★ Rozdział IX ★

3.1K 329 142
                                    

- Jak myślicie, ile wytrzymał? – zapytała Pidge zapatrzona jak zwykle w swój telefon.

- Pewnie nie za długo – westchnął Hunk. – Nadal mam poczucie winy, że ich okłamaliśmy.

Cała czwórka siedziała na stołówce. Był poniedziałek, przerwa obiadowa. Od weekendu ani Keith, ani Lance nie dali znaku życia. Shiro powoli wpadał w panikę (#SpaceDaddy) i nawet Allura nie potrafiła go uspokoić swoim kojącym dotykiem.

- Naprawdę przez wszystkie te lekcje siedział w telefonie? – spytała Allura spoglądając na Samoańczyka. – Nie odezwał się choćby słowem?

- Dokładnie – czarnowłosy ponownie westchnął. – Zaczynam się powoli niepokoić o jego stan psychiczny.

Pidge parsknęła śmiechem odrywając wzrok od ekranu swojego telefonu.

- On jest bardziej szurnięty od nas. Tylko przypominam. Nie warto snuć teorii spiskowych. Pewnie od razu po lekcji poszedł do jakiejś laski. – Wywróciła oczami i spojrzała na przyjaciół, lecz potem jej wzrok zawiesił się nad czymś innym, co poskutkowało wielkim otwarciem oczu wraz z buzią.

- Co jest? – Białowłosa spojrzała za siebie, a jej wyraz twarzy pokazywał wielkie zaskoczenie.

Hunk i Shiro również tam spojrzeli i postąpili tak samo jak dziewczyny. Pierwszy szok dzisiejszego dnia, korytarzem szli Keith i Lance. Tyle, że Kogane miał na sobie dłuższą bluzę młodszego, a McClain miał na swoich rękach czarne rękawiczki bez palców. Oboje o czymś żywnie dyskutowali między sobą. Było to głównie widać po gestykulacji Kubańczyka.

Po chwili przysiedli się do przyjaciół mówiąc im tylko: cześć i wrócili do dalszej dyskusji.

- Mi to by strasznie przeszkadzało. No i jakie ty masz małe dłonie. – Lance zaczął oglądać ze wszystkich stron rękawiczki, które nosił.

- Bo mi je zaraz rozciągniesz – mruknął Keith. – A ty masz naprawdę długie ręce.

Czarnowłosy wyciągnął ręce, a rękawy bluzy zsunęły się po nich i zawisły w powietrzu.

- Nie przeginaj, emos. To nie ja tu jestem kurduplem – odgryzł się młodszy i zaśmiał wraz z starszym. – Ale przyznaj, że jest ci ciepło.

- To akurat na plus – Keith zatopił się w większej bluzie z uśmiechem.

- I jak wam minął maraton horrorów? – zapytał już spokojny Shiro.

- Dobrze – uśmiechnął się Kogane spoglądając na McClaina rozbawiony. – Nie licząc małej kotastrofy.

Lance wybuchnął śmiechem przypominając sobie noc sprzed dwóch dni. Jeśli chodzi o małego, rudego diabła, to jakimś cudem udało się go przekupić miską mleka. Po mimo małych sprzeciwów i ponownego rzucenia się na twarz bruneta, przez co Lance znowu musiał używać miotły do odczepienia kota, dało się z nim wytrzymać. Nawet nadali mu imię. Klance. I sukcesem było to, że Kogane przestał bać się kotów. Okazało się, iż ma niezwykłe zdolności syczenia jak te zwierzaki.

- Czyli świetnie się bawiliście – uśmiechnęła się zadowolona Allura. – Wszystko dobrze się skończyło. I na szczęście bez ofiar.

Lance spojrzał na Keitha z uśmiechem. Ten odwzajemnił gest. Tamta noc zaowocowała nową znajomość pomiędzy tą dwójką. Otworzenie się przed sobą było jedynie pierwszym etapem. A czasu im nie brakowało na poznanie następnych.

- To co? Za tydzień też oglądamy horrory? – spytał Kubańczyk z wielkim uśmiechem nie przestając spoglądać w te ciemne, pełne głębi fioletowe oczy.

Hunk, Allura i Shiro spojrzeli na nich zaskoczeni. A sama Pidge aż odłożyła telefon z zaskoczenia próbując rozwiązać zagadkę, którą właśnie nazwała: Czy Keith i Lance to geje?

KONIEC

To oficjalny koniec tego fanfika. Wszystkim bardzo dziękuję za komentarze i gwiazdki

Dziękuję również za wszystkie uwagi, bardzo mi pomogły^^

Dziękuję jeszcze raz za gwiazdki, choć to moje pierwsze opowiadanie z Voltrona. Nie sądziłam, że ktoś przeczyta 😄

Życzę miłego dnia. I do zobaczenia w następnym fanfiku. Oby dłuższym 😄

Zakończone: 28 V 2018

Horror na dobranoc [Klance]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz