7 - Dobrze, powiem ci prawdę.

1.1K 171 164
                                    

Drugi na dziś 😁

Z tego miejsca chciałabym podziękować Wam wszystkim za tysiąc (a teraz to nawet tysiąc sto) wyświetleń w tak krótkim czasie. Jesteście wspaniali 💖

Jechali już dłuższą chwilę, nie odzywając się do siebie i słuchając piosenek lecących w radiu. John nucił sobie cicho pod nosem, a William z zamkniętymi oczami tylko się przysłuchiwał. Nie za bardzo znał się na obecnych trendach w muzyce, od kiedy tylko pamięta kochał słuchać muzyki klasycznej. Na swoje dziesiąte urodziny dostał od Mycrofta skrzypce, na których grał znane sobie utwory, jak i również próbował komponować swoje własne.

Oparł głowę o szybę i zaczął rozmyślać nad różnymi scenariuszami imprezy. Nagle poczuł ciepłą, dużą dłoń Johna na swojej nodze. Zaskoczony, spojrzał najpierw na nią, a potem na twarz blondyna, który lekko się uśmiechnął do niego.

- Hej, Will. - przerwał na chwilę - Mogę tak do ciebie mówić? - Holmes kiwnął jedynie głową na znak, aby kontynuował. - Nie martw się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Obiecuję, że zrobię wszystko, aby Jim i reszta się do ciebie przekonali. Jeżeli będziesz się źle czuł, albo ktoś będzie cię zaczepiał, to daj mi znać, ja wszystko załatwię, dobrze?

William znów pokiwał lekko głową, ponieważ uczucie dłoni Johna najpierw na jego udzie, a teraz na kolanie skutecznie uniemożliwiło mu mówienie. Wierzył w każde słowo blondyna, ale nie potrafił pozbyć się cichych głosów z tyłu głowy, które wciąż powtarzały mu słowa Molly.

*Uknuł to wszystko razem z Jimem, aby

jeszcze bardziej ciebie upokorzyć.*

*Żeby potem nie okazało się,

że podjąłeś zbyt pochopną decyzję.*

*Wiem, że go kochasz, ale on tego

nie odwzajemnia, zrozum to w końcu!*

*jego intencje nie są szczere*

Nawet nie zauważył, kiedy podjechali pod dom Philipa, a sam gospodarz witał ich serdecznie (jego trochę mniej). Już przed wejściem na posesję słychać było głośną, klubową muzykę i krzyki bawiących się w środku ludzi. Po wejściu do domu do ich nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach dymu papierosowego i alkoholu, który zdecydowanie nie pomagał w utrzymaniu jako takiej koncentracji.

- Chcesz tych wszystkich ludzi udusić? Otwórz okna, niech się trochę przewietrzy. - fuknął John.

- Tak jest, kapitanie. - lekko pijany Anderson zasalutował przed Johnem i ruszył w stronę balkonu.

- Chodź do kuchni, weźmiemy sobie coś do picia. - zaproponował, widząc przerażenie na twarzy Williama.

- Dobra, prowadź. - uśmiechnął się szczerze.

Nagle ktoś na niego wpadł. Wielki, umięśniony chłopak z zielonym irokezem na głowie podniósł swój wzrok na przestraszonego Holmesa i w jednej sekundzie przyparł go do ściany.

- Ja... przepraszam... - William zaczął się beznadziejnie tłumaczyć, chociaż to ten osiłek wpadł na niego i to on powinien przeprosić. Powinien, prawda?

- Jakim, kurwa, prawem mnie dotknąłeś, pedale?! - wrzasnął chłopak, zwracając przy tym uwagę pozostałych imprezowiczów.

- To ty na mnie wpadłeś... - zaczął się rozglądać w poszukiwaniu Johna, ale nigdzie go nie było.

- Zamknij się, jebana cioto! - wziął zamach ręką, chcąc uderzyć bruneta. Jednak w ostatniej sekundzie John złapał go za nadgarstek i wykręcił do tyłu tak, że osiłek aż zaskomlał z bólu.

- Watson?! O co ci chodzi?! Ty chyba go nie bronisz?! Przecież też go nienawidzisz! To impreza dla normalnych ludzi, a nie dla takich, jak on!

- To znaczy dla jakich, Jason? - spokojnie spytał, jednocześnie patrząc na bruneta, czy wszystko z nim jest dobrze.

- Przecież to pedał, śmieć, psychopata. - z każdym słowem William coraz bardziej pragnął znaleźć się w swoim bezpiecznym domu, z dala od wszystkich.

- Zamknij się w końcu! Jeszcze raz go dotkniesz, a skopię ci dupę, rozumiesz?! Teraz wynoś się i żebym cię już do końca imprezy nie zobaczył, jasne?! - puścił go i szybko pobiegł za Williamem, który nie mogąc już wytrzymać napięcia, wybiegł z domu.

- Will, zaczekaj! - John zdążył go dogonić dopiero poza furtką posiadłości Andersonów. Chwycił chłopaka mocno za ramię i odwrócił w swoją stronę - Nie słyszysz jak wołam, abyś zaczekał? On ci już nic nie zrobi, przypilnuję tego. Wracajmy do środka.

- Nie John, ja wracam do domu. Nie wiem jak, ale muszę. Wiedziałem, że tak będzie. Molly mi mówiła, że nie nadaję się na takie wyjścia. Do poniedziałku, John. - mówił szybko i nieskładnie, wyrywając się z uścisku. Łzy zlatywały powoli po jego policzkach, tworząc mokre strużki.

- William, stój. Przecież jesteśmy na drugim końcu miasta. Wróćmy do środka, obiecuję, że nic ci się już nie stanie, dobrze? Będę przy tobie cały czas.

Holmes, po chwili namysłu, uwierzył w zapewnienia blondyna i ruszył z nim w drogę powrotną. Jednak jedno małe pytanie pojawiło się w jego głowie, podczas gdy John obezwładnił Jasona. Zatrzymał się i zapytał drżącym głosem.

- Możesz mi powiedzieć, co ma na celu cała ta szopka?

- Słucham? Jaka szopka? - odwrócił się ze zdezorientowaną miną.

- John, nie udawaj, proszę cię. Przecież widzę tę nagłą zmianę w twoim zachowaniu. Jeszcze dwa tygodnie temu biłeś mnie i przemywałeś moją twarz wodą z klozetu, a teraz? Rozmawiasz ze mną, przepraszasz, zapraszasz na imprezy do swoich znajomych, bronisz przed innymi. To nie jest twoje normalne zachowanie. Nie musisz udawać, że mnie lubisz. Proszę cię, zdejmij tę maskę miłego chłopaka i upokorz mnie, tak jak kiedyś. Droga wolna, akurat masz widownię, która chętnie pośmieje się razem z tobą. - wskazał na grupkę ludzi, którzy stali w drzwiach domu Andersona.

Johna nie zdziwiły słowa bruneta. Doskonale rozumiał jego obawy. Sam byłby podejrzliwy, gdyby ktoś, kto go nienawidził, nagle stał się dla niego uprzejmym i skorym do pomocy człowiekiem. Chciał jakoś wytłumaczyć Williamowi swoje nowe nastawienie, ale nie wiedział jakich słów użyć. Obawiał się jego reakcji na prawdę. Tego, że mu nie uwierzy.

- Cholera, Will... Ja naprawdę nie mam żadnych złych intencji co do ciebie. Było i nadal jest mi cholernie wstyd za moje wcześniejsze, podłe zachowanie. Proszę, uwierz mi, że się zmieniłem. Już nie jestem tą samą osobą, co jeszcze kilkanaście dni temu.

- Ale dlaczego miałbym to zrobić? W innych okolicznościach uwierzyłbym ci w każde twoje słowo. Ja chcę wierzyć w każde twoje słowo, ale... ale dałeś mi zbyt dużo powodów, aby tego nie robić. Boję się. - powiedział cichutko pod nosem. - Boję się, że uwierzę ci, a ty potem obrócisz to wszystko przeciwko mnie.

- Dobrze, powiem ci prawdę. -podszedł do Williama i złapał go za dłonie, na co brunet lekko się spiął. - Chodźmy do domu i znajdźmy jakiś pokój, gdzie będziemy mogli porozmawiać na osobności.

***

Ciekawa jestem, czy domyślacie się tej prawdy😁

Do następnego! 💖

Szkolny koszmar || Teenlock, JohnlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz