Śmiercipieśnie

86 8 0
                                    

 Kiedy przyleciałem na naszą wyspę z całym stadkiem Zmiennoskrzydłych wszyscy byli zadziwieni. Niestety tylko parę osób z naszej ekipy zainteresowała się sytuacją. Reszta wolała spoczywać na laurach.  

-Jak ty to zrobiłeś? - spytał Śledzik.

-Tak jak mówiłem : wiedza z książek i praktyka. - powiedziałem.

-Nieźle. - stwierdziła Astrid.

-Gratulacje Czkawka. - powiedziała Hethera.

 Byłem dumny, to chyba nic dziwnego. Nie chcę zawieść ich, ale nie chcę zawieść siebie.

-Dziś lecę na wyspę Śmiercipieśniów. - dodałem. - Wy nauczcie czegoś Zmiennoskrzydłych.

-Dobra. Tylko przypomnij... jaką rybę lubią? - spytała Astrid.

-Łososie. - wyprzedził mnie Śledzik.

-No to lecę. - powiedziałem i wskoczyłem na Mordkę.

 Lecieliśmy dłużej niż na poprzednią wyspę. Po chwili jednak wylądowaliśmy. Było tam dużo      

oklejonych smoków. Część udało się nam uratować zanim zjawiła się trójka Śmiercipieśni. Zakleiłem Szczerbatkowi uszy, więc nie słyszał śpiewów. Miałem przy sobie tylko parę węgorzy i dwa kosze sardynek. Węgorze uśpiły ich czujność. Nie strzelały. To dało mi czas na wyrzucenie pierwszych sztuk sardynek.

 Zbliżyłem się. Wyczuły mój zapach, ale nie strzelały. Zobaczyły, że zabieram węgorze, a potem wysypuje jeszcze parę sardynek. Jeden zbliżył się i zjadł sardynki. Jego wzrok zdawał się łagodny. Położyłem metr przed sobą jeden kosz, a potem dwa metry ode mnie drugi. Pozostałe dwa się zbliżyły i smoki zaczęły pałaszować. Ryby smakowały. Smoki dały się dotknąć, jednak mniej ufnie  niż Zmiennoskrzydłe. Zobaczyły Mordkę. Chciały go "opluć", ale zasłoniłem go własnym ciałem. Były poddenerwowane, ale jeden, ten najmniejszy był ufny. Reszta uważała pewnie, że jest naiwny, ale gdy wyruszyłem z powrotem na Koniec Świata poleciał ze mną.

Tak wróciłem do domu z Śmiercipieśniem.  Zostały tylko Marazmory.

-Jestem! - krzyknąłem. Gdy wróciłem był już wieczór. Wybiegli tylko Astrid i Śledzik. Byli zachwyceni młodym. On dopiero uczył się polować. Nie był zupełnie młody, ale jednak.

-Niech Hethera się nim zajmie. Wy zajmijcie się Zmiennoskrzydłymi, a ja... zajmę się póżniej Marazmorem...

Ranek

-Dzięki ci Czkawka! - zawołała Hethera - Uwielbiam te maleństwa! - przed chwilą dowiedziała się, jakim gatunkiem smoka będzie się zajmować.

-Cieszę się, ale ja lecę po Marazmory. To może potrwać trochę dłużej niż dotychczas. - powiedziałem. Kiedy spojrzeli w moją stronę, mnie już nie było. Byłem w drodze do smoka.

                                                                                Do Marazmora...



___________________________________________________________

Powoli zbliżamy się do końca!

Mam nadzieję, że się podoba bo to mój pierwszy Fanfik.

Proszę o rady i opinie w komentarzach. Możecie też podsyłać imiona i wiek postaci do kolejnego Fanfiku  " Jak potoczyłaby się historia Czkawki w naszym świecie".

Jeźdźcy Smoków na końcu świata   Wszystko albo nic, życie albo śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz