Rozdział III - On

77 10 4
                                    

      Evelyn wracała ze szkoły tą samą drogą co zwykle. Odpisywała na wiadomość Mikowi, który cały czas starał się o jej względy. Mori uważała, że powinna zachować dystans, ale pokreśliła, że dziewczyna sama musi decydować jak ta znajomość ma wyglądać.

- Ej! Dziwadło! - Nim dziewczyna zdążyła zorientować się co się dzieje, poczuła zimną wodę. Oblali ją, przejeżdżając koło niej samochodem. Nastolatka zacisnęła ręce w pięści. Nie mogła teraz wybuchnąć. Nie chciała dać im satysfakcji. - Słyszałaś o historię o Ticci-Tobym? - spytała Natalia, kiedy samochód stanął po drugiej stronie jezdni. Ciało Evelyn zadrżało, gdy gdy otulił ją chłodny podmuch wiatru. Wszyscy pasażerowie zaczęli się śmiać. - Widzicie! Mówiłam, że jest taka jak on! Kto normalny zamieszkałby w jego domu?! - Odjechali ze śmiechem, a dziewczyna szła dalej z opuszczoną głową, zaciskając palce na ramionach rąk. Wiatr nie ustępował, a jej ciało drżało przy każdym jego podmuchu.


      - Musisz zacząć się bronić. - Głos rudowłosej wyrwał ją z tego stanu.

- W końcu im się znudzi – odpowiedziała unosząc wzrok do góry. Las wokół był taki spokojny. W spacerze towarzyszył im tylko śpiew ptaków i świst wiatru. - Mori słyszałaś historię rodziny Rogersów?

- Taaa... Krąży ona nad tym miejscem, niczym historia Jasona w filmie „Piątek Trzynastego".

- Opowiesz mi ją? - Rudowłosa zdziwiła się, ale przytaknęła z lekkim uśmiechem. Usiadły na ławce nieopodal.

- Zanim zacznę musisz wiedzieć, że kiedy to się działo, nie było mnie tutaj. Przyjechałam tu, kiedy trwała akcja poszukiwawcza osoby, która oficjalnie spłonęła.

- Nie wierzysz, że to zrobił?

- Może zacznijmy od początku, a nie od końca. Niech pomyślę... - Przyłożyła palec do ust, jak zawsze gdy się nad czymś zastanawiała. - Toby i Lyra. Matka Connie i... - uśmiechnęła się lekko. - Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam imienia ojca, ale to nieważne.

- Wszyscy zaczynają od wypadku. - Wtrąciła się, a kobieta pokręciła przecząco głową.

- I tak i nie. Widzisz, zaproponowano mi tutaj pracę, bo moja poprzedniczka zaginęła. Przez krótki czas miałam dostęp do jej wszystkich dokumentów, dopóki za bardzo nie zainteresowałam się sprawą. Wtedy teczka Tobiego i jego matki zniknęły.

- Jak to zniknęły?

- Ktoś je po prostu zabrał i ukrył. Jak widać nikt nie chce, żeby prawda wyszła na jaw. - Westchnęła. - Z terapii Connie wynikło, że jej mąż był alkoholikiem, który przez kilka lat znęcał się psychicznie i fizycznie nad rodzinę. Śmierć Lary była po prostu iskrą.

- Muszę Cię o coś spytać. - Przerwała kobiecie, która przeniosła swój uważny wzrok na nią. - Dlaczego przezywali go Ticci-Toby?

- Ticci – zaśmiała się, choć nastolatka widziała jakąś złość na jej twarzy. Wstała i rozciągnęła się. - Nie odważyli się nigdy przy mnie użyć tego przezwiska. Nazywali go tylko tym dziwnym. Prawda była taka, że chorował na zespół Tourreta. Nie wiem jak objawiała się w jego wypadku, ale sądząc po przezwisku, musiał mieć odruchy, nad którymi nie był w stanie panować. Przez coś na co nie miał wpływu, był gnębiony i odrzucony przez rówieśników.

- Tak jak ja. - Przeniosła wzrok na nastolatkę, która siedziała teraz z opuszczoną głową.

- Tak. Tak jak my, choć my chciałyśmy być po prostu sobą. - Uśmiechnęła się lekko, a dziewczyna odwzajemniła się tym samym.

Silent ScreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz