Opuszkami palców wodzę po blaszce
Liścia Olszowego i rozglądam się w koło
Zielone łodygi łapią mnie w pułapkę
A kwiaty znów uśmiechają się wesoło
Odrywam się od tego, co mnie ogranicza
Znikam poza ramami codzienności
A w dłoni czterolistna koniczyna
Od natury darowana po znajomości.
_________________________________Przez te włosy jesteś jeszcze bardziej spedalony.
Ale za to teraz wyglądam wspaniale. - pomyślał, patrząc na swoją żenadę. No bo nie tak miało wyjść. Miał ochotę te włosy ściąć, zakopać, spalić a popiół zrzucić z helikoptera do Atlantyku.
Zamiast tego tylko umówił się na wizytę u kogoś innego w następnym tygodniu.
Głupie grafiki. Jak on ma to niby wytrzymać? A jeszcze Victor? Przecież ten biedny człowiek zawału dostanie jak go zobaczy!
Mimo to Yuuri chciał się z nim spotkać. Przede wszystkim po to, żeby pomógł mu w zmienianiu swojego życia. Żeby go wyciągnął z bagna, a co dalej to się zobaczy.
To była akurat sobota, dlatego jego dom świecił pustkami. Mama, czy siostra wpadały tylko na moment i zaraz biegły dalej, dlatego nikt specjalnie nie zwracał na niego uwagi. Mimo to chłopak chcąc uniknąć ewentualnych kłótni wygrzebał jakąś kartkę i (o ironio!) zielony długopis.
Tak jakbym wam przypadkiem mignął przed oczami, to nie mówcie nic o włosach, bo nie taki miał być efekt. Będę może późno, ale nie pijany.
YuuriNie zdobyłby się na taką uprzejmość twarzą w twarz. Będąc jednak spokojnym i wyciszonym, sam z kartką, na której może przemyśleć słowa, mógł być nieco łagodniejszy. Chciał odpokutować ten okropny dzień, kiedy Victor widział go wstawionego. Gdzie tam, zachlanego jak najgorszego menela. Obrzydliwe.
Na szczęście jednak był tak bardzo wyrozumiały i nie skomentował wybryku ani słowem. Nie obwiniał go o taką kolej rzeczy. I to w nim chyba tak bardzo lubił.
Nie założył dziś kurtki, a czarną bluzę z kapturem, który naciągnął na de la błędo roboto. Jeden raz poszarpane spodnie zastąpił dżinsowymi rurkami, a na jego stopach nadal były trampki z kolorowymi sznurówkami. Wiedział, że nie powinien wychodzić tak z domu, ale sprawa na mieście nie zrobi się sama.
Tak jak zwykle spotkali się gdzieś na ulicy, w zupełnie neutralnym miejscu. Kiedy Katsuki zobaczył studenta w rozpiętym swetrze z podwiniętymi rękawami zamarł. Nagle chciał się wycofać, jakby obawiał się, że ich relacje gwałtownie się dziś zmienią. Jednak było już za późno, bo Srebrnowłosy Bóg go zauważył. Pomachał, uśmiechając się promiennie.
- Hej. - rzekł Yuuri, podchodząc do niego.
- Cześć, tęskniłem. - objął go z nienacka, a nastolatek nie miał pojęcia co zrobić. Serce biło mu jak oszalałe, kiedy tak stykali się torsami, a dłonie Victora zaciskały się na jego plecach.
- Widzieliśmy się...
- Nie obchodzi mnie kiedy. - przybił go do siebie, zsuwając ręce niżej.
- Victor, co w ciebie wstąpiło? - szepnął przez zaciśnięte zęby, rozglądając się ukradkiem. Student dopiero teraz puścił chłopaka, żeby nie przedobrzyć na starcie.
- Zmieniłeś styl? - zlustrował go, ignorując poprzednie pytanie. - Fryzurę pewnie też?
- Nie, nie! - machnął rękami jak spłoszony kurczak, kiedy Nikiforov sięgnął do jego kapturu.
- O cholera. - udławił się powietrzem. Chciał powiedzieć coś innego, ale szczęśliwie powstrzymał się przed bluzgami.
- Nie, bo... To... to nie wyszło jak miało. - zawstydził się, spuszczając wzrok.
CZYTASZ
Week To Week 》Tęczowy Challenge Yuri!!! On Ice ✔
FanficDzień taki jak zwykle, słoneczny, spokojny, rutynowy. Ani trochę nie zapowiadał początku większej historii. Bo przecież ludzie mijają się na ulicach cały czas. Opowieść o zbuntowanym nastolatku i chłopaku, który spytał go o godzinę. Obaj z nich, ba...