« Rozdział 6 »

3.3K 297 230
                                    


— Krzyżówki, kredki, malowanki — powiedziałem, pokazując na kopertę.

— Dziękuję! — Zabrał się od razu do kolorowanek. Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc na jego skupienie, gdy malował kredkami.

— Drukowałeś to sam? — parsknął, stosując się do zaleceń kolorów na dole kartek.

— Moja siostra — powiedziałem, marszcząc brwi. — A coś się stało?

—  To nie są kolorowanki dla dzieci. — Odwrócił kartkę w moją stronę. O  fuj, kobieta. Naga. Wzruszyłem ramionami. Nie mój interes, kim się  interesował.

— Oby inne były dobre — parsknął i zaczął je przeglądać.

— I jak? — spytałem, podchodząc do niego.

—  Ptaki. — Wzruszył ramionami i wrócił do kolorowania żurawi. Kiwnąłem głową, siadając za nim. Zerknąłem mu przez ramię. Zaczynałem nudzić.

— Nienawidzę, gdy ktoś patrzy mi na ręce — skomentował moje zachowanie.

— Wybacz — mruknąłem cicho, wstając i przycupnąłem szybko na krześle.

— Nie chodzi o to, że się stresuję. Po prostu brzydzą mnie te blizny na moich palcach — parsknął.

— Nie patrzyłem na twoje blizny. Sam mam kilka. — Westchnąłem, przygryzając wargę. Nie miałem kolorowego życia na początku.

—  Mam ich za dużo. Wiesz, bije się. To trochę szkodzi — stwierdził i  zrobił minę złego kotka, gdy złamał sobie kredkę. Kiwnąłem głową,  wyjmując telefon i zacząłem przeglądać swoje zdjęcia. Trzeba posprzątać galerię.

— Byłem dzisiaj na stołówce — zaczął temat, na co uniosłem głowę.

— Nie macie tu zbyt dobrych zabezpieczeń. Bez problemu udało mi się zdobyć więcej jedzenia niż innym. — Wyszczerzył się.

— Cóż, jakoś nikt nie zamierza stąd uciekać. Jak nie ma problemów, jest lepiej. — Wzruszyłem ramionami, usuwając zdjęcia.

— Miałem na myśli jedzenie. Łatwo was ochujać  z jedzeniem — powiedział. — Nie mam zamiaru uciekać. Całkiem dobrze się tu bawię. — Wystawił mi język. Pokręciłem głową, przygryzając wargę. Oj, skarbie, gdybyś wiedział, co śni mi się po nocach z tobą w roli  głównej...

— Nudzę się tutaj tak w sumie. Marzy mi się wyjście z tego pudła i jakaś zabawa w klubie — zamruczał i przymknął oczy.

— Za młody jesteś — parsknąłem, a on otworzył na mnie jedno oko.

— Heeej, mam dziewiętnaście lat i zapewne większe doświadczenie niż ty. — Mrugnął do mnie.

—  Nie chodzi mi o doświadczenie. Bardziej o dojrzałość. Jeżeli  przeszedłeś to, co mówiłeś, to nie jesteś zdolny do normalnego  funkcjonowania. Musiałby się stać jakiś cud, który by cię naprawił.  Dopiero wtedy poczujesz smak życia i zabawy — powiedziałem, segregując  fotki.

— Mamy chyba inne definicje doświadczenia. Nie miałem na  myśli bycia nastoletnią szmatą. Moja definicja zabawy polega na  podrywaniu kolesi i wymuszaniu drinków, po czym taktyczne spierdolando do łazienki. Uwierz, wpadłbyś ze sto razy w moje sidła i dalej byś się nabierał. — Wyszczerzył się. Parsknąłem cicho, przewracając oczami. Niby jest młodszy... Ale dobry mam z nim kontakt. Może nawet lepszy niż z ostatnim.

— Heeej, co to za parsknięcie? Wątpisz we mnie, Haroldzie? Nie znam twojego nazwiska, więc nie wyjdzie mi to dramatycznie — jęknął.

— Nie Harold — mruknąłem, mrużąc oczy. Spojrzałem na niego.

ᴅᴀɴɢᴇʀᴏᴜsʟʏ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz