2. Wasze pierwsze spotkanie

3.9K 215 72
                                    

Steve: Siedziałaś właśnie w kawiarni, czekając na swoją przyjaciółkę, która jak zwykle się spuźniała. Do kasy podszedł akurat blondyn z niebieskimi oczami, który się do ciebie uśmiechnął.
- Mogę się dosiąść? - nagle znalazł się obok ciebie.
- Ta... to znaczy... tak. - nie wiedziałaś co powiedzieć.
- Jestem Steve.
- [T/I]
- Pracujesz może dla Fury'ego? - chyba cię znał.
- Skąd ty...
- Bo ma dla ciebie misję.

Tony: Szef zmusił cię abyś towarzyszyła mu na bankiecie charytatywnym. Nie miałaś na to ochoty, ale żeby nie stacić rozchwytywanej pracy, zgodziłaś się. Stałaś przy barze popijając drinka, gdy obok ciebie usiadł kolejny bogacz w garniturze.
- Drinka dla mnie i tej pani. - powiedział do barmana i uśmiechnął się do ciebie. Niechętnie przyjełaś napój i zaczęłaś pić.
- Co taka piękność robi tutaj sama? - widząc bark reakcji z twojej strony dodał - Przepraszam, nie przedstawiłem się, Tony Stark. - podał ci dłoń, a ty spojrzałaś na niego wymownie w zamiarem odejścia.
- Żadna dziewczyna mnie jeszcze tak nie olała. - powiedział i chwycił cię za nadgarstek.

Thor:
- Jak się to na brodę Odyna obsługuje?! - krzyknął blondyn, który siedział obok ciebie. Spojrzałaś na telefon w jego ręce.
- Naciśnij tu. - wskazałaś na jeden przycisk. Mężczyzna spojrzał na ciebie.
- Eee... Dzięki.
- Nie ma za co... - po co się wogóle odzywałaś.
- Thor jestem.
- [T/I]

Bucky: Na prośbę agenta Rossa, leciałaś do Wakandy, by złapać handlarzy Vibranium. Na miejscu, do grupy dołączyli Czarna Pantera i Biały Wilk.
- Plan jest taki... - zaczęłaś, ale ktoś ci przerwał.
- Znamy plan. - powiedział brunet.
- Okey, to zaczynamy. - kiwnęłaś głową na znak, rozpoczęcia akcji. Wyskoczyliście z ciężarówki, która was przewoziła i zaczęliście strzelać to wrogich agentów.
- Jestem... Bucky... - powiedział między strzałami.
- A ja... [T/I]

Pietro: Matka wysłała cię po składniki do jej popisowego ciasta, lista była długa, a ty miałaś tylko pół godziny. Miałaś już wszystko oprócz specjalnej odmiany pomarańczy w syropie, której jak na złość nigdzie nie było. Przed tobą został ostatni sklep, weszłaś do środka i na twoje szczęście na półce była ostatnia puszka tego produktu. Przed nią stał białowłosy chłopak, który zastanawiał się czy ją wziąć. To była twoja ostatnia nadzieja. Wzięłaś rozbieg i chwyciłaś puszkę zanim chłopak to zrobił.
- Ejjjj! - krzyknął gdy cię zobaczył.
- Sorry, byłam szybsza. - powiedziałaś i z uśmiechem poszłaś do kasy. Nagle koło ciebie pojawiła niebieska smuga, a z twojej ręki zniknęły pomarańcze.
- Chyba jednak ja jestem szybszy. - uśmiechnął się cwaniacko i rzucił ci opakowanie.

Peter: Tak jak zawsze miałaś wyprowadzić psy sąsiadów na spacer za drobną sumę pieniędzy. Chwyciłaś smycze i poszłaś w stronę parku. Przy wejściu jeden z psów zobaczył kota i pobiegł za nim, kolejne poszły w jego ślady. Zaczęłaś gonić psy w nadzieji, że uda ci się wszystkie złapać. Jeden z psów był już bardzo blisko ciebie, więc rzuciłaś się na smycz, jednak zamiast psa złapałaś chłopaka.
- Ała. - jękął.
- Nic ci nie jest? - pomogłaś mu wstać.
- Nie. Wiedziałem, że dziewczyny na mnie lecą, ale, że aż tak...
- Sorry... ja po prostu łapie te psy. - wskazała na rozbieranie czworonogi.
- Hmmm... No dobra, pomogę ci. - za nim zdąrzyłaś zareagować chłopak zaczął gonić Doga. Razem udało wam się złapać wszystkie psy.

Sam: Dzisiejszy dzień był okropny... Byłaś zła na wszystko i wszystkich, więc całą swoją złość wyładowałaś na worku bokserskim. Nie zwracałaś na nikogo uwagi, waliłaś w worek bez opamiętania.
- Uważaj, bo worek rozwalisz... - powiedział ktoś obok ciebie. Zanim jednak otrząsnełaś się z szoku osoba ta dostała lewy prosty w nos. Gdy zrozumiałaś, że uderzyłaś przypadkową osobę, zakryłaś twarz dłońmi i pobiegłaś do mężczyzny.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię, to nie specjalnie... Nic ci nie jest?
- Nie.. nie, tylko krew cieknie mi z nosa. - powiedział odchylając głowę do tyłu.
- Tak bardzo przepraszam. - powtórzyłaś znowu.
- Wiesz... - przyjrzał ci się uważnie - skoro już dałaś pokaz tego co umiesz, to może zgodzisz się pójść że mną na kawę.
- No nie wiem... - odpowiedziałaś zmieszana.
- Zadość uczynienie za to, że oberwałem.
- Zgoda...

Wade: Gdy wracałaś z pracy, poczułaś zapach twojego ulubionego ciastka. Poszłaś za nim, a on zaprowadził cię do małej cukierni. Od razu podeszłaś do lady z zamiarem zrobienia zakupu. Nikt jednak nie pojawił się przy niej, więc zadzwoniłaś małym dzwonkiem postawionym na ladzie.
- Tak? - z zaplecza wychylił się człowiek w masce.
- Chciałam kupić ciastko...
- Yyy a może być głowa mafiozy, albo ręka gangstera?
- To żart? - powiedziałaś obrzydzona.
- Nie. - wyjął zza pleców ludzką rękę. Z krzykiem uciekłaś że sklepu.

Stephen: Byłaś właśnie na wyjątkowym pokazie iluzjonistów. Bardzo ci się podobał, więc klaskałaś za każdym razem, gdy sztuczka się udała. Koło ciebie siedział jakiś mężczyzna, któremu widowisko najwidoczniej nie przypadło do gustu.
- Potrafię lepiej... - powiedział w końcu.
- Ta... - odezwałaś się z lekką pogardą - To pokaż!
- Wyjdźmy z sali to ci pokaże. - powiedział spokojnie.
- Nie. Może jesteś jakimś gwałcicielem, albo mordercą.
- Nie, to nie. - po tych słowach odwrócił się ponownie w stronę sceny.
- Dobra, ale zaraz za wyjściem.
Gdy byliście za zewnątrz, mężczyzna zrobił koło ręką, tworząc przy tym złotą tarcze.
- I jak? - spytał w końcu.
- Co. To. Było.

***

Peter: Ostatnio rzeczywiście poznałem taką jedną w ten sposób... ładna była i całkiem miła.

Umówiliście się na randkę?

Peter: Taaa... Poza tym, pewnie i tak rozpiszesz całą sytuację tutaj, więc...

Prawda... do następnego!

Peter: Bajo!

Wszystko Czego Marvel ZapragnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz