Rozdział 11

740 50 11
                                    

   Tupot stóp i towarzyszące mu odgłosy stukających o podłogę kul roznosiły się po całym piętrze. Dobiegały najpierw z jednej części pokoju, później z drugiej, aż w końcu ustały, zastanawiając się najwyraźniej, ile jeszcze pociągną. Carrie, osoba odpowiedzialna za całe zamieszanie, poruszała się po pomieszczeniu z największą prędkością, na jaką pozwalały jej ograniczenia. Od rana miotała się w te i wewte, zgarniając z półek wszystko, co jej się nawinęło i wrzucając to do walizki. Pakowała się właściwie wbrew swojej woli i gdyby miała choć trochę więcej z buntowniczki, to po prostu usiadłaby na środku i nie ruszałaby się, dopóki natura by jej nie zmusiła.

   Na schodach rozległy się kroki, a później drzwi do pokoju Carrie gwałtownie się otworzyły. Stanął w nich Liam z przyjaznym grymasem na twarzy i paczką paluszków w ręce. Pewny siebie przeszedł przez pokój i usadowił się na łóżku obok dziewczyny.

     -A ty co tu robisz? Nie wiesz, że się puka? - powiedziała brunetka z założonymi rękami i surową miną, ale później uśmiechnęła się i potargała brata po włosach.

     -Tłuczesz się po domu od kilku godzin, więc wydedukowałem, że już nie śpisz. Nie mogłem przez to spać w nocy!

   Chłopiec spojrzał na siostrę z wyrzutem, o mało nie wypuszczając z rąk paluszków.

     -Wypraszam sobie, w nocy to ja śpię i nic nie...

     -Ale mój mózg już przewidywał, że będziesz. Taki Sherlock ze mnie - wtrącił, naśladując brytyjski akcent, na co oboje wybuchnęli śmiechem.

     -Dobra, daj mi tego paluszka i przydaj się na coś - mówiąc to Carrie wskazała na stertę niezłożonych ubrań z pewną satysfakcją, że nie będzie musiała tego robić sama. Jej brat jęknął z rozpaczą.

   Oboje zabrali się do roboty, co chwilę rzucając w siebie czymś lub robiąc przerwy na przekąski. Wtem drzwi ponownie się otworzyły i do pomieszczenia weszła pani Hooper. Założyła ręce na piersi i pokręciła głową.

     -Jeszcze nie gotowa? Mamy być w Nowym Jorku za półtorej godziny, musimy ruszać! Przecież wiesz, że Danielle ma bardzo napięty grafik, cud, że w ogóle znalazła czas...

     -No własnie! Po co mamy jechać do kogoś, kto nie ma dla nas czasu? Po co mam u niej mieszkać, ostatni raz ją widziałam, gdy miałam siedem lat - stwierdziła Carrie, patrząc mamie głęboko w oczy.

     -Nie przesadzaj, dzwoni przez Skype'a na każde święta...

     -Bo jej każecie! - Carrie momentalnie zorientowała się, że powiedziała o jedno słowo za dużo.

   Pani Hooper zmarszczyła brwi i podniosła głos. Nawet nie wiedziała, co ją tak rozzłościło. Może to, że jej córka trafiła w sedno?

     -Dość! Wszystko już postanowione, nie zmienisz tego. Kończcie pakowanie i do samochodu!

   Wyszła z pomieszczenia, zostawiając dwójkę rodzeństwa w szoku.

   Kilkanaście minut później szatynka do spółki z młodszą, chłopięcą wersją siebie próbowała stargać ze schodów wielką, fioletową torbę na kółkach i równie wielki plecak. Gdy już uporali się z tym zadaniem, o mało nie spadając z bagażami z samej góry, wyszli przed dom i odetchnęli z ulgą. Rozkoszowali się wiosennym wiaterkiem, nawet nie zauważając, kiedy pan Hooper zapakował walizki do samochodu i razem z mamą opierał się o maskę, niecierpliwie stukając palcami.

* * *

   Obrazy za oknem zmieniały się jak w kalejdoskopie. Krajobraz miejski stawał się polami, poprzecinanymi samotnymi drzewami na bezkresie łąk i pastwisk. Carrie od kilkunastu minut siedziała z nosem przyklejonym do szyby, rozpatrując rozstanie z Lianne. Z bezdroży myśli nikt nie był w stanie jej wyrwać - nawet Liam, co chwila proponujący grę w wisielca czy inne państwa-miasta.

KOREKTA//⛺Just A Kid From Queens // Peter Parker - Spider-Man⛺Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz