Pomoc

310 17 0
                                    


Esme :

Minęły trzy miesiące  od oświadczyn Edwarda. Gdzie nie spojrzałam, widziałam krzątającą się  Margaret. Dziewczyna była bardzo zdenerwowana i podekscytowana przygotowaniami do ślubu. Z tego co słyszałam za kilka dni miały przyjechać jej przyjaciółki z Australii, które zostały powołane jako druchny. Jak zwykle pożegnałam się rano  z moim ukochanym i poszłam nakarmić kotki. Z radością zauważyłam, że Clio mnie polubiła. Napewno było to spowodowane tym, że jej właścicielka była zajęta weselem, lecz mimo to cieszyłam się, że udało nam się porozumieć.
- Esme!- dobiegł mnie krzyk dziewczyny - błagam, potrzebuję pomocy, nie dam sobie rady z ciuchami - dokończyła, na co ja zachichotałam.
No tak, kobiety i ich odwieczne dylematy. Pobiegłam po schodach i weszłam do pokoju Edwarda. Na łóżku leżała wielka sterta strojów, a koło niej klęczała Margaret, robiąc błagalną minę. Podeszłam do niej i pomogłam jej wstać.
- No dobrze, co się dzieje, kochana? - spytałam.
- Nie wiem co mam wziąć na nasz miesiąc miodowy. Tego jest za dużo, a wszystkich ciuchów nie zamieszczę do tej przeklętej walizki - wyżaliła się.
- A jak już przy tym jesteśmy, to gdzie właściwie się wybieracie?
- Edward zarezerwował lot na Majorkę . Podobno Carlisle ma tam małe mieszkanko i nie widzi problemu żebyśmy spędzili w tym miejscu podróż poślubną - wyjaśniła z uśmiechem.
Zdziwiłam się.
- Naprawdę? Carlisle nic mi nie mówił, że ma tam posiadłość.
- Myślałam, że o tym wiesz - powiedziała zaskoczona dziewczyna.
- Dobrze, wracamy do sprawy ubrań - powiedziałam - będzie tam gorąco, więc odrzucamy wszystko z długim rękawem - oznajmiłam i zaczęłyśmy wyrzucać cieplejsze ciuchy do szafy .
-Napewno weź kapelusz, japonki. Krem z filtrem nie jest wampirom potrzebny, więc go też eliminujemy. Na twoim miejscu zabrałabym tą sukienkę - wskazałam na niebieski, zwiewny materiał - krótkie spodenki, zobacz, te trzy topy są całkiem ładne, co o tym myślisz? - spytałam, trzymając w ręce bluzki.
- Och, Esme, co ja bym bez ciebie zrobiła? -  uściskała mnie.
Wybieranie strojów zajęło nam dobre kilka godzin.
- No to brakuje nam tylko sukni dla mnie i pozostałych dziewczyn - podsumowała Margaret - chciałbyś się z nami wybrać do sklepu, kiedy przyjadą Juliet i Eva?
- Jasne, że tak, słońce. Ja także muszę coś sobie kupić.
- Esme, wiem, że to wiele, ale chciałbym cię jeszcze o coś prosić - zaczęła z wahaniem.
- Nie ma sprawy, mów tylko o co chodzi .
- Zostały mi jeszcze zaproszenia do wypisania. Pomogłabyś mi z tym?
- Oczywiście. Możemy się teraz za to zabrać - oznajmiłam i zeszłyśmy po schodach do salonu.
Na stole leżało mnóstwo kartek i kopert. Przypomniałam coś sobie i pobiegłam do swojej sypialni. W małym koszyku trzymałam urocze wstążki. Wróciłam z nimi do dziewczyny i przedstawiłam jej swój pomysł ozdobienia zaproszeń.
- Genialne! Że też sama na to nie wpadłam - uradowała się i klasnęła w dłonie.
Kotki podeszły do nas i patrzyły jak pracujemy. Po dwóch godzinach wszystko było wypisane czarnym atramentem. Owinęłyśmy zaproszenia różową wstążką ze srebrnymi zdobieniami. Całość prezentowała się bardzo elegancko.
- Mi się podoba - stwierdziłam - a tobie?
- Mi także, miałaś świetny pomysł z tą dekoracją - przyznała Margaret.
Spojrzałyśmy na kanapę, na której spały w najlepsze Clio i Scarlett. Usłyszałyśmy samochód wjeżdżający na podjazd i ruszyłyśmy w stronę drzwi. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że nie jest to mój Carlisle, tylko Edward.
- Dziwne, Carlisle już dawno powinien być - pomyślałam i spojrzałam na zegarek, który potwierdzał, że mój ukochany powinien być w domu już od dwóch godzin - Gdzie on się podziewa?
- To taty jeszcze nie ma? - spytał zdziwiony Edward, zapewne słysząc moje myśli.
- Nie, jeszcze nie wrócił - oznajmiłam i spochmurniałam.
- Napewno nic mu nie jest, nie martw się na zapas - uspokoił mnie kasztanowłosy, po czym pocałował swoją narzeczoną  i poszli do swojej sypialni. Resztę wieczoru spędziłam na kanapie razem z kotami u boku, czekając na Anioła. W końcu, dawno po północy usłyszałam otwierające się drzwi. Kroki kierowały się w moim kierunku.
- Dlaczego tu siedzisz? - dobiegł mnie zdziwiony głos blondyna.
Zdenerwowałam się nie na żarty. On wraca o tej godzinie i jeszcze ma do mnie pretensje, że nie jestem u siebie w pokoju?!
- Doktorku, to chyba ja powinnam się ciebie spytać, gdzie byłeś tak długo. Nie pomyślałeś o tym, że się martwimy? Mogłeś chociaż zadzwonić i uprzedzić, że wracasz później - powiedziałam  zirytowana, co nigdy mi się nie zdarzało.
Spojrzał na mnie z wielkim zdumieniem. Podszedł do mnie i objął mnie ramionami.
- Kochanie, przepraszam. Wiem, że powinienem to zrobić, ale mieliśmy poważną operację. Szkolny autobus wjechał w drzewo i musieliśmy ratować małe dzieci - wyjaśnił mi do ucha - Proszę, nie złość się na mnie.

Gdy to powiedział, natychmiast cały gniew ze mnie uleciał.
Jak mogłam się złościć ? Przecież jest taki kochany. Uratował tyle niewinnych żyć, w ciągu jednego dnia. Czułam się jak kretynka. On ratuje ludzi, zostając po godzinach w pracy, wraca wykończony, a ja jeszcze mam do niego pretensje. Przytuliłam się do niego i powiedziałam to wszystko na głos.
- Nie zasługuję na ciebie - dodałam łamiącym się głosem.
Podniósł moją twarz i świdrował mnie spojrzeniem.
- Nigdy nie wolno ci tak myśleć. Miałaś prawo być zła. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy, ale musisz mi przyrzec, że już nigdy nie będziesz się obarczać winą - rzekł poważnie.
- Dobrze Carlisle, obiecuję - odparłam, a on złączył nasze usta w czułym pocałunku.

Esme - Carlisle "Miłość na wieki..." Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz