Obudziła się. Nigdy więcej spania ze słuchawkami. –– pomyślała, sprawdzając na telefonie, która jest godzina. Było dosyć wcześnie, dokładniej piąta rano. Wstała bez najmniejszych problemów i zaczęła poranną toaletę. Następnie w towarzystwie Salvatores zjadła śniadanie i wyruszyła na polowanie. Dzień zapowiadał się tak, jak każdy inny od czasu potajemnego skompletowania przez nią wszystkich dwunastu bransoletek. Minęło sześć dni od spotkania z Borutą. Sześć strasznie długich nocy, spędzonych w większości na rozmyślaniu o nieuniknionej nadchodzącej potyczce. Czuła, że nie wyjdzie z tego cało, ale musiała. Dla nich. Dla niego. Podświadomie wiedziała, iż to dziś wszystko się rozstrzygnie. Kolejnym gwoździem do trumny był list, który wczoraj otrzymała. Nie miała odwagi go otworzyć. Teraz nadszedł najwyższy czas.
Wzięła kopertę w lekko drżące dłonie i otworzyła. W środku była mała karteczka. Wiadomość, zapisana starannym pismem, głosiła:,,Serdecznie zapraszam jutro, 1 lipca 2018 roku, na godzinę 23:30 do Czerwonego Domu w Krakowie.
Erregne"
To dziś. –– przemknęło jej przez głowę. Bała się choć tak naprawdę wszystko miała już dawno przygotowane. –– Wystarczy poczekać na odpowiednią godzinę. –– pomyślała.
~*~
Zbliżała się dwudziesta pierwsza. Wszyscy poza nią udali się na, już drugie tego dnia, polowanie. Skłamała, że źle się czuje, aby zostać. Wyjęła kwiaty, które wcześniej kupiła i odpowiednio poroznosiła do pokojów swoich kompanów. Wszyscy dostali jedną niezapomianajkę, Szawier otrzymał dodatkowo fiołka, zaś Dominika – maka.
Po wykonanym zadaniu ruszyła do groty smoka, by się z nim pożegnać. Ostrożnie uchyliła wielkie i ciężkie drzwi, przywołując na twarz wymuszony uśmiech.
–– Witaj Jerzy. Jak sobie radzisz? –– zaczęła. Gad powoli zwrócił łeb w stronę dziewczyny i odparł:
–– Witaj. Jakoś daję radę, choć nie jest to łatwe. –– intensywnie się jej przyglądał. Zupełnie jakby się domyślał i chciał ją zapamiętać najlepiej jak tylko może.
–– Już niedługo twoje męki się skończą. Zobaczysz, znajdziemy wszystkie części broni. –– uśmiechnęła się szerzej, choć tak naprawdę chciała płakać. Łzy cisnęły się jej do oczu.
–– Już się lepiej czujesz? –– zapytał smok.
–– Tak... Zaraz idę się trochę przejść. –– szybko odparła. –– Przyda mi się mały spacer. –– odpowiedziała, z całej siły powstrzymując płacz.
–– Zatem miłej przechadzki. –– kąciki ust Jerzego lekko się uniosły, formując słaby uśmiech.
–– Dobranoc. –– uśmiechnęła się ostatni raz i szybko wyszła, kierując się ku wyjściu z podziemnych tuneli.
Kiedy tylko opuściła grotę, Smok Wawelski zrzucił maskę, skrywającą jego prawdziwe uczucia. Pierwszy raz od wieków gorzko zapłakał nad losem dziewczyny. Bowiem wiedział więcej niż ona, lecz nic nie mógł jej wyjawić.~*~
Zatrzymała samochód po drugiej stronie ulicy, tam także zaparkowała. Było tu potwornie cicho. Zdawało się, że nie ma tu nikogo poza nią samą.
Wyszła ze swego wiernego Mustanga i ruszyła w stronę posiadłości. Nim weszła na jej teren zleciały się kruki. Zdawało jej się, że w kółko powtarzają jedno słowo – trup. Zignorowała to i ruszyła dalej, szczelniej otulając się płaszczem. W tym roku lato jest jakieś dziwnie chłodne.~*~
–– Ale było super! To chyba było jedno z najlepszych polowań! –– cieszył się Chvial.
W rzeczy samej. Zły duch, na jakiego tym razem padło, był wyjątkowo łatwy do pokonania, ponadto otrzymali za to nie małą nagrodę. Mianowicie mnóstwo dżemu domowej roboty oraz pierogi z kapustą i grzybami.