Rozdział 1 - Co się czai w mroku?

26 2 2
                                    

Dedykowane dla Atanabe

Leniwie otworzyła oczy, pocierając je, jakby to miało pomóc odgonić resztki snu. Usiadła na łóżku i spojrzała na okno. Pierwsze promienie słońca usiłowały wedrzeć się do środka, co uniemożliwiały im zasłony z dość grubego materiału. To dzięki nim w pokoju panował przyjemny półmrok. Zeszła z łoża, założyła kapcie i biorąc po drodze jedną z czarnych bluzek z długim rękawem, ciemne jeansy, bieliznę oraz kosmetyczkę wkroczyła do łazienki. Przygotowanie się na kolejny dzień łowów nie zajęło jej dużo czasu.

–– Piękny mamy dziś dzień. –– mówiła sama do siebie, co nie było dla niej dziwne. Wychodząc z łazienki dodatkowo założyła bezprzewodowe słuchawki i puściła pierwszą lepszą piosenkę. Padło na An Irish Pub Song zespołu The Rumjacks. Tańcząc w rytm piosenki naszykowała wszystko, co może się okazać pomocne przy rozpoznaniu stwora, z którym ma doczynienia i opuściła pokój, a następnie cały kompleks.

~*~

Lekko mówiąc, policja nie wiedziała za wiele. Z resztą jak zawsze. Od miłej pani patolog dowiedziała się, że powodem śmierci było wykrwawienie, co dziwiło wszystkich. W końcu ofiara tylko spała, jak każdy normalny człowiek, a rano już się nie obudziła. Kobieta w wieku czterdziestu lat osierociła trójkę dzieci, co nie powinno mieć miejsca. Niepokój budził także fakt, iż brak było śladów jakiegokolwiek włamania, a żaden z sąsiadów nic nie słyszał, choć ci akurat są wręcz nadwrażliwi na niektóre dźwięki, jak to żartowali młodzi ludzie, mieszkający w okolicy.

–– Eh... Dziękuję za rozmowę, pani Dominiko. –– rzekła zawiedziona. Koniec rozmów na dziś.

–– Nie ma za co. Jeśli mogę jeszcze jakoś pomóc to proszę dać znać. –– odparła młoda dziewczyna. Tak naprawdę chciała już wrócić do rozmowy z przyjacielem.

–– Będę pamiętać. Do widzenia i miłego dnia. –– pożegnała się i pospiesznie skierowała do wyjścia kamienicy. Z braku możliwości postanowiła się wybrać do miejscowej pierożkarni. ,,Jak u mamy" nie była niewiadomo jak duża, ale posiadała swój unikalny klimat i, co najważniejsze, pierogów było tam pod dostatkiem.

~*~

Zbliżała się noc. Eleonora, wiedząc już czego się spodziewać, wyruszyła w drogę do kolejnego miejsca ataku. Miała nadzieję na szybką i cichą zarazem akcję. Pragnęła ograniczyć liczbę świadków do minimum. Plan taki jak zawsze – nie dać się zabić.

~*~

Mimo później pory czerwonowłosa dziewczyna nie szykowała się do snu. Wręcz przeciwnie, rozmawiała w najlepsze z przyjacielem, będącym ponad pół kraju od niej.

–– Ostatnio znalazłem nową pracę. Nie uwierzysz gdzie. –– zaczęli nowy temat. Pomimo ponad godzinnej rozmowy te zdawały im się nie kończyć.

–– Gdzie?

–– W kawiarence! Jako barista! –– uśmiech na twarzy bruneta powiększył się niemal dwukrotnie.

–– To super! Kiedy mogę przyjechać na dobrą kawę? –– jej uśmiech także się powiększył na wieść o powodzeniu przyjaciela.

–– No nie wiem. Może jak będziesz miała trochę wolnego? –– odparł młody mężczyzna, na co zielonooka przytaknęła.

Przez otwarte okno wleciała średniej wielkości ćma, tym samym przypominając dziewczynie o jego zamknięciu. Przeprosiła rozmówcę i niezwłocznie to zrobiła, gdyż już i tak było jej za zimno, choć siedziała w grubej, czarnej bluzie. Kiedy wróciła na miejsce dostrzegła zmianę w jego zachowaniu. Na czacie napisał, aby podłączyła słuchawki.

Maki: SalvatoresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz