Część 7

468 29 2
                                    


Gdy się obudziłam dopiero wstawał świt, więc odłożyłam sztylet, z którym zasnęłam wczoraj i zawiesiłam koc na gałęziach tak by nikt nie mógł zajrzeć do środka, po czym się przebrałam w strój i poskładałam koszulę i spodnie. Schowałam je do sakiewki, a zamiast tego wyciągnęłam dwie rzeczy. Kawałek zbitego lustra oraz mój diadem. Założyłam go na głowę i poparzyłam się w odłamek zwierciadła. Włosy niegdyś do pasa, teraz ledwo sięgały łopatek, nadal były tak samo lokowane, ale teraz były brudne. Blizna na moim prawym policzku, ku mojemu zaskoczeniu stała się mniej widoczna. Oczy nadal tak samo dziwne jak wcześniej, czyli w moim wyglądzie nic się nie zmieniło, lecz tylko diadem sprawiał, że moje rysy stały się bardziej arystokratyczne. Przy chowaniu moich małych drobiazgów usłyszałam szmer podobny do skradania, więc instynktownie złapałam sztylet, chętnie wzięłabym miecz, ale nie miałam. Podeszłam do wyjścia z mojej norki i stanęłam przy korzeniach tak aby osoba wchodząca mnie nie zobaczyła. Po jakichś 5 sekundach do namiotu wparował Merry, lecz zastygł czując na swojej szyi zimny metal mojej broni.

- Proszę mnie nie nachodzić. –powiedziałam odsuwając ostrze od hobbita.

- Nie chciałem ci przeszkodzić i myślałem, że śpisz, a pani Galadriela kazała wszystkich zwołać, więc poszedłem cię obudzić i nie wiedziałem, że tak zareagujesz, przepraszam. – jego słowotok uderzył we mnie z ogromną siłą.

- Nie to ja przepraszam, powinnam pomyśleć o tym, że w tych granicach jesteśmy bezpieczni. No , ale dobrze skoro nas wołała to chodźmy. Przecież nie wypada się spóźnić. – wyszliśmy z korzeni mojego drzew i podążyłam za Merrym, bo to on znał miejsce gdzie mieliśmy się spotkać z ciocią. Miejscem spotkania okazała się przystań. Tam wujek obdarował nas pelerynami z liściem Lothlorien. Potem zaczęliśmy pakować do łódek prowiant, wodę i różne rzeczy, które mogłyby sie przydać w późniejszej wędrówce. Przenosząc pakunki to łodzi w której miałam płynąć z Samem, odwinęłam jedną paczuszkę. Tak jak myślałam, był tam lembas. Jeszcze pamiętałam czasy kiedy był on posiłkiem rutynowym. Moim zdaniem mięso jest lepsze, co jest dziwne jak na Szarego Elfa, bo zazwyczaj jemy rośliny, lembasy i nie mięso. Więc jestem wyrzutkiem pod jeszcze jednym względem. Pokazałam hobbitowi chleb elfów i objaśniłam jego zalety. Potem poszłam pożegnać się z ciocią. Zanim ją znalazłam troszkę sobie pobłądziłam, ale w końcu ją odnalazłam. Zauważyłam ją koło drzewa oddalonego jakieś dziesięć minut od przystani. Podkradłam się do niej od tyłu i krzyknęłam jej koło głowy „AKUKU!"

- Na Manwego! Dziecko nie strasz. Czemu tak zrobiłaś? – zapytała łapiąc się za serce.

- A pamiętasz ten czas gdy tu byłam? – pokiwała głową. - No to jak próbowałam cię przestraszyć zawsze mówiłaś, że słychać mnie aż z BagEnd. I w końcu mi się udało! – na koniec zakrzyknęłam na cześć zwycięstwa.

- Skoro udało ci się mnie nastraszyć masz tu ode mnie nagrodę. – powiedziała i podała mi długi pakunek. Ja od razu zaczęłam odpakowywać. Gdy rozwinęłam pakunek, aż zaparło mi dech w piersiach. W środku prezentu znajdował się miecz w pięknej czarnej pochwie. Gdy go wyciągnęłam jego srebrna rączka do połowy owinięta granatową skórą błysnęła w słabej poświacie słońca. Samo ostrze nie było ani za krótkie, ani za długie. Wyglądało na to, że broń jest bardzo ostra. Uważnie się jej przyjrzałam i zamachnęłam się nim w bok. Ze świstem przeciął powietrze, a później rosnący obok na pół mały krzaczek. Schowałam miecz z powrotem do pochwy, a ją przypięłam do pasa. Po czym rzuciłam się na ciocię prawie zwalając ją z nóg.

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Skąd wiedziałaś, że potrzebuję nowego oręża? – przez emocje w moim głosie prawie krzyczałam.

- Popatrz na swój drugi bok. – no wisi tam pochwa na mój stary miecz, czekaj... Ona jest pusta... I ja tak chodziłam cały czas... Uderzyłam się w czoło z otwartej dłoni po czym spojrzałam na ciocie, która się uśmiechała. – Nawet długo nad tym nie myślałaś.

- Bardzo śmieszne, ale i tak dziękuję. – tym razem odpięłam pustą pochwę, a na jej miejsce przepięłam nową. – Zaopiekuj się nią, nie umiałabym jej zniszczyć, dobrze?

- Dobrze. A, i zapomniałam ci powiedzieć, ten miecz wykuły elfy z Gondolinu w pierwszej erze.

- Z Gondolinu?! Ja posiadam miecz z Gondolinu. Nie, to jest sen, ja nadal śpię, prawda? – nie umiałam przyjąć tego do wiadomości.

- Miałam takie przeczucie, że ci się spodoba. – uśmiechnęła się do mnie łagodnie.

- Spodoba?! Jestem teraz najszczęśliwszą osoba w całym Śródziemiu! – przytuliłam ją jeszcze raz. – Dziękuję. Obiecuję, że wrócę, zaraz po dokonaniu powierzonej mi ochrony powiernika. – wyszeptałam na ucho cioci. Po czym odkleiłam się od niej, ostatni raz się uśmiechnęłam i poszłam do drużyny.

 Po czym odkleiłam się od niej, ostatni raz się uśmiechnęłam i poszłam do drużyny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Sam POV

Już wypływaliśmy od gościnnych elfów z Lothlorien. Pani Galadriela obficie obdarzyła nas prowiantem. Trudno mi ich opuścić, zwłaszcza, że tu jest bardzo wygodnie, ale obiecałem towarzyszyć panu Bagginsowi aż do Mordoru. Wsiadłem do łodzi, w której miałem siedzieć z Norą. Gimli siedział z Legolasem, Merry i Pippin z Aragornem, a Frodo z Boromirem. Siedzieliśmy tak czekając na naszą elfkę, bo nikt jej nie widział od czasu pakowania potrzebnych rzeczy do łodzi. Trochę czasu zeszło zanim zaczęliśmy ją dostrzegać pomiędzy drzewami. Wcale jej się nie śpieszyło, wręcz przeciwnie, szła dumnym krokiem i wysoką uniesioną głową. Przy jej boku błyskało coś srebrnego. Miecz? Ale przecież złamał się gdy byliśmy w Morii. Nowy? Moje myślenie przerwał delikatny ruch łódką. Obejrzałem się za siebie i na widok szczęśliwej Nory, nie mogłem powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.

- To co? Płyniemy? – zapytała.

- Płyniemy! – krzyknęli Pippin i Merry. Gdy łódka zachybotała się, bo Eli musiała jakoś odepchnąć pojazd od brzegu, szybko złapałem się krawędzi.

- Boisz się utonąć? – zadała mi pytanie. Tak boję się, bo jak byłem dzieckiem i uczyłem się pływać to prawie się utopiłem. Tylko zdziwiło mnie to, że to pytanie nie było głupie, jak to, które zadał mi Pippin „Boisz się pływać?".

- Tak, gdy uczyłem się pływać prawię zginąłem.

- No, a co powiedziałbyś na to, żebym nauczyła cię pływać, jak to wszystko się skończy? No chyba, że mi nie ufasz.

- Oczywiście, że ci ufam, al... - nie dała mi dokończyć

- A więc postanowione! – jestem ciekawy, czy zawsze tak krzyczy. – Gdy będziesz z powrotem w Shire, odwiedzę cię i nauczę utrzymywać się na wodzie i różne takie. – nie przejmuję się tym, że Eli jest nieprzewidywalna, bo bardziej interesują mnie miny mieszkańców. Uśmiechnąłem się pod nosem. – A w ogóle to dostałeś coś od cio... Pani Galadrieli? – coś mi tu nie pasuje, ale postanowiłem to na razie zignorować.

- Tak. Otrzymałem linę. – na pewno się przyda, ale wolałbym coś do obrony. W takim towarzystwie na pewno podróż zleci szybciej. Teraz zdołałem dostrzec jedynie białe szaty Pani Światła pomiędzy drzewami, które już zrzucały swoje pomarańczowe liście na ziemię. Chciałbym jeszcze kiedyś zawitać do tej krainy.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że dziś tak krótko(jeżeli kogoś to w ogóle interesuje). Kto jeszcze cieszy się, że za 2 dni wakacje? Mam takie plany aby opowiadania były coraz częściej.

Ave readers!

LonelyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz