Rano otworzyłem oczy i wiedziałem już, że dzisiaj również nie wybiorę się do żadnej szkoły. Zazwyczaj wystarczało niedużo, żebym darował sobie pojawianie się tam, a dzisiaj czułem się tragicznie. Jeszcze nie zdążyłem otworzyć oczu, a już czułem jak bardzo boli mnie głowa po wczorajszej zabawie. Przez chwilę zastanawiałem się kiedy w ogóle zasnąłem i co działo się wcześniej. Niestety miałem tendencję do zapominania wielu rzeczy po alkoholu. Nie byłem pewien co do połowy wydarzeń, które rzekomo miały wczoraj miejsce. Jednak coś świtało mi w głowie. Po pierwsze – nauczyłem się mówić coś po norwesku, ale oczywiście już nie wiedziałem co to było. Po drugie – całowałem się z Lauren. I po trzecie –rozmawiałem z Hemmings'em, co było z tego wszystkiego najdziwniejsze. Nie pamiętałem zupełnie o czym rozmawialiśmy, ale wydawało mi się, że pomógł mi wstać z trawnika przed domem. Nie wiedziałem co tam robiłem, ale coś na pewno, prawda? Odblokowałem telefon i przeczytałem wiadomość od Brendon'a, która została wysłana jeszcze wczoraj w nocy i najwyraźniej była tylko informacją zapobiegawczą.
„Jeśli masz zamiar znów przyjść to nie budź mnie kretynie, ponieważ mam kaca i zajebistą dziewczynę w łóżku więc twoje towarzystwo nie interesuje mnie co najmniej do 12."
- Czemu ja go w ogóle lubię? –zapytałem na głos sam siebie po czym postanowiłem wstać z łóżka.
Wziąłem chłodny prysznic, ubrałem zwykłe czarne dżinsy z dziurami na kolanach i t-shirt z jakimś nadrukiem, na który nie zwróciłem nawet uwagi. Skoro nie miałem na razie żadnych planów, postanowiłem po prostu zająć się sobą. Nie mogłem zająć się swoim samochodem dopóki Brendon nie wstanie i mi nie pomoże.
Zszedłem na dół i zrobiłem sobie kawę. Włączyłem jeden z albumów The Who na cały regulator i wyszedłem na taras zapalić. Idealny poranek, nieprawdaż? Byłby taki gdyby tylko nie okazało się, że matka jest w domu.
- Michael, miałeś nie palić – zaczęło się marudzenie. – I co ty robisz w domu?! Powinieneś być w szkole do cholery jasnej!
- A co ty robisz w domu? – odparłem spokojnie, nie przerywając palenia papierosa.
- Ja... Zaraz wychodzę –odparła tylko.
- Wspaniale – odpowiedziałem.
- Nie mam jużdo ciebie siły – odezwała się po chwili patrząc na mnie z nieopisanym niezadowoleniem, ale w końcu byłem tego świadomy za każdym razem gdy raczyła na mnie spojrzeć.
- Nigdy nie miałaś – powiedziałem zgodnie z prawdą.
- O co ci znowu chodzi?!
- Po prostu dajmy sobie spokój z tą dyskusją, bo jest tylko kolejną kłótnią, która donikąd nie prowadzi – starałem się to przerwać.
- Chcę wiedzieć co masz na myśli. I spójrz nasiebie! Wyglądasz jak jakieś dziwadło! Powiedz mi co zrobiłam źle?!
- Robię ze swoim życiem dokładnie to na co sam mam ochotę już od bardzo dawna, a to, że tego nie zauważałaś czy nie akceptujesz nie jest moim problemem – westchnąłem kończąc palić i wchodząc do środka.
Kobieta ruszyła za mną kontynuując swoją wypowiedź, która nie była niczym nowym, a jednak wciąż raniła.
- Może nie zwróciłam wcześniej uwagi na to, że jest aż tak źle, ale wyobraź sobie, że nie mogę poświęcać ci całego swojego czasu, bo muszę na ciebie zarabiać! – krzyczała, a ja spojrzałem na nią z bólem.
- Jeśli to dla ciebie taki problem, po prostu karz mi się utrzymywać samemu, bo naprawdę nie mam ochoty spędzać w tym domu ani minuty więcej niż muszę! – również uniosłem ton.
- W takim razie nie musisz, ja cię do tego nie zmuszam! – warknęła.
- Dzięki, mam nadzieję, że skorzystam z tej propozycji jak najszybciej – westchnąłem tylko tracąc wszelkie siły na tę rozmowę. Już dawno zrobiłbym to gdyby tylko ojcu nie zależało na tym, żebym skończył szkołę. Do niego jeszcze miałem na tyle szacunku, aby spełnić jego prośbę.
Skierowałem się do przedpokoju i założyłem buty. Schowałem klucze, portfel, w którym i tak nic nie było i telefon do kieszeni spodni oraz założyłem kurtkę i sięgnąłem do klamki.
- Jesteś taki niewdzięczny! Miałabym znacznie mniej problemów gdyby nie ty! – moja matka krzyknęła na pożegnanie, a ja po prostu wyszedłem nie komentując w żaden sposób jej zachowania.
YOU ARE READING
The way things change.
ActionHistoria o długiej drodze Michael'a i Luke'a do szczęścia - o drodze, która zaczyna się niepozornie, ale jest zaścielona trupami.