∞
— Nie podobają mi się twoje blizny — powiedziałem, wkładając w niego palce.
— Kurwa, uprzedzaj. — Zasyczał i uderzył czołem o moje ramię. — Blizny to jedyne, co uświadamia mi, że jeszcze żyję, wiesz? — wymamrotał cicho.
— Żyjesz... i to jak — powiedziałem, ruszając ręką. Biedaczek...
— Cóż, po niektórych lekach nawet nie jestem świadomy, jak mam na imię albo gdzie jestem. Jedyne, co wtedy mam w głowie to te cholerne głosy, które wspominają najgorsze okresy w moim życiu i przyciągają wspomnienia. — Odchylił delikatnie głowę w tył.
— Będę szukał na to lekarstwa, nie możesz się tak męczyć — powiedziałem, całując go w szyję i dołożyłem kolejny palec.
— Harry, te lekarstwa stąd dają tyle, co nic. Są to najtańsze proszki. — Westchnął cicho.
— Pomogę ci z nimi, obiecuję — szepnąłem i już to wiedziałem. Zakochiwałem się w nim. Cholera.
— Możesz próbować. — Uśmiechnął się lekko.
— Daj znać, kochanie, jak będziesz gotowy — odparłem, biorąc drugą rękę i zacząłem jeździć po swojej męskości.
— Ja to chcę robić. — Uderzył w moją dłoń i zastąpił ją swoją, robiąc to z niezwykle wspaniałą wprawą. Myślałem, że wrzasnę przez to, jak dobrze to robił.
— Louis, lepiej, byś był gotowy, bo ja zaraz nie wytrzymam i rzucę się na ciebie — warknąłem.
— Trzeci, panie Styles. — Mrugnął do mnie, więc dodałem trzeciego palca.
— Lewis... — Syknąłem, gdy nacisnął na moją szczelinę.
— No co Hazz? Podoba ci się? — Pogłaskał główkę kciukiem.
— Louis, kurwa... Nie drocz się — warknąłem, dając mu klapsa.
— Ej! — Pisnął i złapał za moją dłoń, ledwie obejmując mój nadgarstek.
— Mam nadzieję, że już gotowy jesteś — mruknąłem, wyjmując palce z niego i nałożyłem prezerwatywę.
— Potrzebujemy tego? — Wskazał na zabezpieczenie i odrobinę się zarumienił. Co mam kurwa powiedzieć? Że boję się, że mnie zarazi?
— Twoja mama kazała nam się zabezpieczać. — Przygryzłem wargę, patrząc na niego.
— Harry, znowu? — Jęknął z obrzydzeniem i uderzył moją pierś. Plus dwadzieścia punktów dla Harry'ego za zmianę tematu po mistrzowsku! Czasami takie wypady dobrze służyły. Nie mogłem mu wiedzieć prawdy, co do tego.
— Już możesz, ale powoli. Mamy lubrykant? — Zamruczał.
— Już posmarowałem nim siebie — powiedziałem, przyciągając go do siebie.
— Niech ci będzie. — Uniósł się na moich kolanach i naprowadził moją męskość na swoje wejście. Powoli się opuścił. Zamruczałem cicho, gdy zacząłem czuć go wokół siebie. Mój Boże, jaki on ciasny.
— Lubię to uczucie z tobą. — Zamruczał i usiadł grzecznie na mojej męskości. Przyzwyczajał się do rozciągania.
— Jakie? — zapytałem, kładąc dłoń na jego pośladek i pogłaskał go po nim.
— Seks jest przyjemny. Jesteś pierwszym, z którym mam przyjemność przy tym. — Zarumienił się po uszy.
— Widzisz skarbie? Jak będziesz mógł, to zaczynaj — powiedziałem, kładąc drugą dłoń na jego tyłku. Odczekał dłuższą chwilę, niecierpliwiąc mnie tym samym, więc niepewnie się poruszyłem, powodując tym u niego wysoki pisk.
— Przepraszam, przepraszam, przepraszam. — Zacząłem całować jego buzię, a on przytrzymał moją głowę.
— Zrób to jeszcze raz, błagam. — Zastękał, wplątując palce w moje włosy i przycisnął swoje usta do moich. Kiwnąłem głową, powtarzając swój ruch. Taki ciasny i tylko mój — pomyślałem, patrząc na niego. Jęknął wysokim głosem i docisnął się do mnie bardziej, praktycznie powalając mnie na chłodną podłogę.
— Ktoś tu jest spragniony. — Zaśmiałem się, przygryzając wargę i klepnąłem go w pośladek.
— Zawsze przy tobie jestem spragniony. — Zamruczał i zaczął powoli podskakiwać na mojej męskości Uśmiechnąłem się szeroko, odchylając głowę do tyłu. Oczywiście pomagałem mu rękoma. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie nagłe szumienie krótkofalówki.
— Alarm, Harry. Dupek nadchodzi. Kontroluje izolatki. Jest na samym początku sektora. Macie jakieś dziesięć minut na ogarnięcie się. Zayn go zatrzyma, bo znając ciebie, to pewnie siedzicie sobie tam. — No ja pierdolę.
— Cholera... Louis, podnoś się — powiedziałem, podnosząc go, kiedy był prawie u szczytu. Chyba był, tak wyglądał.
— Dlaczego teraz?! — Zapiszczał i zerwał się, aby szybko wcisnąć się w kombinezon. Zaczął sprzątać pomieszczenie, chowając wszystko swoje rzeczy do skrytki w materacu łóżka.
— Co z tym robimy? — Wskazał na porozwalane deski.
— Jesteś dobrym aktorem, udawaj siebie po ataku. — Zaklaskałem i sam się ubrałem, zbierając swoje rzeczy i schowałem gumki za pasek. Zaraz po tym usiadłem na krześle i udawałem znudzonego, gdy Louis wymuszał w sobie płacz i leżał przodem do ściany. Idealnie w momencie, gdy otworzyły się drzwi, zaczął drżeć ze strachu przed kontrolą, co wyglądało, jakby był roztrzęsiony.
— Witajcie panowie. Sprawdzamy, czy wszystko u was w porządku, ale widzę, że spory tutaj burdel. — Peter wraz z dwoma przydupasami rozejrzeli się po pomieszczeniu.
— Tomlinson właśnie miał atak. Teraz jest na lekach, więc się wycisza — skłamałem płynnie, a Hertrude skinął głową do jednego z mężczyzn, który szarpnął szatynem w górę.
— W takim razie zabierzemy go na terapię, która powinna go trochę opamiętać, by nie niszczył swojej celi. — Złapali go we dwoje i wyprowadzili. Słyszałem długo jego przerażone wrzaski sprzeciwu, gdy Peter zatrzymał się w otwartych drzwiach.
— Znajdź sobie kogoś, kto to posprząta Harry. — I po tym wyszedł. Zostałem sam z ogromnym poczuciem winy, strachem i niepokojem.
Teraz pytanie, co oni mu takiego zrobią? Ta terapia nie brzmiała dobrze.
∞
![](https://img.wattpad.com/cover/145418072-288-k201973.jpg)
CZYTASZ
ᴅᴀɴɢᴇʀᴏᴜsʟʏ ✓
FanfictionHarry Styles to strażnik więzienia i zakładu psychiatrycznego dla ciężkich przypadków imienia Teda Bundy'ego, w którym odeszło wiele złych dusz. Jednym z nowych więźniów jest, nikt inny jak dziewiętnastoletni Louis Tomlinson. Współpraca z mynameisp...