Rozdział 9

1.1K 70 3
                                    

Nowy Jork spowił się już mrokiem, pogrążając we śnie swoich mieszkańców. Rozgwieżdżone jak nigdy niebo górowało nad uśpionym miastem, dając tło do romantycznych wypadów zakochanych par. Statua wolności zdawała się sprawować pieczę nad metropolią, pilnując z grubsza porządku. Idealna pora na mały rabunek.

Mężczyzna w czarnym stroju skradał się niezauważalnie w kierunku bramy wjazdowej uniwersytetu. Szedł prawie na czworaka w cieniu równo przyciętego żywopłotu, ciągnącego się przez całą długość kompleksu. Jegomość rozejrzał się na prawo i lewo, a potem powoli wstał i czmychnął w kierunku niestrzeżonej akurat bramy wjazdowej. Po wspięciu się na nią, zeskoczył miękko na ziemię, przykucając. Później wyprostował się i podążył szybkim krokiem do najbliższego budynku.

* * *

W sali laboratoryjnej rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, który gwałtownie oderwał naukowca od pracy. Jednym szybkim ruchem zerwał on z głowy okulary i wstał od biurka, cały czas wpatrując się w piękny przykład wandalizmu, dokonanego na oknie. Nagle w powstałej dziurze ukazała się czarna kominiarka, a później przy akompaniamencie spadających na ziemię kawałków szyby wyłoniła się reszta włamywacza.

Naukowiec oparł się plecami o biurko i ze strachem obserwował całą sytuację. Zachował powagę nawet wtedy, gdy złodziej nieuważnie postawił stopę na parapecie i z całym impetem władował się w podłogę. Swój groteskowy upadek zamaskował natychmiastowym stanięciem na nogi i wyciągnięciem zza pazuchy sztyletu. Uczony otarł pot czoła.

-Nie wiedziałem, że bierzesz nadgodziny, Bruce - odezwał się zamaskowany osobnik, powoli zbliżając się do stołu laboratoryjnego. Ton jego głosu był zimny i złowieszczy, ale dało się wyczuć też nutkę rozbawienia.

-Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?! - krzyknął ten drugi, usilnie próbując sobie przypomnieć, skąd zna ten głos. Oblizał nerwowo wargi i machinalnie zaczął szukać ręką czegoś do obrony.

-W sumie jest wiele rzeczy, których mógłbym od ciebie chcieć - powiedział spokojnie. -Na przykład wyników badan, jakie mi ukradłeś dziesięć lat temu albo stypendium naukowego ze studiów... Aczkolwiek w tym momencie prosiłbym o twoje najnowsze odkrycie - dodał tajemniczo.

-Co ty... skąd o nim wiesz?!

-Doktorze Banner, spostrzegawczość chyba nie jest pana mocną stroną, w ogóle nie zwraca pan uwagi na odsłonięte okna w sali laboratoryjnej.

Naukowiec otworzył szeroko oczy, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Ze strachem patrzył, jak napastnik zbliża się do niego, trzymając uniesiony nóż. Uczony przesunął się nieznacznie w stronę gabloty z pomocami naukowymi.

-Czego się boisz? Tego? - spytał, spojrzawszy na ostrze. -Nie martw się. To tylko po to, aby tradycji stało się zadość.

Dalszej części przedstawienia Bruce Banner już nie pamiętał.

* * *

-Hej, Banner! Pobudka! - po sali laboratoryjnej przebiegł głęboki, męski głos.

Przez okna pracowni przedzierały się promienie słoneczne, jakby od niechcenia oświetlając poszczególne przyrządy naukowe. Ptaki w pobliskim parku zaczynały swoje poranne trele, zwiastując ładną pogodę. Nastał ranek, jeden z niewielu, kiedy "geniusz, milioner, playboy i filantrop" w jednej osobie zaszczycał uniwersytet swoją obecnością tak wcześnie.

Bruce poczuł soczyste klepnięcie na twarzy, po czym ktoś nim potrząsnął i postawił chwiejnie na nogach. Od razu jednak stwierdził, że w danej sytuacji lepiej będzie, jak usiądzie, ochraniając tym samym siebie od bliskiego spotkania z podłogą.

-Jesteś tam? - spytał Tony Stark, pstrykając Bruce'owi Bannerowi przed nosem. -Przyjechałem najszybciej, jak się dało, bo nie odbierałeś telefonu w sprawie tego eksperymentu... W ogóle co tu się właściwie stało? Hulk wpadł w odwiedziny?

Rzeczywiście, pomieszczenie, w którym się znajdowali, wyglądało prawie jak po przejściu tornada. Wszędzie walały się podarte papiery pomieszane ze szklanymi odłamkami. Aparatura dziwnym trafem nie została ani trochę uszkodzona.

-Co? Ta, jestem - odpowiedział mu, dotykając obolałej głowy. -Wybacz, średnio pamiętam, co się wczoraj stało. Zostałem w laboratorium do późna, bo sprawdzałem kolokwia moich studentów, a potem nagle ktoś wybił szybę.

-Kto? Tak po prostu? Raczej mało kto włamuje się do uniwersytetu - westchnął milioner bez przekonania. -Może to jakiś zdesperowany uczeń chciał poprawić swoje odpowiedzi, bo ogarnął, że totalnie skiepścił sprawę...

-Nie! Nie rozumiesz, ten człowiek twierdził, że coś mu ukradłem, jeszcze za czasów studenckich - wzburzył się Bruce. -Znam skądś jego głos...

-Oj, robi się ciekawie! Włamy-Hulk wkracza do akcji!

Naukowiec zmroził go wzrokiem, próbując opanować zdenerwowanie.

-On wie o TYM - powiedział, a Tony'emu zrzedła mina.

-Skąd ten gościu się wziął?! - teraz to Stark zbulwersowawszy się, machał rękami na prawo i lewo. -I jak on się dowiedział, do jasnej... Banner?!

Popatrzyli po sobie i w tym samym momencie rzucili się w stronę jedynej w sali gabloty zamykanej na kłódkę. Kiedy już się zatrzymali, jakimś cudem nie wpadając na siebie nawzajem, mogli obejrzeć wzorowy wręcz przykład wyłamania zabezpieczenia. Witryna świeciła pustkami.

-Dobra, to trochę komplikuje sprawę - stwierdził Tony biorąc się pod boki i wlepiając tępo wzrok w gablotę, jak w obiekt kultu. -Jakieś pomysły, co robimy teraz?

____________________

Hej! Chciałabym Was przeprosić, za przeciąganie w czasie publikacji tego rozdziału, ale nagle się okazało, że pół mojej rodziny ma urodziny i imieniny akurat w lipcu i trzeba było jeździć na te wszystkie imprezy i robić prezenty wszystkim do okoła... 😪 W międzyczasie byłam jeszcze nad morzem, więc no xd

A druga sprawą jest to, że wybiły DWA TYSIĄCE WYŚWIETLEŃ i prawie 100 gwiazdek! WOW, dla mnie to naprawdę ogromną liczba, dziękuję ❤

A już tak na koniec, to pozostawcie po sobie jakiś ślad i jak zawsze,

Enjoy! ❤

KOREKTA//⛺Just A Kid From Queens // Peter Parker - Spider-Man⛺Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz