Kira - część III

8.5K 439 28
                                    


Dziewczyna zdejmuje rękawice i wyciera się ręcznikiem. Kropelka potu spływa jej po plecach w dół do rowka, a ja mam ochotę ściągnąć jej majtki i ją ostro wylizać.

– Mieszkasz tutaj? – pytam, patrząc jak upija łyk wody, a po nim kolejny.

– Powiedzmy.

– Od dawna?

– Nie.

Jaka rozmowna. Chyba muszę ją trochę podkręcić, bo tak, będziemy stać tu do rana.

– Masz ochotę na trening we dwoje? – pytam i unoszę sugestywnie brew. To zawsze na nie działa.

Upija kolejny łyk wody, po czym spogląda na mnie i mruży oczy. Ma nieziemskie spojrzenie. Takie kocie, zmysłowe, a jednocześnie bystre i przenikliwe. Instynkt mi podpowiada, że to nie jest przeciętna dziewczyna. Mój mózg i kutas są w tym zgodni, a to, już coś znaczy.

Dziewczyna wrzuca butelkę do torby, ściąga ochraniacze z nóg.

– Chcesz to zrobić tutaj? – Pyta i podchodzi bliżej.

– Może być tutaj. Nie jestem wybredny – uśmiecham się i wyciągam rękę, by przyciągnąć ją do siebie.

W tym samym momencie ona robi wykop i odtrąca moje ramię. Kurwa mać! Nie wierzę, ze znowu się jej dałem podpuścić. Tak to jest jak się myśli pałą, zamiast głową.

– Dwa zero dla mnie. Chciałeś trenować, to trenuj. – Stawia gardę. Nie uśmiecha się, ale widzę w jej oczach zadziorną iskrę.

Ta mała sobie ze mną pogrywa. Mam ochotę zlać ją na kwaśnie jabłko, ale tego nie zrobię. Nie biję dziewczyn. Nawet jeśli one tego chcą.

– Nie uderzę cię – odpowiadam.

Przechyla głowę jakby nie do końca rozumiała.

– To jak chcesz walczyć?

Patrzę na nią i zastanawiam się, czy udaje, czy się ze mnie nabija, a może na serio pomyślała, że chcę z nią trenować?

Trzyma wysoko gardę, jakby czekała, aż zadam cios.

– Wiesz... – Przesuwam dłonią po karku, nie spuszczając z niej wzroku i daję kolejny krok w jej stronę. – Nie trzeba uderzyć, żeby kogoś powalić na ziemię? – Jej oczy się rozszerzają, lecz nim zdąży zareagować, kucam, łapę ją hakiem za udo, wynoszę ją do góry i podcinam jej nogę na której stoi. Dziewczyna opada z jękiem na plecy, a ja wprost na nią. Oddychamy szybko, patrząc sobie w oczy. Jej usta są rozchylone, oczy lśnią, klatka piersiowa faluje. Czuję jak jej piersi ocierają ją o mój tors. Mam fiuta twardego jak skała. Już jest moja.

– Dwa jeden. – Łapię ją za nadgarstki i kładę dłonie po bokach jej twarzy. Nie opiera się, wręcz przeciwnie. Wyczuwa mój zwód i ociera się o mnie, unosząc lekko biodra. Pozwalam jej na to, zwalniając odrobinę nacisk. Przesuwam rękę na jej biodro i łapię za pośladek. Jest jędrny, twardy, zupełnie jak mój kutas, który najchętniej wyskoczyłby już ze spodni. Robię machinalny ruch, nacierając na jej cipkę. Ona unosi biodra, obejmuje mnie nogami... I nagle przekręca się, wykorzystuje siłę padu, i już siedzi na mnie okrakiem, uśmiechnięta od ucha do ucha.

– Trzy jeden, dla mnie – mówi.

Jej twarz promienieje. Zmieniam zdanie, jest całkiem ładna.

– Wolisz być na górze? – Kładę ręce na jej biodrach i ocieram się fiutem o jej krocze.

Lecz jej to nie bierze, a przynajmniej nic nie daje po sobie poznać. Po prostu siedzi na mnie i się ze mnie śmieje.

Pierwszy raz mam taki przypadek. A może źle ją wyczułem?

– Nie jarają cię faceci? – pytam wprost.

Ściąga brwi, jakby nie rozumiała.

– Wolisz trenować z dziewczynami? – doprecyzowuję.

Przygląda mi się, nie odpowiada.

– Jesteś lesbijką?

Wywraca oczami.

– Nie, ale gdy spotykam facetów takich jak ty, to mam ochotę nią zostać. – Schodzi ze mnie, wstaje i odchodzi w stronę komina.

– Takich jak ja, czyli jakich? – Obracam się i podążam wzrokiem za jej kształtnym tyłkiem.

Mam przesrane. Wiem, że nie przestanę myśleć o tej lasce, póki jej nie zdobędę. A to pewnie będzie wymagało czasu. Póki co, muszę sobie sam zwalić konia, albo zadzwonić po pomoc, bo mi jaja zaraz rozerwie.

– Zboczeńców, którzy myślą tylko o jednym. – Zakłada torbę na ramię i idzie w stronę włazu.

No teraz to pojechała po całości. Wstaję i idę w jej stronę.

– Ej, żeby była jasność, nie jestem zboczeńcem – łapię ją za ramię.

Patrzy mi prosto w oczy, wygląda na poirytowaną.

– Wszyscy zboczeńcy tak myślą. A na widok dziewczyny ubranej w coś skąpszego niż hidżab od razu im staje. Wkładają sobie rękę w gacie, drugą podnoszą do góry i wołają: halo, nie jestem zboczeńcem!

Pierdolenie. Nie zamierzam z nią wchodzić w tę chorą dyskusję, ktoś jej nieźle musiał zaleźć za skórę. Dzisiaj dam już jej spokój. Muszę tylko zbadać pod którym numerem mieszka, żeby zagadać do niej za kilka dni, jak ochłonie i zrozumie, co straciła.

Schodzi z dachu, idę za nią i dołączam do niej na korytarzu. Nie mówię nic, tylko patrzę dokąd pójdzie.

I w tej samej chwili moja mama wychodzi na klatkę.

– O, tu jesteś – mówi zaskoczona. Patrzy na mnie, później na dziewczynę, po czym się uśmiecha. – Widzę, że już się poznaliście. Kiro, zaraz podaję obiad. Gordian, możesz pomóc Serafinowi, przestawić łóżko w twoim pokoju, żeby twoja siostra miała gdzie położyć rzeczy?

Wpatruję się w mamę, i kurwa, nie wierzę. Czy to jakiś chory żart? Przetwarzam raz jeszcze, to co powiedziała przed momentem. Zerkam na dziewczynę, a ona na mnie. Oczy ma wielkie, usta rozchylone. Wygląda na równie zaskoczoną jak ja.

– No, co tak stoicie? Wchodzie. – Mama znika wewnątrz mieszkania.

Patrzę jeszcze raz na dziewczynę, po czym przesuwam dłońmi po twarzy. Ja pierdolę, co za niefart. Teraz to na bank już jej nie przelecę. A mogło być tak pięknie. Trudno. Po obiedzie znajdę sobie inne pocieszenie.

Wskazuję ręką na drzwi:

– Siostro, ty pierwsza. Wygląda na to, że mamy remis.   

GORDIAN. GRZECH I KARA [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz