Kolejne Problemy

360 20 4
                                    

Esme :

Dziewczyna wyglądała na bardzo sympatyczną i jedyne, co moim zdaniem nie pasowało do niej to jaskrawoczerwone oczy.
- Witaj, jestem Esme - przywitałam się, posłałam miły uśmiech i wyciągnęłam w jej stronę dłoń.
Odłożyła walizkę na  schodach i uścisnęła mi rękę.
- Bardzo mi miło, Panią poznać. Margaret. - rzekła i także się uśmiechnęła.
Otworzyłam drzwi szerzej i wpuściłam ich do środka. Młodzi położyli bagaże w przedpokoju i powiesili płaszcze do szafy. Musiałam przyznać, że urody to tej młodej kobiecie nie brakowało. Zgrabna sylwetka, blond włosy do łopatek, kształtna twarz a na niej pełne usta, oczy w kształcie migdałów ozdobione ciemnymi rzęsami. Od razu było widać, że Edward jest nią zachwycony.
Nagle wiklinowy kosz otworzył się, a z niego wychylił się puszysty, szary łepek. Po chwili kotka wyszła z niego w całości. Było widać, że jest rasowa. Piękna, beżowo-szara sierść była idealnie ułożona, a złote oczy wpatrywały się w punkt przy moich stopach. Zwierzak miał na szyi niebieską obrożę z imieniem. Clio zjeżyła się i wygięła w łuk, sycząc agresywnie. Dopiero wtedy Edward i Margaret zobaczyli, co spowodowało zmianę zachowania pupilki.
- Ojej, druga kicia? - zapytała z obawą w głosie dziewczyna.
- Tak, to jest właśnie, twoja niespodzianka Edwardzie - powiedziałam - Może przejdziemy do salonu i tam wszystko omówimy, co?
Kiwnęli głowami i poszli za mną. Wskazałam im miejsce na kanapie, a sama zgarnęłam Scar i usiadłam w brązowym fotelu.
- Carlisle'a nie ma? - spytał kasztanowłosy.
- Nie...nie ma - odparłam i przekazałam mu w myślach co tu się działo. On także zmienił wyraz twarzy na smutny.
- No dobrze. Jak ta kotka się tu znalazła? - spytał i wskazał podbródkiem na zwierzę siedzące na moich kolanach.
- Oj, długa historia... To Carlisle znalazł ją pod samochodem podczas ogromnej ulewy. Nie mógł jej tak zostawić, więc zabrał Scarlett do weterynarza i zaszczepił oraz przebadał. Przyjechał z nią do domu, a ja od razu ją pokochałam - wytłumaczyłam - Jest dla mnie jak córka, której nigdy nie będę miała - dodałam w myślach, a chłopak posłał mi współczujące spojrzenie.
W tym momencie do salonu weszła Clio. Cały czas wpatrywała się w Scar. Jak się potem okazało była ona przedstawicielką rasy Brytyjskich Kotów Niebieskich. Miała sześć lat, przez co moja Scarlett wyglądała przy niej jak drobinka. Może to przyzwyczajenie, jednak wydawało mi się, że czarna kotka jest o wiele bardziej sympatyczna.
Wszyscy usłyszeliśmy otwierane drzwi i po chwili poczułam miły zapach mojego ukochanego, za którym tak bardzo tęskniłam. Scarlett zeskoczyła z moich nóg i pobiegła do drugiego właściciela, aby się przywitać po długiej rozłące. Carlisle wszedł do salonu i uściskał Edwarda, po czym przedstawił się Margaret i podał jej rękę. Najbardziej w tej całej sytuacji bolało mnie to, że nawet na mnie nie spojrzał. Zupełnie mnie zignorował. Najchętniej podbiegłabym do niego i przytuliła, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i cieszyłam się, że nadal siedzę w fotelu, bo z pewnością bym upadła . Anioł zamienił kilka zdań z młodymi i po chwili powiedział , że ma dużo pracy i idzie do gabinetu nadrobić nieistniejące zaległości. Moje martwe serce właśnie rozpadło się na miliony kawałków. Edward chyba usłyszał o czym myślałam, bo zerknął na mnie ze smutkiem i troską, po czym obdarował swojego ojca pełnym wyrzutu spojrzeniem. On jednak nic sobie z tego nie zrobił i nadal na mnie nie patrząc poszedł na górę. Powiedziałam młodym, żeby się rozgościli, a ja w tym czasie będę u siebie i skończę czytać lekturę.
Bardzo nie lubiłam kłamać, ale w tej chwili naprawdę nie miałam ochoty na towarzystwo. Oczywiście Scarlett szła tuż obok mnie, a gdy dotarłam do swojego pokoju, kotka rozwaliła się na łóżku, turlając wesoło po bordowej pościeli. Ja też postanowiłam zrobić podobnie jak ona, lecz darowałam sobie dzikie skakanie po łóżku.
Późnym wieczorem, gdy młodzi poszli zapolować, uznałam, że dłużej tego nie zniosę. Podeszłam pod gabinet Carlisle'a i zapukałam dwa razy piąstką. Nikt mi nie odpowiedział, więc otworzyłam drzwi i bez pardonu weszłam do środka. Zastałam lekarza siedzącego na obrotowym krześle i wpatrującego się w stare akta szpitalne. Usiadłam na sofie, stojącej naprzeciw biurka. Czekałam, aż blondyn raczy obdarować mnie choćby spojrzeniem, lecz on uparcie wpatrywał się w papiery.
- Carlisle, dość! - krzyknęłam.
Przyniosło to jakiś efekt, bo spojrzał na mnie przelotnie i powiedział.
- Co się stało?
- Co się stało?! Carlisle, błagam cię. Nie rozmawiamy od ponad tygodnia. Tak bardzo za tobą tęsknię. Proszę, odezwij się - rzekłam błagalnie.
- Esme, po tym co Ci zrobiłem nie powinnaś chcieć ze mną rozmawiać.
- Nic mi nie zrobiłeś, rozumiesz?! Nic się nie stało. Następnym razem będziesz nad sobą bardziej panował, a ja będę asertywna i od razu powiem NIE. - starałam się mu wytłumaczyć.
- Nie rozumiem, jak możesz do tego tak spokojnie podchodzić. Przecież ja o mało co cię nie zgwałciłem! - podniósł głos.
- Ale tego nie zrobiłeś. Błagam, nie mówmy o czymś co nie miało miejsca.
- Ja tego tak nie odbieram, mogłem wyrządzić ci krzywdę i nigdy sobie tego nie daruję. Twoja obecność tylko powiększa mój ból - przyznał i spojrzał mi prosto w oczy.
- Czyli... Mam się wynieść? -  spytałam łamiącym się głosem.
- Nie, nie odchodź, ale ja jeszcze potrzebuję trochę czasu - zaprotestował.
- A ja?! Co z moim czasem?! - krzyknęłam i wybiegłam z pokoju.
Ukochany nawet mnie nie zatrzymywał. Wyszłam z domu i pobiegłam w stronę lasu. Musiałam się odciąć od rzeczywistości. Dlatego popędziłam, aż nad wodospady, aby trochę odpocząć i porozmyślać.

Esme - Carlisle "Miłość na wieki..." Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz