Niedziela. Przymusowa współpraca.

3K 104 47
                                    

     Po ciężkiej nocy była strasznie niewyspana. Co chwilę się budziła poddenerwowana tym wszystkim. Teleportowała się właśnie w okolicy domu Potterów i szybko podbiegła do drzwi, chowając się pod daszkiem przed deszczem, który od samego rana nieprzerwanie spadał z nieba. Zapukała mocno, czekając aż ktoś jej otworzy. Zastanawiała się, co ma na głowie, bo po porannym prysznicu, zajęła się swoimi włosami, by jak to ujął Harry, trochę zmienić swój wizerunek. Stała więc przed lustrem i rzucała zaklęcia na swoje niesforne kudły, które z każdym następnym stawały się coraz prostsze i dłuższe. Wiedziała, że od wilgoci znowu zmieniają się w siano i zaklęcie odnawia się dopiero wtedy, gdy całkowicie wyschną. Miała wrażenie, że trochę się nastroszyły mimo tego, że założyła na głowę kaptur. Drzwi otworzyła jej przyjaciółka w koszuli nocnej, która już mocno opinała się na jej ciążowym brzuchu. Zamiast szerokiego uśmiechu na jej twarzy widniała wściekłość.

- Hermiono, wchodź szybko - zaczęła, wciągając ją do domu za ramię. - Powiedziałam Harry'emu, że ma się do mnie nie odzywać aż do porodu! - wrzasnęła przejęta, zaciągając ją do salonu. - Przysięgam, że jak coś ci się stanie, zabiję własnego męża tymi rękoma - dodała, wyciągając przed siebie dłonie. - Mój synek wychowa się bez ojca, nic na to nie poradzę.

- Ginny, nie denerwuj się - próbowała ją uspokoić, ale ta tylko pokręciła głową. - Wszystko będzie dobrze, złapiemy ich i zaraz będę z powrotem - powiedziała z nadzieją.

- Ale mnie nie chodzi o tych cholernych śmierciożerców! - oburzyła się rudowłosa, opadając na kanapę. - Ja się boję o tą tlenioną fretkę! O twoją psychikę po tym całym wyjeździe! Przecież to samobójstwo, powinnaś się na to nie zgadzać! - warknęła wściekła. - O śmierciożerców nie boję się wcale - ściszyła głos, przyglądając się jej. - Wydaję mi się nawet, że znajdziesz ich szybkiej niż zrobiłby to Harry - zaśmiała się, a Hermiona wybuchła śmiechem. - Hermiono, wiesz, że mamy w domu ten mugolski telefon - zaczęła znowu Ginny z powrotem przejętym tonem. - Masz codziennie dzwonić i zdawać relację, rozumiesz? - zapytała, oczekując potwierdzenia. - Inaczej sama po ciebie przybędę i ściągnę cię do domu. Co ten Harry sobie w ogóle myślał? Jak mógł zrzucać na ciebie takie zadanie? Jego chyba całkiem pogięło! - wrzasnęła znowu Ginny, a Hermionę zaczęły już bawić jej szybkie zmiany humoru.

- Ginny, uspokój się, Hermiona wie co ma robić - powiedział Harry, wchodząc do salonu. Uśmiechnął się na widok przyjaciółki i ucałował żonę w czoło, przez co na chwilę jej wyraz twarzy złagodniał. - Doskonale sobie poradzi z śmierciożercami, a co dopiero z Malfoyem - powiedział i zajął miejsce obok żony. - On wcale nie jest taki groźny, na jakiego pozuje. Naprawdę się zmienił, może przed tobą tego nie pokazuje, ale jest zupełnie innym człowiekiem.

- Groźny? - parsknęła Hermiona.

Ginny również zaśmiała się pod nosem. One nie znały go tak dobrze jak Harry. Dla nich cały czas był tchórzem i gdyby nie to, że Draco ma udawać przed wujkiem dawnego siebie, nie byłby jej nawet potrzebny do ujęcia Lestrange'a i Rookwooda. Zrobiłaby to wtedy w bardziej brutalny sposób, a plan Harry'ego był taki, by uśpić ich czujność i wycisnąć ich jak świeże cytryny.

- Kochanie, musimy się zbierać - zwrócił się Harry do swojej żony. - Wrócę za niecałą godzinę, dobrze?

- Powiedziałam ci, że masz się do mnie nie odzywać - warknęła, odwracając głowę w drugą stronę. - Przysięgam, że przez ciebie urodzę przed terminem - pokręciła głową rozbawiona.

Zostań #Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz