Rozdział 1

17 3 0
                                    

Zuzia :
Minęły już 2 tygodnie odkąd się spotkaliśmy w lesie. Wojtek wraca dzisiaj do szkoły więc możemy się spotkać z Tobym. Mega podekscytowana szłam do niej rozmyślając o wszystkim co miało się potem stać. Dochodząc na miejsce zauważyłam przyjaciela i podbiegłam, przytulając go na przywitanie.

Wojtek :
Stałem pod szkołą. Zauważyłem Zuzię która przytuliła mnie jak zwykle na przywitanie. Poszliśmy do szkoły pod klasę. No oczywiście nasze szkolne plastiki zaczęły dokuczać Zuźce.
- No i kogo my tu mamy, nasza ropuszka przyszła.
Zuzia zawiesiła głowę. Zauważyłem że płacze więc ją objąłem ramieniem, a ona zaczęła moczyć mój rękaw słonymi łzami. Nie mogłem już dłużej wytrzymać więc zacząłem się na nie drzeć.
- Zostawcie ją w końcu! Co ona wam zrobiła?
- Oh rycerzyk się znalazł i broni swojej ropuchy.
Nie wytrzymałem i walnąłem jedną z nich w twarz. Reszta ostro wystraszona pomogła jej wstać i uciekły w popłochu.
- Wszystko w porządku?
- Tak.- Odpowiedziała mi dalej płacząc
Reszta lekcji minęła spokojnie i szybko.

Zuzia :
Od tej sytuacji gdy Wojtek stanął w mojej obronie żadna się już mnie nie uczepiła do końca lekcji.
Nie sądziłam że dla mnie jest zdolny kogoś pobić, ale to było miłe uczucie widzieć jak ona cierpi. Jeju o czym ja myślę nie wiem skąd u mnie takie myśli. Minęły już lekcje więc pobiegliśmy do lasu.

Wojtek :
Biegliśmy na polankę. Gdy byliśmy na miejscu z drzewa zeskoczył jakiś chłopak. Przedstawił się jako Toby. Czyli to on. Zuzia nas zaznajomiła i rozmawialiśmy chwilę. Okazało się że mamy wiele wspólnego, ale nadal mu nie ufam, wszystko przez te siekiery.

Toby :
Kiedy przybiegli zeskoczyłem z drzewa. Zuzia się przywitała i zaznajomiła mnie z Wojtkiem. Okazało się, że to spoko gość. Chyba nawet zostaniemy kolegami. Mam tylko wrażenie, że nie do końca mi ufa.

Zuzia :
Jestem pewna, że się polubili. Świetnie się dogadują. Graliśmy potem jeszcze w parę gier po czym Toby zaproponował żebyśmy poznali jego znajomych.

Toby :
Zaproponowałem po jakimś czasie żebyśmy poszli do mnie. Zgodzili się chociaż Wojtek się wahał. Zacząłem ich prowadzić przez las. W połowie drogi ku ich zdziwieniu, a nawet nikłym przerażeniu zawiązałem im oczy przepaskami mówiąc, że nasz ojciec nie chce by znali drogę do naszego domu, póki im nie zaufa.

Wojtek :
Wahałem się na jego ofertę, ale po namowach Zuźki zgodziłem się. Podczas drogi związał nam oczy mówiąc że ich Ojciec nie ufa nam całkowicie. To ja się zastanawiam czy to w końcu jego znajomi czy rodzina. Po jakimś czasie rozwiązał nam oczy i stanęliśmy pod starym, ale muszę przyznać pięknym domem. Zuzia była zachwycona.

Zuzia :
Gdy odwiązał nam oczy zobaczyłam zapierający dech w piersiach dom. Stary ale piękny. Toby podszedł do drzwi i zaczął je otwierać. Weszliśmy do salonu po czym zobaczyliśmy tam całą masę ludzi i wielkiego potwora bez twarzy.

Wojtek :
Otworzył drzwi i weszliśmy do środka. To co zobaczyłem było przerażające. Cała masa morderców z nożami i innymi narzędziami zbrodni oraz wielki potwór w garniturze, bez twarzy. Każdy zwrócił na nas uwagę i znaczął się witać i przedstawiać. Najbardziej zniesmaczył mnie chłopak w białej bluzie. Miał białą skórę i czarne włosy do ramion, niebieskie oczy oraz wielki wycięty uśmiech na twarzy. Przedstawił się jako Jeff i od razu zaczął się łasić do MOJEJ przyjaciółki. To było dziwne uczucie, jakby ukłucie w sercu. Czyżbym był zazdrosny, NIE to NIE MOŻLIWE.

Zuzia:
Jako pierwszy podszedł do mnie chłopak z wyciętym uśmiechem. Przedstawił się jako Jeff i zaczęliśmy gadać. Muszę przyznać że jest nawet miły. No niestety też trochę nachalny bo gdziekolwiek nie poszłam i z kim bym nie rozmawiała łaził za mną i się wtrącał. Czułam się co najmniej niezręcznie. Gdy już każdego poznałam w myślach usłyszałam głos potwora. WITAM NAZYWAM SIĘ SLENDERMAN I MIŁO WAS GOŚCIĆ.
-Miło nam Cię poznać- odpowiedzieliśmy w tym samym czasie z Wojtkiem. On też już mniej więcej znał wszystkich tu obecnych ale mam wrażenie że się ich boi. Ja nie odczuwam przed nimi strachu. Zupełnie nie wiem dlaczego. Chwilę potem jeszcze rozmawialiśmy z Slendermanem po czym wróciliśmy do Tobiego.

Wojtek :
Ona się ich nie boi chociaż widzi te wszystkie przedmioty i ich twarze. Jak to możliwe? Potem ją o to zapytam. Przemogłem mój strach i z każdym się zapoznałem. Muszę przyznać że niektórych polubiłem. Dowiedzieliśmy się że za jakiś czas przybędzie jeszcze jeden chłopak. Po czym podeszliśmy do Tobiego.

Toby :
Podeszli do mnie. Zuzia nie mogła się opędzić od Jeffa. Schowała się za Wojtkiem który przewalił mu w twarz. Niestety nic to nie dało więc podszedłem i go walnąłem z całej siły. Wylądował na drógim końcu pokoju nieprzytomny. Patrzyli na mnie po czym chcieli wracać. Zawiązałem im oczy po czym odprowadziłem do drogi gdzie rozeszli się. Mam nadzieję że nas lubią. Nagle zauważyłem że wypadło jej coś z kieszeni. Podniosłem to i okazało się to być zdjęcie na którym pięciolatek trzyma na kolanach dwólatkę. Oniemiałem, identyczne zdjęcie było w rezydencji. Podpatrzyłem je u osoby która aktualnie jest na misji.

Jeff :
Byłem dla niej bardzo miły. Nie rozumiem dlaczego schowała się za tym chłoptasiem przede mną. Trzepnął mnie w twarz. Nie ukrywam wkurzyłem się. Podszedłem i chciałem wyciągnąć ją zza niego lecz nagle przede mną wyrósł Toby i pod wpływem jego ciosu wylądowałem na drugim końcu pokoju tracąc przytomność.

Zuzia :
Po tym całym zajściu uznałam Jeffa za durnia i dupka. Nie zamierzam mieć z nim nic wspólnego. Kiedy następnym razem przyjdziemy tam z Wojtkiem powiem mu że nie chcę go widzieć. Chciałam się odstresować więc sięgnęła do kieszeni po zdjęcie i z przerażeniem wyczułam że go tam nie ma. Zaczęłam go szukać po całym domu,nigdzie go nie było. Z wyczerpania w końcu padłam na łóżko i zasnęłam.

Toby :
Gdy porównałem zdjęcia postanowiłem oddać jedno z nich właścicielce. Po długich poszukiwaniach znalazłem jej dom. Latała po nim szukając czegoś. Domyśliłem się że chodzi o to co trzymałem w ręce. Musi być dla niej ważne. Po 15 minutach padła na łóżko i widziałem że śpi. Wszedłem przez okno i patrzyłem się na tą śliczną, niewinną istotkę. Położyłem jej własność na komodzie obok łóżka. Zauważyłem że się trzęsie więc wziąłem koc i ją przykryłem. Nie mogłem się powstrzymać więc ucałowałem jej czoło. Było gładziutkie i miękkie. Poczułem wtedy zobowiązanie do ochrony tej dwójki. Żadnemu z nich nie może stać się krzywda żeby drugie nie cierpiało. Patrzyłem jeszcze na nią po czym wyskoczyłem przez okno.

Zuzia :
Rano po przebudzeniu zauważyłam że rzecz której szukałam leży na komodzie. Kamień spadł mi z serca. Jakoś dziwnie bliska wydaje mi się ta osoba. Muszę się czegoś o nim dowiedzieć choćby nie wiem co.

~~~~~~~~

I jak wam się podobał rozdział? W razie błędów piszcie w komentarzach. Gwiazdka też jest mile widziana.
To do następnego. 

Krwiste rany uczuć Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz