Epilog

64 8 0
                                    

      Evelyn podążała dobrze znaną sobie ścieżką. Początek roku... Znowu. Każdy dzień w tym miejscu wprowadzał ją w gorszy stan psychiczny. Los nie był dla niej łaskawy. Najpierw dawał, a później zabierał. Mori... Toby. Byli jej bliżsi niż własna rodzina, a mimo to nie potrafiła powiedzieć kim dla niej byli. Przyjaciółmi? Bratem? Siostrą? Rudowłosa była powierniczką jej tajemnic i odczuć. Mówiła jej o wszystkim, ale on. Z nim było inaczej, choć byli tak samo ważni. On pokazywał jej świat, którego tak naprawdę nie znała. Pokazał jej też swój świat i chronił ją.

      Odetchnęła i przeniosła wzrok na podwórze szkoły. Uśmiechnięci nastolatkowie byli wszędzie, a jej rówieśnicy mówili tylko o egzaminach i balu maturalnym, choć ten temat zaczął się już przed wakacjami. Nie należała do tego świata i teraz była jeszcze bardziej pewna niż wcześniej, że nie chce do niego przynależeć. Pragnęła wyrwać się stąd i znaleźć się tam, gdzie bliskie jej osoby. Gdyby tylko wiedziała gdzie ich szukać.

     Weszła do domu i od razu usłyszała kłótnię rodziców.

- Evelyn! - Westchnęła słysząc głos matki. Tym razem nie udało się się przekraść.

- Słucham – odpowiedziała wchodząc do kuchni.

- Powiesz mi czemu nie wysłałaś Adriena do szkoły?!

- Masz prawie osiemnaście lat, a jesteś równie nieodpowiedzialna co on! - wrzasnął ojciec.

- Budziłam go, ale nie chciał wstać. Powiedział, że mam wypierdalać z jego pokoju. - Dostała w twarz od mężczyzny i opuściła głowę.

- Nie będziesz się tak wyrażać przy mnie! Mogłabyś mieć choć trochę szacunku do starszych!

- Powtórzyłam tyko jego słowa – odpowiedziała zgrzytając zaciśniętymi zębami.

- Jesteś już prawie dorosła i mogłabyś zacząć nam wreszcie pomagać! - Rodzicielka zmieniła temat.

- A co robię przez ten cały czas?! Moje życie to szkoła i obowiązki, które zwaliście na mnie! Nie jestem waszą służącą! Sprzątaczką, kucharką czy praczką też nie! Jestem waszą córką! - Uciekła do pokoju i zamknęła się. Miała już gdzieś ich słowa, obelgi czy ciosy, które jej zadawali. Wyciągnęła pamiętnik i spojrzała na poprzedni wpis.

- Cztery miesiące i dwadzieścia jeden dni od kiedy ich straciłam – powiedziała cicho i przeszła na koniec wpisu. - Pięć miesięcy i osiem dni do wolności.


      Porcjowała kurczaka, kiedy jej rodzicielka znów obrzucała ją obelgami. Zaciskała palce na rączce noża. Głos kobiety był akompaniamentem dla obraz stworzonego w głowie dziewczyny. Wdziała siebie uciszającą ją. Nóż wbijał się raz po raz w martwe już ciało.

- Evelyn! - Kobieta pociągnęła córkę za ramię i otworzyła szeroko oczy i usta. Patrzyła na uśmiech dziewczyny i jej puste dłoni. Spróbowała nabrać powietrza, ale nie mogła. Odgłos jej upadku odbił się echem w uszach nastolatki, która zaczęła się śmiać. Jednak śmiech szybko zmienił się w płacz. Osunęła się po szafce i zakryła oczy. Rosnąca kałuża krwi powoli dotarła do jej stóp, ale dziewczyna nie zareagowała. Szlochała nie zwracając uwagi na to co dzieje się wokół niej.


      Patrzyła na kajdanki na rękach. Na przeciwko niej siedział policjant. Drugi mężczyzna siedziała przy drzwiach furgonetki. Rozmawiali ze sobą jakby jej tam nie było. Przeniosła wzrok na małe okienko łączące pakę z kabiną kierowcy.

- Nie uciekniesz, więc nawet nic nie kombinuj. - Opuściła wzrok.

- Co tak właściwie zrobiła, że jedzie do psychiatryka? - spytał policjant siedzący przy drzwiach.

Silent ScreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz