Rozdział 4: "O tym jak są zmuszeni do współpracy"

1 0 0
                                    

Następnego dnia Michael znów nie pojawił się w szkole, tak samo jak i do końca tygodnia. Zazwyczaj zupełnie nie zwracałem na to uwagi, ale teraz stało się to dla mnie dziwnie zauważalne. Może nie polegało to na tym, że chciałbym z nim pogadać. Wiedziałem w jaki sposób byłoby to odebrane w szkole i umiałem wyobrazić sobie te wszystkie zdezorientowane spojrzenia moich znajomych gdyby tylko zauważyli, że odzywam się do kogoś pokroju Clifford'a. To było coś, co zazwyczaj nie zrobiłoby mi żadnej różnicy, ale zaczynało mnie to denerwować. Wszyscy znali te powszechne w szkole schematy –„fajni" ludzie nie rozmawiają z tymi, którzy tacy nie są, a rozmawianie z jedynym w tej beznadziejnej placówce punkiem byłoby odebrane jako pewnego rodzaju zdrada. Mimo wszystko jednak zastanawiałem się czy z chłopakiem wszystko w porządku. Było to bardzo nietypowe, bo przecież nawet go nie znałem, ale nie zmieniało to faktu, że naprawdę chciałem go znać. Pragnąłem wiedzieć czy wszystko u niego gra, a zakładałem, że nie do końca. Z drugiej strony mógł jednak spędzać ten czas w zupełnie inny sposób, po prostu dobrze się bawiąc. Nigdy nie spodziewałem się po Michael'u takiego zachowania jakiego mogłem doświadczyć kilka wieczorów temu i nie mogłem zaprzeczyć temu, że było to naprawdę zabawne. Teraz jednak wolałbym, żeby był tutaj i siedział samotnie w jednej z ostatnich ławek ze znudzeniem wymalowanym na twarzy. Mógłbym przynajmniej być pewien, że kolor jego włosów wciąż się nie zmienił.

*

- Skoro Michael'a znów nie ma w szkole ja sama przypiszę mu kogoś do zrobienia projektu z angielskiego – oznajmiła pani Springler głosem pełnym pretensji.
Nikt zupełnie nie przejął się jej postanowieniem, bo każda z obecnych dzisiaj w szkole osób już wybrała partnera do wykonania pracy.
- O, Luke'a też dzisiaj nie ma, na pewno bardzo chętnie zrobi to zadanie z Mike'iem – postanowiła.
- Ale oni nawet się nie znają, to nie wina Luke'a, że nie mógł dzisiaj przyjść – Calum stanął w jego obronie.
- A mnie to nic nie obchodzi. Nikt nie będzie olewał mojego przedmiotu – wycedziła przez zęby kobieta.

*

Nie byłem szczególnie zadowolony z tego, że musiałem pracować nad jakimś projektem z angielskiego akurat z Clifford'em, ale w sumie mogło być znacznie gorzej. Nie wiedziałem jeszcze czemu, ale on okropnie mnie intrygował. Wychodząc pewnego dnia od Calum'a postanowiłem zapukać do domu obok, bo Michael wciąż nie pojawiał się w szkole. Chciałem, żeby wiedział, że mamy coś razem do zrobienia, nawet jeśli mu się to nie spodoba. Poza tym, nie ukrywam, że byłem ciekawy co się z nim dzieje.
Zapukałem do drzwi trzy razy oczekując aż ktoś mi otworzy, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zadzwoniłem jeszcze dzwonkiem, aby upewnić się, że nikt nie zamierza mi odpowiedzieć. Wciąż to samo. Już miałem zamiar się odwrócić i odejść bez osiągnięcia swojego celu gdy zaskoczył mnie głos dobiegający zza moich pleców.
- Mogę ci w czymś pomóc? – zapytała kobieta stojąca w drzwiach. Domyśliłem się, że jest matką Michael'a.
Była wysoka i szczupła, jej skóra była blada, ale pokryta wyraźnym makijażem. Nie wydawała się typową mamusią siedzącą w domu i gotującą dzieciom i mężowi obiadki, wręcz przeciwnie. Szybko spróbowałem sobie przypomnieć zdanie, które Michael wypowiedział jako ostatnie tej nocy kiedy rozmawialiśmy właśnie pod jego domem."W takim razie cieszę się, że twoja matka się tobą interesuje." Coś w tym rodzaju. Przyjrzałem się kobiecie uważniej zastanawiając się co było powodem jej zaniedbań względem syna. A może jednak Michael po prostu ubarwił tą historię w swoim stanie nieświadomości?
- Yhm, ja szukam Michael'a – wykrztusiłem w końcu przestając zastanawiać się nad jej egzystencją.
Nie mogłem jednak tak zupełnie odpuścić, bo pamiętałem smutek w głosie chłopaka wypowiadającego to zdanie.
- Prawdopodobnie nie ma go w domu – odparła. Prawdopodobnie? Ach.
- A kiedy będę mógł go zastać? –zapytałem.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała bez skrępowania.
- Nie wie pani gdzie on teraz jest? – zdziwiłem się gdy pokręciła przecząco głową. Nie wyglądało na to, żeby przeszkadzało jej to, że nie miała pojęcia co się dzieje z jej własnym dzieckiem, ani żeby miała sobie za złe to, że zupełnie jej to nie obchodziło.
- Mogę dać ci jego numer telefonu jeśli nadal jest aktualny – zaproponowała po chwili wyciągając telefon i szukając odpowiedniego kontaktu. Parsknąłem śmiechem. Wybaczcie, ale to była przesada – nie wiedziała czy nadal może się w jakikolwiek sposób skontaktować z jedynym synem? Nie wiem w jak złych stosunkach trzeba żyć, żeby znaleźć się w takiej sytuacji w relacji matki z synem.
W każdym razie w ten sposób zdobyłem numer MIchael'a, a będąc zbyt zdesperowanym by wiedzieć co dzieje się z nim od ponad tygodnia postanowiłem podziękować kobiecie i po drodze do domu, zadzwonić do niego.
- Halo? – na szczęście po kilku sygnałach usłyszałem zdziwiony tym, że nie rozpoznał numeru głos Michael'a.
- Ekhm... Hej, tu Luke – powiedziałem na wstępie.
Po drugiej stronie zapadła na chwilę cisza jakby chłopak nie miał pojęcia o co w tym wszystkim chodzi i najprawdopodobniej tak przecież było.
- Jaki Luke? – udawał głupiego albo zwyczajnie się upewniał. Nie byłem w stanie wyczytać tego z tonu jego głosu.
- Hemmings? – westchnąłem przewracając oczami, czego on oczywiście i tak nie mógł zauważyć.
- Czego ode mnie chcesz? Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że płacisz za to połączenie dużo więcej niż zazwyczaj – oznajmił zdenerwowanym tonem. – Chociaż dla ciebie to pewnie nie jest żadna różnica – parsknął śmiechem.
- Dlaczego? – nie rozumiałem.
- Bo jestem w Londynie – odpowiedział tylko.
- Po co? – nawet nie wiem po co go o to wszystko pytałem, ale byłem coraz ciekawszy.
- U ojca.
-Dlaczego on nie mieszka z tobą tutaj i czemu nawet twoja mama nie wie gdzie jesteś? – nie potrafiłem tego powtrzymać.
- Język ci się rozwiązuje przez telefon, co Hemmings? – zakpił, a ja zacisnąłem mocno usta zdenerwowany tym, że nie chciał mi po prostu odpowiedzieć.
Ale czemu by miał skoro rozmawialiśmy ze sobą dwa razy w życiu? Zamierzałem to zmienić, chociaż jeszcze nie wiedziałem jak. Jego osoba mnie interesowała bardziej niż cokolwiek innego w ostatnim czasie. W całej szkole i w całym moim życiu nie było kogoś takiego jak Michael – kogoś tak kontrowersyjnego, zamkniętego i niezrozumiałego. Jednak jego zmieniające co chwilę kolor włosy, tatuaż nad łokciem i zespoły, których słuchał...to wszystko w jakiś sposób mnie do niego przyciągało, choć wcześniej nie potrafiłem tego określić. Odkąd natknąłem się na niego przypadkiem kiedy wpatrywał się w gwiazdy siedząc na trawniku nie mogłem przestać myśleć o tym jak wygląda jego życie. Chciałem poznać jego historię. Zacząłem się obawiać, że to podpada pod pewnego rodzaju obsesję. Dopiero teraz zorientowałem się, że projekt zadany nam przez panią Springler tak naprawdę spadł mi z nieba.
- Kiedy będziesz z powrotem? – zapytałem z cieniem zdezorientowania w głosie po swoim nagłym odkryciu.
- A kto powiedział, że w ogóle będę?– odpowiedział mi pytaniem zbyt poważnym tonem, żebym mógł stwierdzić czy mówi serio.
- Żartujesz, tak?
- A co? Stęskniłeś się już? – zaśmiał się - krótko, ale jednak.
Nie wiem czy słyszałem to kiedykolwiek wcześniej.
- Tak, jasne - odpowiedziałem z sarkazmem. Rozmowa z nim była trudna, ale jednak to sprawiało mi tylko większą satysfakcję. - Musimy zrobić razem projekt semestralny z angielskiego – wyjaśniłem w końcu.
- Tym razem to chyba ty żartujesz? – mogłem wyobrazić sobie w jak dużym był szoku i jak się zezłościł.
- Nie. Po prostu wracaj jak najszybciej i daj mi znać, co robimy – poprosiłem i rozłączyłem się szybko nie mogąc znieść jego przykrej dla mnie reakcji.

*

- Kto to był? – zapytał mój ojciec odrywając na chwilę wzrok od ekranu, na którym toczył się jakiś bardzo ważny ligowy mecz.
- Nieważne – odparłem tylko i wstałem, aby wyjść na zewnątrz.
Przeczesałem włosy palcami i wyciągnąłem z kieszeni papierosy. Odpaliłem jednego nie przejmując się tym, że tata mógłby tu przyjść i mnie zauważyć. Nie zrobiłby tego, poza tym nie przeszkadzałoby mu to jakoś szczególnie.
Po ulicach Londynu o tej godzinie w piątkowy wieczór kręciło się mnóstwo ludzi. Gdziekolwiek nie poszedłem, nie mogłem być ani przez chwilę sam. Kolejki do klubów ciągnęły się wzdłuż alei i wszędzie włóczyły się niewyżyte dzieciaki, które wciąż miały pusto w głowach. Inny kontynent, inne miasto, inni ludzie, a jednak schematy wciąż te same.

Czasami zastanawiałem się czy życie w ten sposób nie byłoby prostsze. Może oni wszyscy prowadząc swoje śmiesznie żałosne nastoletnie żywota nie muszą nawet zastanawiać się nad tym jak wygląda prawdziwe życie. Może nie mają problemów lub przynajmniej nie szukają na nie rozwiązań. Może całe zło tego świata zupełnie ich nie obchodzi dopóki nie dotyczy bezpośrednio ich i to mniej boli. Może potrzebują zaznać smaku bólu, upokorzenia i zawodu na własnej skórze, aby ich oczy otwarły się na to, co ich otacza. A czy ja właściwie faktycznie jestem tak dojrzały jak mi się wydaje? Wątpię. Ciekawe ile okrucieństwa i smutku jeszcze na mnie czeka.

Opanował mnie jakiś niezdefiniowany, melancholijny nastrój gdy tak kroczyłem w dół ulicy wymijając tych wszystkich bawiących się tak dotrze ludzi. Ostatnio zdarzało mi się to całkiem często. W zasadzie zdarzało mi się to odkąd tylko pamiętam, ale z różnym nasileniem. Myślałem o powrocie do Australii gdzie zupełnie nikt na mnie nie czekał, o ponownym przebywaniu w domu z matką, która nie panowała ani nade mną ani nad swoim własnym życiem, o obowiązkach w szkole, w której wszyscy byli przeciwko mnie i miałem ochotę zwymiotować. Potrzebowałem przestać się nad tym zastanawiać.

Wstąpiłem do pierwszego lepszego baru i kupiłem piwo siadając na krześle niedaleko barmana. Miałem zamiar najzwyczajniej w świecie w spokoju się napić, ale szybko okazało się, że ta noc ma dla mnie inne plany. Nawet nie zwróciłem uwagi na chłopaka, który podszedł do baru i zamówił sobie drinka dopóki nie usiadł obok i nie odezwał się do mnie.
- Mam wrażenie, że nie przychodzi się do takich miejsc samemu bez żadnego powodu – uśmiechnął się nieśmiało, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki.
Nie miałem pojęcia dlaczego przypomniałem sobie o tym, który zauważyłem w policzku Luke'a gdy widzieliśmy się ostatnim razem. Postanowiłem kontynuować tę rozmowę.
- Pewnie masz rację.
Chłopak wydawał się sympatyczny. I wyglądał dobrze, nawet bardzo. Rozmawialiśmy o jakichś mało znaczących rzeczach wciąż dokupując nowe porcje alkoholu. Naprawdę dobrze się dogadywaliśmy i nie przerywaliśmy naszej pijackiej pogadanki dopóki właściciel nie zwrócił nam uwagi na to, że chce zamknąć lokal. Już chciałem poprosić go o jeszcze chwilę gdy od mojego rozmówcy usłyszałem znacznie ciekawszą propozycję.
- Jeśli chcesz, możemy kontynuować w moim mieszkaniu – wyszeptał wprost do mojego ucha przejeżdżając dłonią w górę mojego uda.
Wiedziałem od razu, że właściwie rozmowa jest skończona i skorzystałem z tego, że jego usta były tak blisko i pocałowałem go wiedząc dokładnie czego chciał. Odwzajemnił pocałunek po chwili chwytając mnie za rękę i wyprowadzając z baru. Nie miało dla mnie znaczenia, że znam tego chłopaka od kilku godzin. Byłem na to zbyt pijany. Chciałem tylko dobrze się bawić i nie myśleć o konsekwencjach.

The way things change.Where stories live. Discover now