Rozdział 1: "O ich pierwszej rozmowie"

5 1 0
                                    

- Jak tam w szkole Michael? – matka skierowała do mnie to pytanie dosyć niespodziewanie. Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt często. Właściwie musiałbym skłamać, żeby powiedzieć, że w ogóle potrafiliśmy ze sobą swobodnie rozmawiać.

- Jak zwykle – odparłem równocześnie wzdychając z niechęcią.

Wiedziałem, że nie wie jak jest zazwyczaj, ale się do tego nie przyzna więc będzie musiała uznać ten temat za zakończony. Gdyby dobrze mnie znała, w ogóle nie pytałaby mnie teraz o szkołę, bo wiedziałaby jak bardzo tego nienawidzę. 

- Rozmawiałeś ostatnio ze swoim ojcem? – zapytała, co nawet mnie nie zdziwiło.

Chciałem w spokoju zjeść śniadanie, a ona tymczasem zawracała mi głowę pytaniami, które i tak nic nie wnosiły.

- Ostatnio jakiś tydzień temu – odpowiedziałem jednak nie chcąc wszczynać jakiegoś niepotrzebnego spięcia, o które było między nami bardzo łatwo.

- Co u niego? – ach, więc znów ze sobą nie rozmawiali.

Ciężko jest mieć rodziców, którzy albo nie mogą się od siebie oderwać albo rzucają w siebie naczyniami i nie ma nic pomiędzy. Sytuacji, w których rzekomo się rozstawali było w moim życiu tyle, że być może nie byłbym w stanie ich policzyć na palcach u rąk. Jednak któreś z nich zawsze wracało. Ich związek był jakby wyrwali się prosto z jakiejś taniej amerykańskiej produkcji i życie w ten sposób było męczące. Mogłem właściwie pomijać momenty kiedy było dobrze, bo pamiętałem głównie te dni kiedy było naprawdę źle.

- Pracuje tyle, że nie ma nawet czasu za bardzo pogadać – wzruszyłem ramionami i postanowiłem odpuścić sobie śniadanie i udać się wprost do szkoły. Naprawdę męczyła mnie ta rozmowa.

Włożyłem na nogi swoje stare glany, narzuciłem na siebie swoją ulubioną kurtkę dżinsową i przewiesiłem plecak przez jedno ramię. Sięgnąłem po kluczyki od samochodu, które znajdowały się na szafce. Wsiadłem do swojego starego, używanego forda, na którego pieniądze musiałem odkładać naprawdę długi czas i teraz nie oddałbym go nikomu za nic w świecie.

Usiadłem w wytartym fotelu i przekręciłem kluczyki w stacyjce. Pierwszy raz, drugi i trzeci. - niestety bez żadnego skutku. Jak można zauważyć na załączonym obrazku stare, używane samochody mają swoje wady, a mianowicie dosyć często wysiada na przykład akumulator. Wysiadłem z auta nagle uważając je tylko za jakiegoś starego grata. Tak jakbym nie był już dzisiaj wystarczająco wkurwiony musiałem akurat zauważyć tych dupków z mojej klasy, którzy uważali się za nie wiadomo kogo. Calum czy jak mu tam wyszedł ze swojego domu, który na moje nieszczęście stał zaraz obok mojego i skierował się do wjeżdżającego właśnie na jego podjazd audi, w którym znajdowała się reszta tej zapatrzonej w siebie bandy. Nie zakładałem, że ten dzień w tak szybkim tempie może okazać się tak nieprzyjemny. Stałem bezczynnie na trawniku przed własnym domem zastanawiając się co teraz zrobić kiedy zauważyłem czarnowłosego chłopaka podchodzącego w moją stronę. Zastanawiałem się nad totalnym zignorowaniem go, odwróceniu się i odejściu z miejsca, ale jednak byłem ciekawy czego może ode mnie chcieć.

- Nie chcesz się z nami zabrać? –zapytał, a ja automatycznie parsknąłem śmiechem słysząc jego propozycję.

- Nie, dzięki – odparłem tylko. 

Kiedy chłopak wreszcie odszedł westchnąłem ciężko i postanowiłem olać wszystko co miałem na dzisiaj w planach. Ruszyłem szybkim krokiem wzdłuż chodnika starając się uspokoić.

*

-Co z nim? – zapytałem zauważając czerwonowłosego chłopakakręcącego się ze złością przy swoim pojeździe.

- A co ma znim być? – Ashton wzruszył ramionami spoglądając w tę samąstronę, co ja. Westchnąłem tylko czekając, aż mój drugiprzyjaciel podejdzie do auta.

- Cal, zapytaj go czy nie chce sięz nami zabrać – powiedziałem. Hood spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale w końcu wykonał moje polecenie.

Nieto, żeby w jakiś sposób mu rozkazywał, ale to moim samochodemmieliśmy dostać się do szkoły, a więc tak czy siak byli ode mnieuzależnieni. Zmarszczyłem brwi z niezrozumieniem zauważając, żeCalum wraca ze swojej misji w pojedynkę. Czemu niby Michael miałbynie chcieć skorzystać z naszej propozycji skoro teraz musiałdostać się do szkoły w znacznie mniej wygodny sposób. Tak bardzonurtowało mnie to pytanie, że po wyjeździe z podjazdu Hood'azwolniłem trochę i odsunąłem szybę w samochodzie, aby mócodezwać się do poruszającego się szybkim krokiem chłopaka.

-Co ty robisz, stary? – Ashton był dzisiaj jakiś wyjątkowonieprzytomny. Przecież doskonale widział co robię.

- Jesteśpewien, że nie chcesz się z nami zabrać? – zagadnąłemchłopaka, który najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty zwracaćna nas uwagi.

- Zawsze jestem pewien tego, co mówię – odparłnieprzyjemnym tonem.

- No nie żartuj, Michael. Przecież niebędziesz chyba teraz szedł na nogach albo na autobus aby dostaćsię do szkoły – zastanawiałem się, a chłopak spojrzał na mniemarszcząc brwi ze skonsternowaniem tak, jakby był zdziwiony, żeznam jego imię.

- Raczej się tam nie wybieram – odpowiedziałznów kierując wzrok przed siebie i kontynuując drogę wciąż wtym samym tempie. – A już na pewno nie z wami – dodał po chwiliciszej, pewnie licząc, że go nie usłyszę. Nie to, żeby mnie to wjakiś sposób ubodło, ale nie było to szczególnie przyjemne.

-Och, chyba ktoś tu nas nie lubi – parsknął śmiechem Calumsiedzący za mną.

- Ależ mi przykro – dołączył do niego Ashton.

Czasemzachowywali się jak dzieci. Teoretycznie powinienem się z nimizgodzić, bo nie dość, że Clifford był po prostu chamski tonieszczególnie obchodziło mnie jego zdanie na nasz temat. W tymmomencie jednak nie czułem się tak jakby mnie to nie obchodziło. Wkońcu gdyby zupełnie mnie to nie obchodziło, nie interesowałbymsię tym, jak chłopak dostanie się do szkoły. Skoro on potraktowałmnie w taki sposób, chociaż ja tylko zaproponowałem mu pomoc,postanowiłem po prostu odjechać bez słowa nie chcąc pogarszaćsytuacji. Jednak w ciągu długiego dnia w szkole przez głowę paręrazy przebiegała mi myśl o tym, gdzie poszedł jeśli nie do szkołyi co robi. I co zrobiłem, że z założenia tak bardzo mnie niecierpi. Oczywiście nie to, żeby jakoś szczególnie mi zależałona znajomości z nim.

The way things change.Where stories live. Discover now