezowiczów.

Musiałam odwiedzić toaletę, bo źle się zaczęłam czuć. Po za tym chciało mi się siusiu.

Ruszyłam na poszukiwania owego pomieszczenia. Na parterze zastałam tylko zajęty pokój przez grupkę grającą w butelkę. No i jeszcze dwa, ale były zamknięte na klucz.

Musiałam poszukać na piętrze. Wybrałam się tam, każdy pokój był zajęty przez parę  'kochanków'. Doszłam do ostatnich drzwi. Powtarzałam sobie w myślach, że to musi być łazienka. Narwowo zacisnęłam dłoń na klamce.

Było ciemno. Zaczęłam szukać włącznika światła. Znalazłam.

Nagle zauważyłam chłopaka, w ręce trzymał coś, a potem było to coraz bliżej mojej głowy. W następnej chwili poczułam straszny ból. Upadłam na podłogę. Wszystko działo się tak szybko...

***

- Coś ty jej do cholery zrobił?!

Nagle usłyszałam ten głos, kojarzyłam go skądś.

Nie!

On należał do...

niedoszłego świadka mojego samobójstwa.

CONNOR!

Mój Anioł - pierwsze co pomyślałam.

Otwarłam z trudem moje ciężkie powieki.  Leżałam na łóżku, a Con i chłopak, który mnie zaatakował siedzieli przy nim.

Taki sam jak przed rokiem. Brązowe włosy, zakończone blond pasemkami. Miał je trochę inaczej ułożone. Patrzał na mnie niebieskimi oczami. Coś do mnie mówił, ale nie do końca go rozumiałam. Próbowałam się skupić, ale nic z tego nie wyszło.

Widziałam, że się o mnie martwił. Może mnie poznał?

Nagle do pokoju wbiegł James i Tristan. Zaczęłam rozumieć pojedyncze słowa. Rozmawiali o jakimś występie. Potem James spytał co ja tu robię. Zaczął wymachiwać rękoma, krzyczał na Connor'a. Pewnie myślał, że to jego wina. Tris stał i przyglądał się całej sytuacji. To wszystko przerwał mój telefon, który schowałam pomiędzy paskiem a sukienką w małej niewidocznej kieszonce. Z trudem go z tamtąd wyjęłam. Wszyscy się na mojej osobie skupili.

- Halo? - zapytałam nie patrząc kto do mnie dzwoni.

- Lily gdzie ty jesteś? Martwimy się. Odezwij się!

- W łóżku - burknęłam, nagle Con dorwał się do mojego telefonu. Nawet się nie szarpałam, tylko odwróciłam się i zasnęłam.

***

Mam nadzieję, że nie przesadziłam z dramaturgią spotkania Connor'a i Lily :D

Do następnego!

Away from the past... ///The Vamps ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz