Rozdział 4

1.7K 101 22
                                    

Carrie siedziała z nosem przyklejonym do szyby, obserwując kropelki deszczu z mozołem pokonujące swoje drogi przez okno. Burza dotarła aż tutaj, przemieszczając się przez całe Stany, z południa na północ. Dziewczyna słyszała z dołu włączony kanał informacyjny, na którym już kilka godzin ukazywały się rozmaite ostrzeżenia, dotyczące właściwego zachowania w trakcie takiej zawieruchy. Na biurku leżały porozrzucane książki, zeszyty i różnego rodzaju przedmioty biurowe - od ołówków, aż po jakieś samotne spinacze, których pochodzenia nikt do końca nie znał. Wszystko czekało, aby tylko ktoś do nich przysiadł i zaczął korzystać - do nauki oczywiście. Castel miała jednak inne plany - postanowiła usłuchać przyjaciółki i od jej odjazdu nie przeczytała ani jednej strony podręcznika, co w obecnej sytuacji było dość dużym osiągnięciem. Z niemałą satysfakcją stwierdziła, że takie lenienie się na swoją całkiem dobre strony.

Pogryzając batonika zbożowego zeszła z parapetu i poprawiła leżący na nim liliowy kocyk w kwiatki. Przeszła przez pokój, przeskakując nad walającym się po podłodze otwartym plecakiem i wyszła na korytarz, uprzednio przymykałąc drzwi, aby jej kochany braciszek nie wpadł przypadkiem do jej pokoju, szukając swojej bluzy do lacrosse. Zeszła po schodach i, mijając się z bratem w przejściu, podeszła do drzwi wejściowych. Otworzyła je na oścież, zanim zabrzęczał dzwonek i ujrzała przemoczoną od stóp do głów Lianne z wyciągniętą przed siebie ręką, dokładnie w połowie drogi do melodyjnego brzęczka.

-Cześć! - rozpromieniła się. - Przytulać Cię nie będę, bo twoja mama nie zarobi na ręczniki. W życiu nie widziałam takiej ulewy! Nawet w San Francisco tak nie padało...

-Hej. Ale chyba piątka nie zaszkodzi?

-Tylko nie przez próg! - uśmiechnęły się do siebie i weszły do środka. Lianne przy okazji nie omieszkała przywitać się serdecznie z panią i panem Hooper, który właśnie kończył kolację - ograniczył się więc tylko do podniesienia ręki i przyjaznego wyrazu twarzy.

* * *
-To myślisz, że Harry naprawdę rzucił Jane? - spytała Lian, gdy siedząc w pokoju Carrie przepisywały zeszyty. Dziewczyna zawzięcie kreśliła okręgi w zeszycie o matematyki, raz po raz przygryzając końcówkę ołówka.

-No coś Ty?! To Jane rzuciła Harry'ego, on by przecież nie zostawił swojej wymarzonej dziewczyny - odpowiedziała Carrie. Wzięła łyk herbatki owocowej i zagryzła ciasteczkiem przywiezionym przez przyjaciółkę. - Chodził cały w skowronkach, jak wreszcie zwróciła na niego uwagę. Szkoda mi go. Przecież mieli iść razem na imprezę do Madaline...

- Wiesz, zawsze mogę komuś szepnąć słówko, że jest jedna osóbka, która nie ma z kim iść... - powiedziała z zawadiackim wyrazem twarzy. Carrie wywróciła oczami, ale uśmiechnęła się.

- Jak Ty coś wymyślisz!

Po długich bojach z algebrą i literaturą amerykańską, dziewczyny zamknęły zeszyty prawie równocześnie. Z ulgą schowały zeszyty do plecaków i, nie zwlekając długo, zorganizowały sobie maraton filmów Disney'a. Carrie zajęła się stroną techniczną, to jest przygotowaniem komputera i odpowiednim ułożeniem mebli dla jak największej wygody, a Lianne zeszła na dół do kuchni, aby błagalnym wzrokiem szczeniaczka wyprosić u pani Hooper trochę popcornu i pianek w czekoladzie. Co chwilę dziewczyny przekrzykiwały się, tworząc niepisaną listę bajek do obejrzenia. Robiły to za każdym razem, gdy spędzały wieczór ze sobą, więc okrzyki typu: "Król Lew"!, "Shrek"! albo "Kraina Lodu"! raczej nikogo już nie dziwiły.

W końcu, po długich bojach dziewczyny przystanęły na kompromis, zaproponowany przez mamę Carrie i pogrążyły się po raz setny w historii Pocahontas.

__________________

Hej! Chciałabym Wam bardzo podziękować za ponad dwieście wyświetleń i ponad dwadzieścia gwiazdek! Jest mi strasznie miło z tego powodu 😄❤ A tak przy okazji, to przez najbliższy tydzień będę na wycieczce i raczej nie będzie nowego rozdziału. Także...

Enjoy! ❤

KOREKTA//⛺Just A Kid From Queens // Peter Parker - Spider-Man⛺Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz