Fire

108 8 0
                                    

Perspektywa Czkawki

Powiedziałem żeby odpoczęli, a nawet nie wiedzieli dlaczego. Nie wiedzieli, nad czym chcę pracować. Były to nowe formy treningu. Uczyłem Szczerbatka kolejnych sztuczek, myśląc o ich treningu. Nie taki zwykły, odkrywanie nowych smoków, każdy po jednym? No tego jeszcze nie było. Chwile... co to za hałas?...

-Szczerbatek! - wrzasnąłem. Ale było za późno. Ciemność. Ni zemdlałem, oczy miałem otwarte, poczułem, że coś zaczęło mnie ciągnąć do tyłu. Nie mogłem się niczego chwycić, złapali mnie za ręce. Na koniec coś uderzyło mnie w głowę i potem... w sumie nie pamiętam.

Obudziłem się na statku, kołysał się. Świetnie, znałem to uczucie... byliśmy na otwartym morzu. Byłem związany. Ręce - z tyłu, między ranieniem a łokciem i w nadgarstkach, nogi - przy stopach w kostkach i  w kolanach w taki sposób, iż ledwo mogłem nimi ruszać. Słyszałem głosy nade mną:
-Vigo nas zabije, że nie oddzieliliśmy smoka od dzieciaka. - powiedział ten o niskim głosie, zapewne Victor.

-Jego wina, że nie mamy już klatek. - odpowiedział jego brat. Czyli mają kryzys.

-Ale mogliśmy związać też smoka jak spał. - Victor słyną ze swej głupoty. Zauważenia błędów dopiero po fakcie.

-No to trzeba było go związać głupku. - no i jego brat, zawsze zwalający winę na młodszego.

-No to albo nas tylko zwrzeszczy, albo zabije.

-Albo zachowa swój najgorszy spokój. ... Choć, sprawdźmy czy ten chłopak się obudził. - powiedział, słyszałem zbliżające się kroki, aż w końcu ujrzałem Łowców.

To było tych dwóch bliźniaków - nawiasem mówiąc, gorszych niż tych, których znam z Berg - tak jak myślałem. Zmarszczyłem brwi, byli głupi, ale brutalni. Jedyne czego się bali to Vigo i jego brata.

-Obudził się. - powiedział brat Victora.

-Przecież widzę. - wycedził przez zęby zirytowany Victor.

Szczerbatek zaczął warczeć i staną między mną, a Łowcami.

-Tylko spokojnie smoku. - powiedzieli.

-Poznęcamy się nad więźniem? - zaśmiał się brat Victora. - a ty smoku, jak się nie odsuniesz, to dostaniesz strzałami.

-Nie ma sensu Mordko. - wyszeptałem. Szczerbek na mnie spojrzał, ale się odsuną.

-Dobry wybór bestio. - rzekł Victor. - Dobra braciszku, ale go nie zabij. Idę pilnować pokładu. - powiedział.

Brat Victor'a zbliżył się do mnie i uderzył w polik. Zabolało, ale nie dałem tego po sobie poznać.

-Zabolało? - spytał i zaśmiał się. Nie uzyskał odpowiedzi, wkurzył się i dostałem kopniaka w brzuch.

-Pytałem czy zabolało? - nie uzyskał odpowiedzi, ale już nie patrzyłem na niego. Spuściłem wzrok.

Szczerbatek warczał ostrzegawczo, ale dałem znak, by poczekał. Nagle dobiegły nas dziwne odgłosy. Załoga krzyczała, a ryczały... smoki! Chciałem krzyknąć, ale Łowca wepchną mi w usta chustkę. Obrócił się i wtedy dałem znak Mordce, żeby dał plazmą w plecy bratu Victor'a. Padł.

Poczułem dziwny smród. Ogień?... Ogień! Ktoś nas zaatakował, czy to na pewno byli moi przyjaciele? Nie mogłem krzyczeć, że tu jestem. Nagle poczułem, że smoki odlatują z pokładu.  Szczerbatek pomógł mi rozwiązać sznury. Słyszałem krzyki kogoś z załogi. Potem nastąpiła cisza, długa pełna napięcia cisza. Ogień wszedł pod pokład, zacząłem lać własne zapasy wody z nerki, potem wykorzystywać te z pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Zacząłem się dusić. Wody było dość sporo, ale ja nie miałem już siły jej lać. Nagle Szczerbek jednym skrzydłem mnie okrył, drugim odzielił od zimnego podłoża. Zemdlałem. Dymu było zbyt dużo.

Perspektywa Astrid

Gdy tylko dowiedzieliśmy się, gdzie jest Czkawka polecieliśmy na statek. Od razu wlecieliśmy pod pokład. Płytki przy Szczerbatku były wilgotne, ogień do nich nie doszedł, my ugasiliśmy resztę. Brakowało mi jednej rzeczy - Czkawki.

-Widział ktoś Czkawkę! - krzyknęłam przez łzy.

-Nie! - usłyszałam. Byli przerażeni tak jak ja.

Nagle Szczerbek otworzył oczy i odsłonił skrzydła. Było ciemno, z początku nie wiedziałam po co to zrobił. Dopiero po sekundzie dostrzegłam Czkawkę.

-Dzięki Thorowi! - wykrzyknęłam, a Śledzik i Hethera przyłączyli się do okrzyków szczęścia. Czkawce nic nie było!

Zabraliśmy go na Koniec Świata. Położyliśmy go w łóżku i czekaliśmy aż się obudzi. W sumie ostatecznie sama z nim siedziałam, ale mi to nie przeszkadzało.

-Egh... - usłyszałam ciche odchrząknięcie. Zaraz pobiegłam po zimną wodę w sakiewce. Do tedo przygotowałam wilgotną chustę.

-Wszystko dobrze Czkawka. - mimowolnie  zaśmiałam się pod nosem. - Jesteś na Końcu Świata.

Obmyłam jego twarz, dałam mu się napić... cały czas pytałam czy wszystko w porządku... Łowcy nie przestaną... to dopiero POCZĄTEK.

































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































Jeźdźcy Smoków na końcu świata   Wszystko albo nic, życie albo śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz