Rozdział 5

1.5K 80 23
                                    

Carrie wróciła do szkoły już następnego dnia. Razem z przyjaciółką przekroczyły pewnie próg budynku, nie za bardzo zwracając uwagę na to, co robią inni. Większość uczniów Brit High School i tak była zbyt zajęta, aby je zauważyć. Dziewczyny zręcznie lawirowały pomiędzy tabunami nastolatków, czasem lekko zbaczając z wytyczonej sobie trasy, aby przepuścić ukrytych za gigantycznym plakatem uczniów. Lianne przywitała się tylko z kilkoma znajomymi, którzy akurat nie strzelali sobie selfie i ramię w ramię udały się w stronę szafek.

-Patrz, to od Madaline! - powiedziała blondynka, wyjmując z czeluści szafki wściekle różową kartkę z zaproszeniem na imprezę. -Sobota, godzina 18:00, największy dom przy Hall Road. Teraz już się nie wywiniesz!

Carolyn niepewnie przestąpiła z nogi na nogę.

-Wiesz co, i tak nie mam z kim iść. Ty idziesz z Jaredem... - odparła, lekko podnosząc głos, aby przekrzyczeć hałas.

- Daj spokój, pójdziemy we trójkę jako przyjaciele. Dzisiaj po szkole zabieram cię na zakupy. Przecież nie wystąpisz przez całą szkołą na galowo!

Rozważania dziewczyn przerwał dzwonek, wzywający rozwydrzonych nastolatków na lekcje. Większość niechętnie ubrała plecaki lub założyła na ramię swoje torby i powlokła się do czekających już klas. Carrie i Lian, nie chcąc spóźnić się na lekcję biologii u pani Carpenter, szybko przemknęły przez tłum zaspanych uczniów i pobiegły zająć swoje miejsca.

-Widziałaś, ile ten stary pryk nam zadał?! Esej na pięć stron o wpływie internetu na naturę ludzką, trzy próbne zadania egzaminacyjne, chociaż jesteśmy dopiero w drugiej klasie, plus dwanaście przykładów na zmianę toku myślenia społeczeństwa przez ostatnie cztery dekady! I TO NA PONIEDZIAŁEK! - bulwersowała się Lianne, gdy wyszły ze szkoły i kierowały się na przystanek autobusu jadącego do jedynego w okolicy centrum handlowego.

-Mamy na to cztery dni, biorąc pod uwagę tę całą imprezę - powiedziała Carrie, chowając do plecaka zabraną rano z przed domu gazetę ("Nosiłam ją calutki dzień i nie zdążyłam przeczytać nawet strony!"). - Chyba, że ktoś zamierza się upić, to jakieś dwa.

Dziewczyna wskazała głową na wyjątkowo rozchachaną grupkę uczniów z równoległej klasy i spojrzała wymownie na przyjaciółkę, po czym dopowiedziała jeszcze:

-Myślisz, że starszą mi trzy dychy? Zbieram na mikroskop, nie chcę przepuścić za dużo kasy...

Lianne wyniosła oczu ku niebu i pozostawiła to pytanie bez odpowiedzi. Obok nich, ni stąd, ni zowąd zmaterializowała się taksówka. Kierowca, przejeżdżając obok przystanku bacznie przyglądał się twarzom ludzi, swoich potencjalnych klientów. W końcu, gdy nie wzbudził żadnego zainteresowania, odjechał w sobie tylko znanym kierunku.

Chwilę później, na horyzoncie można było już dostrzec autobus, ku uciesze ludzi czekających na przystanku. Biało-niebieski pojazd wjechał w zatoczkę, drzwi otworzyły się szeroko, czekając na pasażerów. Gdy tylko wszyscy znaleźli się w środku, kierowca zwolnił hamulec, a autobus potoczył się z wesołym warkotem silnika w stronę galerii.

* * *
Było jakoś przed ósmą wieczorem, gdy Carrie wróciła z zakupów. Już od progu unosiły się niesamowite zapachy - słynna Carbonara pani Hooper. Dziewczynie ślinka pociekła już na samą myśl, więc szybko zrzuciła buty, powiesiła kurtkę i czym prędzej pognała do kuchni mijając po drodze niemało zdezorientowanego psa.

Pod względem szybkości znalezienia się w miejscu z jedzeniem Carrie już chyba dawno pobiła rekord świata. Zmysłowe zapachy potraw przywodziły jej na myśl wakacje u babci na wsi i późniejsze bieganie po rozległych polach.

Rozmarzoną dziewczynę przez jakiś czas obserwowała jej rodzina, po czym chwilę ciszy przerwał jej tata.

-Chcesz jeszcze makaronu? - spytał, podsuwając jej miskę pod nos. Danie pachniało przyjemnie i prawdopodobnie to ono wyrwało nastolatkę z zamyślenia.

-Co? Ach, nie, dzięki. Później sobie dołożę - odparła Carrie, stwierdzając ze zdziwieniem, że siedzi na krześle i wpatrują się w nią trzy pary różnokolorowych tęczówek.

-No to opowiadaj! Jak tam w szkole? Słyszałem, że byłaś z Lianne na zakupach? -ciągnął dalej pan Hooper.

-Em... W sumie to nic ciekawego. Pan Rockell strasznie dużo nam zadał, a chłopacy nie mogą przestać się kłócić, kto popiera Team Cap, a kto Team Iron. A jak byłyśmy w galerii, to kupiłyśmy dla mnie sukienkę na imprezę u Madaline. Nic specjalnego, mówię wam. Jakieś kwiatki, falbanki...

Dziewczyna opisywała dalej nowo kupioną sukienkę, ale rodzice tak jakby się zatrzymali przy słowie: impreza. Pani Hooper zamarła z widelcem w połowie drogi do ust, a jej mąż mało co nie zakrztusił się sokiem. Liam, nie wiedząc co ze sobą zrobić w takiej sytuacji, dalej grzebał sztućcami w swoim makaronie i gapił się w przemówienie Starka w telewizji.

-Idziesz na imprezę? - spytali rodzice jednogłośnie, próbując ukryć zdziwienie.

-No... Tak jakby - zmieszała się Carrie. Spodziewała się teraz niezłego wykładu na temat pytania o zgodę i zatajania ważnych informacji, ale została miło zaskoczona.

-To świetny pomysł! Jak tylko skończymy jeść, to od razu dzwonię do Lianne. Muszę jej podziękować, że wreszcie wyciągnęła Cię z domu - mama zaczęła ściskać lekko zdezorientowaną Carrie przez stół.

Rodzice okazali większe zainteresowanie całą sytuacją niż pół klasy razem wzięte. Mieli iskierki w oczach, gdy ich córka tłumaczyła im, że "nie, nie potrzebuje podwózki", "mamy nadzieję na świetną zabawę" i "oczywiście, że nawet nie spojrzy na alkohol, jeśli jakikolwiek by był". Tę ożywioną dyskusję przerwał niespodziewanie brat, który już od dawna nudził się niemiłosiernie:

-Hej, a może już skończymy? Umówiłem się z kolegami na "Gwiezdne Wojny"!

____________________

Hej! Wróciłam z wycieczki, szkoła jako taki ogarnięta, więc można pisać :D Z tego miejsca chciałabym też bardzo podziękować, bo wybiło prawie 450 wyświetleń i 36 gwiazdek! 😄 Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę z tego powodu ❤
Do następnego i...

Enjoy! ❤

KOREKTA//⛺Just A Kid From Queens // Peter Parker - Spider-Man⛺Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz