Evelin obudziły grzejące ją w twarz promienie słońca, ponieważ ktoś odsłonił zasłony. Tym kimś najwyraźniej była Kate, bo tylko ona była w dormitorium. Teraz grzebała w swoim kufrze i co jakiś czas wyrzucała coś na łóżko Nancy.
- Która godzina? - wyjąkała Evelin, czując się, jakby przejechał ją walec. Usunęła o trzeciej, więc logiczne było to, że nie była zbytnio wyspana.
- Dochodzi jedenasta - odpowiedziała Kate, znajdując w końcu to, czego szukała, czyli swoją szczotkę do włosów, pod łóżkiem Nancy.
- Co?! - wykrzyknęła blondynka i usiadła na łóżku.
May otrzepała szczotkę, przeczesała włosy i spojrzała na nią z wyczekiwaniem.
- Dochodzi. Jedenasta - powtórzyła, głośno i wyraźnie wymawiając każde słowo, po czym widząc przestraszoną twarz blondynki, dodała - Zluzuj, jest niedziela. Jak się pospieszysz, to zdążysz na śniadanie.
- A gdzie dziewczyny?
- Nancy pomaga jakiemuś młodszemu Puchonowi w zaklęciach, a Andrea poszła wysłać list. A ty powinnaś mnie całować po stopach, bo powiedziałam im, że wczoraj nie mogłaś spać i do późna czytałaś.
- Dzięki. I bez urazy, ale twoich stóp nie tknę.
- A właśnie - Azjatka wskoczyła na parapet, podczas gdy blondynka zaczęła szukać ubrań, mamrocząc pod nosem coś o bałaganie jak w chlewie - jak było wczoraj?
- A jak miało być?
- No wiesz, raczej nie wychodziłaś w środku nocy z Huncwotami bez powodu, co nie? Spoko, nie powiem Lily.
- No wiesz... było ciekawie. Zaraz - blondynka, znalazłszy ubrania, wyprostowała się i stanęła przed May z rękami założonymi na piersiach - A co ty robiłaś tak późno w Pokoju Wspólnym? Myślałam, że sen to dla ciebie priorytet.
- Nie. Priorytetem jest jedzenie. Poza tym, co ty taka podejrzliwa? Gadałam z Markiem.
No tak. Mark Willow, wysoki i wysportowany blondyn o zielonych jak trawa oczach, również na czwartym roku w Hufflepuffie, może cieszyć się chwalebnym mianem najlepszego przyjaciela Kate. Znali się od dzieciństwa, choć chłopak pochodzi z rodziny mugolskiej, a Kate jest czystej krwi.
Chłopak jest świetnym pałkarzem i gra w drużynie Hufflepuffu. Do tego genialnie radzi sobie z zaklęć, a on i jego sowa China tworzą najbardziej uroczą parę jaka kiedykolwiek zawitała do Hogwartu.
Poważnie. Nikt nigdy nie powiedział o nim złego słowa, no może oprócz Kate, oczywiście w żartach. Nawet ci Ślizgoni z manią czystości krwi nie zwracają na uwagi na jego pochodzenie. Chłopak jest po prostu zbyt niewinny i miły. Potrafi pogodzić po prostu każdego. Pomaga wszystkim we wszystkim, bez względu na dom, wiek czy status krwi. Evelin nigdy nie spotkała się z sytuacją, kiedy Willow nie przepuściłby kobiety w drzwiach, nie ustąpił miejsca albo nie pomógł nieść czegoś ciężkiego. Zawsze stara się wszystkich rozśmieszyć i jest niezwykle empatyczny.
I najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że on i Kate to zupełne przeciwieństwa - kiedy May machnie ręka na jakąś sprawę, on już opracował cały plan działania. Do tego Azjatka jest wielkim leniem, a Mark zawsze tryska energią. Nawzajem siebie pomagają - dzięki chłopakowi Kate wychodzi z pokoju, a dzięki niej on nie robi za dziesięciu.
- No dobra, to jakieś wytłumaczenie. Idę się umyć - mruknęła Evelin.
- Eve! - zatrzymała ją Azjatka - Podobało ci się, prawda?
- Może.
***
Evelin weszła do Wielkiej Sali mając cichą nadzieję, że będzie pusta, a już na pewno nie będzie tam pewnych czterech osobników płci męskiej.
CZYTASZ
A sky full of stars || Huncwoci
Fanfiction,,- Zmiany w końcu przyjdą, prędzej czy później. - A co jeśli nie jestem na nie gotowa? - Jeśli przyjdą, to znaczy, że jesteś. Musisz być." Życie Evelin Constell w Hogwarcie od trzech lat płynęło tym samym rytmem. Nudne spotkania Klubu Ślimaka...