Poniedziałek. Gorąca miłość.

3.3K 139 40
                                    

     Musiała przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie miała tak niespokojnej nocy jak ta. Chociaż przeszła w swoim życiu już przez naprawdę wiele, jeszcze nigdy nie czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej serce. Spała na kanapie, bo poprzedniego wieczora nie miała nawet ochoty przenieść się do swojej sypialni, a rano przebudziła się głodna, zmęczona i kompletnie niewyspana. Zasnęła, bo płacz już ją w pewnym momencie wykończył. Czuła się taka niekompletna. Sama nie wiedziała, czy to dobrze czy źle, ale nawet rozstanie z Ronem tak jej nie zabolało i nie kosztowało tyle wylanych łez, co wyjście dnia poprzedniego z jego domu i zostawienie go samego z Astorią... Ginny poszła dopiero po zapewnieniach, że wszystko jest dobrze. Wzmogła się, by choć przez chwilę nie płakać i jej to pokazać. Przyjaciółka nie była do końca przekonana, ale uznała, że chyba po prostu potrzebuje samotności. W jej głowie kłębiły się myśli i choć z całych sił chciała go wciąż nienawidzić, nie umiała. Przypominały jej się ich kłótnie, sprzeczki, wymiany zdań, ale przed oczami i tak wciąż miała jego twarz, zaledwie parę milimetrów od jej własnej.

     Był piękny, słoneczny dzień, a ona stała na ogrodzie państwa Potterów wtulona w Rona, który obejmował ją od tyłu i wesoło śpiewali sto lat kręcącemu głową solenizantowi, bo już miał dosyć przez całe życie być w centrum uwagi. Pani Weasley trzymała okrągły tort w kształcie złotego znicza i bujała się, śpiewając pod nosem razem z wszystkimi.

- Wszystkiego najlepszego, kochanie - pisnęła Ginny, rzucając się Harremu na szyję, kiedy wszyscy zamilkli, unosząc kieliszki nad głowę.

Wręczyła mu małe pudełko i wycałowała całą jego twarz, kiedy Ron niecierpliwie ją pospieszał, chcąc wręczyć przyjacielowi swój wystrzałowy prezent, którym były roczne wejściówki na rozgrywki międzynarodowe Quidditcha. Brakowało jej osób, które zabrała wojna, ale mieli oni swoje honorowe miejsce w jej sercu. W salonie w domu Potterów wisiały duże ramki ze zdjęciami Gwardii Dumbledore'a i Zakonu Feniksa, i za każdym razem, kiedy na nie patrzyła, gdy była u nich w odwiedzinach, uśmiechała się do siebie, bo mimo wszystko czuła ich obecność i była przekonana, że są gdzieś w pobliżu... Złożyła życzenia Harremu i wyściskała go za wszystkie czasy, by potem usiąść z resztą przy stole i skosztować pysznego tortu, który przygotowała Molly Weasley.

- Przepraszam, że przeszkadzam waszą sielankę, ale mam ważną sprawę - usłyszała i skierowana spojrzenie w kierunku drzwi tarasowych, w których stanął Draco Malfoy we własnej osobie.

- Jakbyś nie zauważył, jesteśmy zajęci, Malfoy - warknął Ron, ale Hermiona szturchnęła go w ramię. - I nie wydaje mi się, byś był tu miłe widziany.

Chociaż jej również nie odpowiadało przybycie blondyna, to była przekonana, że bez ważnego powodu nie pojawiłby się w domu pełnym Weasleyów. Nienawidził ich i gardził nimi wszystkimi od zawsze.

- Mogę cię prosić, Potter? - zapytał niby uprzejmie, jednak w jego oczach widać było ogniki wywołane wypowiedzią Rona. - Nie jestem tu dla przyjemności, Weasley - wycedził tylko i wszedł z powrotem do salonu.

Hermiona odsunęła krzesło praktycznie w tym samym momencie, co Harry. Przełknęła ślinę, gdy przechodziła przez drzwi i stanęła obok przyjaciela.

- Ciebie tu nie potrzebujemy - warknął blondyn, a ona zacisnęła usta, by nie psuć sobie nastroju kolejną bezsensowną kłótnią z tym osobnikiem.

- Co tu robisz? - zapytał Harry zmęczonym tonem.

Miał naprawdę dość ich wymiany zdań za każdym razem, kiedy znajdują się w tym samym pomieszczeniu.

Zostań #Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz