"Strach przed konsekwencjami"

193 16 0
                                    

Kolejny tydzień był jeszcze gorszy. Nie wiedziałam, że można aż tak za kimś tęsknić.
Misje z Sasuke byłby strasznie wyczerpujące. Miałam wrażenie, że mnie wykorzystuje, tylko ja coś robiłam, a reszta załogi zbijała boki, przyglądając się.

Plułam sobie w twarz, że doprowadziłam do sytuacji, dzięki której muszę teraz spłacać dług u "wspaniałego" pana Uchihy. Niestety na dzień dzisiejszy nie mogłabym nic z tym zrobić. Sprzeciw równałby się z walką, a nie byłam na tyle silna, aby mu zaszkodzić.

- Na jakiś czas macie wolne - oznajmił Sasuke wychodząc z bazy.

Te słowa naprawdę mnie ucieszyły. Miałam wiele planów, a przez jego wymyślanie misji, nie mogłam nawet odejść od niego na krok. Chciało mi się wymiotować na jego widok, a teraz w końcu sobie poszedł.

Zabrałam rzeczy ze swojego pokoju i szybko wybiegłam z bazy. Bałam się, że Sasuke wróci za nim uda mi się wyjść.

- No to pora odwiedzić Konohę! - wykrzyknęłam w duchu.

Konoha, to jedyne miejsce gdzie Sasuke omijał szerokim łukiem. Nawet gdyby mnie śledził, to nie wszedł by do środka. Za murami byłam bezpieczna. To do nich desperacko zmierzałam, z chęcią uwolnienia się od upierdliwego Uchihy.

- Cholera nie spodziewałam się, że to tak daleko - mruknęłam.

Serce biło mi coraz szybciej. Miałam wrażenie, że naprawdę ktoś mnie śledzi, ale również mogłam sobie to uroić. Ludzki mózg jest naprawdę dziwny.

Wypatrywałam tylko bramy Konohy, ale nigdzie jej nie widziałam. Czułam jakbym biegła już wieczność. Drzewa pokrywały się ze sobą, miałam wrażenie, że kręcę się w kółko.

- Cholera! - krzyknęłam.

Poczułam jak gałąź na której stałam zatapia się pod moimi stopami. Próbowałam się wyrwać, ale to na nic. 

-Genjutsu... Ale kto? Cholera! - krzyknęłam.

Zauważyłam, że jestem w innym miejscu. Teraz nie stałam już na gałęzi, byłam przybita do pnia drzewa i to gałęziami. Imponująca technika. W duchu modliłam się, aby nie należała ona do przeklętego Uchihy, który na pewno zauważył już moje znikniecie i zaczyna mnie szukać. Nie chciałam do niego wracać, uznałam, że spłaciłam swój dług i nie muszę się już więcej go słuchać. Nie należałam do niego.

Po chwili poczułam jak uścisk drzewa zaczyna ustawać, a ja coraz bardziej zsuwałam się na ziemię, czując przy tym definitywny spadek chakry w moim ciele. 

-Czyżby technika przestawała działać? - spytałam sama siebie.

Po chwili bezpieczna dotykałam już ziemi. Rozejrzałam się dookoła i dopiero teraz zauważyłam członków Anbu wpatrujących się we mnie i gotowych do walki. Powoli wstałam otrzepując się z kurzu i piasku.

Nagle poczułam jak na mojej szyi zacieśnia się uścisk, który nie pozwolił mi się ruszyć w żadną ze stron. Instynktownie sięgnęłam po kunai, który miałam zamiar wbić w nogę napastnika, ale nim się to stało, ten zdążył kopnąć mnie w nogi, w wyniku czego ponownie upadłam na ziemię. Gdy ten mnie puścił szybko odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam zamaskowaną twarz Kakashiego, a za nim stała sprawczyni mojego topienia się w drzewie i wyssania całkowicie mojej chakry, Kurenai.

- Czy nie możemy po dobroci? - spytałam, próbując powoli wstać.

- Ostatnio nie chciałaś po dobroci.. - odgryzł się Kakashi i wycelował we mnie kunai.

- Spokojnie, sama zamierzałam wrócić do Konohy, ale ktoś przybił mnie do drzewa - spojrzałam wymownie na Kurenai, a ta tylko prychnęła.


- W porządku, więc pójdziesz z nami grzecznie go Hokage i tam wszystko wyjaśnisz - odparł Kakashi.

Nie poznawałam go. Sensei Kakashi zawsze był życzliwy dla ludzi w swoim otoczeniu, ale wiedziałam, że teraz wszyscy postrzegają mnie za potwora i nic się nie zmieni pod tym względem. To była tylko i wyłącznie moja wina. Nie chciałam dać sobie pomóc i teraz tego żałowałam. 

Oddaliłam się od mojego jedynego przyjaciela, za którym teraz tak cholernie tęskniłam. Zawsze byliśmy nierozłączni, znaliśmy się od kiedy tylko pamiętam, ale gdy ten wyjechał na trzy letni trening, moje serce pękło niczym szklanka. Nie potrafiłam się z tym pogodzić i odliczałam tylko dni do jego przyjazdu, a gdy wrócił, ja tak po prostu opuściłam wioskę.

Gdy dotarliśmy na miejsce i mieliśmy przejść przez drzwi, które prowadziły do biura Hokage, zamarłam. Nie wiedziałam co dalej ze mną będzie. Co ze mną zrobią i jak będą chcieli rozwiązać problem mojej destrukcyjnej mocy. Poczułam mocny ścisk w żołądku, ale nie było już odwrotu. Nie było drogi ucieczki, ani możliwości odłożenia to "na jutro". To była moja chwila. Chwila, która zapewne osądzi o mojej przyszłości jako ninja Konohy.

Spełnijmy swoje marzenia! [Naruto FF]Where stories live. Discover now