Długo przyglądała się tajemniczej bransoletce. Znalazła ją wczoraj w domu koleżanki Dominiki, a właściwie to ta rzecz znalazła ją.
Gdy tylko weszła do pokoju należącego prawdopodobnie do rodziców dziewczyny, owy przedmiot zaczął jakby lekko świecić. Kiedy podeszła bliżej bransoletka na chwilę rozbłysła złotawym światłem, by po dosłownie sekundzie zgasnąć. Postanowiła zabrać ją ze sobą, choć nie powinna.
Owa rzecz wykonana była z około dwunastu splecionych ze sobą ciemnych rzemyków, co sprawiało, iż zdawała się być bardzo wytrzymała. Ponadto rzemienie były ze sobą ściśle związane za pomocą dwóch, przeplatających się sznurków. Zwieńczeniem całej bransoletki była lekko pozłacana literka P. To właśnie ona wczoraj zaświeciła.
Co to jest? Jakim cudem to świeciło? - przewijało się przez jej głowę. - Przecież mi się nie przywidziało. - lekko zmarszczyła czoło, obracając przedmiotem w dłoni i przyglądając mu się z każdej możliwej strony.
Wtem usłyszała dźwięk powiadomienia. SMS.Nieznany numer:
Cześć! Tu Dominika. Teraz zauważyłam, że mam twój numer, a ty nie masz mojego, więc teraz już masz! :)Wiadomość wywołała mały uśmiech na, już trochę zmęczonej, twarzy Eleonory. Odłożyła telefon do schowka i upewniła się, czy aby na pewno zamknęła drzwi na zamek.
-- Czas wreszcie iść spać. -- wyszeptała do siebie, układając się wygodniej na tylnych siedzeniach swojego Mustanga. Szybko zapadła w głęboki sen. Samotnie, na poboczu polnej drogi, gdyż była już zbyt zmęczona, by jechać dalej.
~*~
-- Hej! Ryszard, gdzie jesteś? -- wołała mała dziewczynka. Miała około pięciu lat, długie, krucze włosy okalające pucołowatą twarz oraz sukienkę w kwieciste wzorki, zaś na nią narzucony różowy polar. Małe rumieńce, powstałe z powodu niskiej temperatury, pięknie komponowały się z szarymi oczami. -- Rysiu! Już robi się ciemno! Ja chcę do domu!
Nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Jej brat zdawał się zapaść pod ziemię. Dziś był wyjątkowo ciepły dzień jak na marzec, lecz nadchodziła już noc, a co za tym idzie - temperatura spadała w zastraszającym tempie. Zimno, dodatkowo potęgowało jezioro, nad którym się znajdowała, Gawlik.
-- Rysiu! To nie jest już zabawne! Ja chcę do domu! -- krzyczała mała Ania.
Mimo chłodu i zapadającego zmroku dalej szukała brata. Nie mogłaby ot tak odejść. Zwłaszcza, że mógł przypadkowo zrobić sobie krzywdę, a tego naprawdę nie chciała.
Nagle zobaczyła go. Jakimś cudem większa jego część unosiła się na wodzie, a ciało zdawało się być bezwładne i posiniałe. Jakby coś go podtrzymywało na powierzchni, kilka metrów od brzegu.-- Ryszard!
Nie myśląc za wiele wyskoczyła do zimnej wody i zaczęła płynąć bratu na pomoc, licząc, iż jeszcze żyje. Była pełna nadziei. Niestety, gdy tylko podpłynęła na zaledwie metr, jej starszy braciszek zniknął w toni jeziora, zaś ją coś pociagęło za nogę. Owa istota zabrała ich oboje ze sobą na dno. Dziewczynka utonęła jeszcze zanim dotknęli mułu. Mułu, który miał stać się ich grobem.
~*~
-- To wodnik lub utopiec. -- stwierdziła, czytając artykuł, pochodzący ze strony internetowej wsi, w której zdarzenie miało miejsce. -- Rodzeństwo, oboje umieli świetnie pływać i ot tak utonęli. To na pewno nie był nieszczęśliwy wypadek. -- mówiła do siebie.
Ja:
Hej, masz ochotę na rozwiązanie ze mną pewnej sprawy? Tylko, od razu ostrzegam, oznacza to wycieczkę do województwa warmińsko-mazurskiego, na wieś.