Dzisiaj dzień Star Wars, więc nasze dwa wielkie uniwersa się połączą!
Peter: Bez przesady...
***
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce.W galaktyce 616 zapanował niepokój, od kiedy wojska Imperatora Thanosa opanowały Terrę. Grupa Rebeliantów z Księżniczką Natashą na czele postanowiła opanować centrum dowodzenia Armii Tytana i przywrócić rządy T.A.R.C.Z.Y.
Nie wiedzą jednak, że ktoś jeszcze ma ochotę na przyjęcie władzy...- Chubaca, rozwal ich! - Największy zbir w galaktyce - Tony Solo, strzelał do Outriders z ulepszonej wersji blastera.
Zielony potwór na zawołanie odwrócił się w stronę nowych posiłków i zmiażdżył głowy Szturmowców.
- Księżniczki, nie wiem jak wy, ale ja już się przedarłem - krzyknął Luke Barton, który właśnie wchodził do wielkiej czarnej sali.
- Ktoś, coś do mnie mówił? - Natasha strzeliła z blastera, drugą ręką sprawdzając czy jej jakże szykowna fryzura się nie zepsuła.
Tony prawie dostał pierwsze twarz Młotem, należącym do jednego z Szturmowców, gdyby jego przyjaciel Lando nie pociągnął go do tyłu.
- Sam bym sobie poradził! - powiedział do niego pretensjonalnie.
Zamiast odpowiedzi jego przyjaciel wskazał wielkiego Szturmowca - właściciela młota, po czym odleciał kawałek w swojej zbroi.
Mężczyzna zdjął hełm w momencie, kiedy Solo wycelował w niego blasterem.
- Jestem z wami. - Podniósł do góry ręcę. - Sam zobacz.
Tony szybko odwrócił się i to zobaczył przyprawiło go o mdłości. Jeden z Szturmowców miał głowę, a raczej to co z niej zostało uwięzioną pod ciężarem broni. Ta nagle podleciała do góry by wrócić do ręki przystojnego Szturmowca. Tony spojrzał na niego niepewnie, a ten jedynie uśmiechnął się miło.
- Tak jakby potrzebuję wsparcia! - Księżniczka była otoczona przez zbyt dużą (nawet dla niej) grupę zbirów.
Nagle przed nią pojawił się Chewie, który niewyobrażalnie szybko poradził sobie z przeciwnikami, krzycząc "Rozwala!".
- A zresztą... Nie ważne... - Spojrzała na największego przyjaciela.
Księżniczka, chodź bardzo mała w porównaniu do zielonego, była prawie tak samo niebezpieczna. Razem stanowili zabójczy duet, któremu nikt nie mógł się oprzeć.
- W takich momentach, jestem szczęśliwa, że zrezygnowałam z sukienek. - Natasha wykonała właśnie kopnięcie na wysokości głowy.
Najciekawsze rzeczy działy się jednak u Luke'a Bartona, który po długiej i wyczerpującej rozmowie z pupilkiem Imperatora zaczął walkę na miecze świetlne.
- Dołącz do mnie! Możemy razem władać Imperium! - krzyknał wysoki ubrany na czarno mężczyzna.
- Widzę twoje służbowe wdzianko i odechciewa mi się żyć, a co dopiero walczyć z tobą, dlatego pozwól, że skończysz gadać i będę mógł cię zabić.
Słowa najwyraźniej rozgniewały Lorda Vadera, bo wzmocnił atak. Wtedy Jedeye popełnił błąd. W miejscu, gdzie znajdowała się jego ręka była jedynie spalona skóra i mięso. Wydał z siebie przeciągły krzyk po czym wdrapadł się na środek przepaści po cienkiej rurze. Jedną ręką przytrzymał się słupa, gdy był bliski spadnięcia.
- Walczmy razem! - ponowił prośbę Vader.
- Wolę zginąć!
- Jak sobie życzysz! - Światło czerwonego miecza zgasło. - Ale najpierw musisz coś wiedzieć.
Luke spojrzał na niego niepewnie, czując jakieś dziwne przejęcie, jakby ta informacja była naprawdę ważna.
- Luke, jestem twoim ojcem. - Vader powoli zdjął swoją maskę kończąć zdanie.
- Nie! - krzyknął Barton wiedząc, że ten mówi prawdę.
- Dobrze... - powiedział głos z cienia.
Przed nimi stanął sam Imperator Thanos, mając na dłoni legendarną rękawicę nieskończoności. - ... Steve'nie Skywalkerze.
Vader wzdrygnął się słysząc swoje stare imię.
- Możesz go zabić chłopcze - zwrócił się do Luke'a. Czy nie wyrządził ci krzywd? - Wskazał palcem na Steve'a.
Luke niepewnie wodził wzrokiem między Vaderem, a Thanosem, po czym pokręcił głową.
- W takim razie sam zginiesz. - Imperator wyciągnął dłoń przez siebie i zaczął torturować Bartona za pomocą mocy rękawicy.
- Przestań. - Steve spojrzał na niego zimnym wzrokiem.
Spojrzał jeszcze raz na swojego syna po czym chwycił Imperatora i zrzucił go w przepaść. Po chwili z dołu dobiegł wybuch, który prawie zrzucił Luke'a.
- Chodź, pomogę ci. - Steve wystawił dłoń, chodź sam ledwo stał.
Wtedy nastąpiły kolejne wybuchy, które stawały się coraz głośniejsze.
- Musisz uciekać, szybko! - Pośpieszył go Vader.
Luke, który otrząsnął się z szoku powoli podszedł do niego.
- Razem wyjdziemy.
Zaczęli kierować się w stronę Sokoła Milano, gdzie w środku czekali już na nich Tony i Natasha obserwując całą sytuację. Nagle Vader zachwiał się ciągnąc za sobą Luke'a na ziemię.
- Mam nadzieję, że ty i twoja siostra będziecie szczęśliwi... Tak bardzo przepraszam.
Luke nawet nie musiał się za bardzo zastanawiać by wiedzieć, że chodziło mu o Nat. Po chwili zastanowienia powiedział.
- Sam ja przeprosisz!
Ale Steve jedynie pogładził jego twarz metalową dłonią po czym spuścił głowę. Luke zamknął mu oczy, po czym szybko pobiegł w stronę statku.*Ponad 50 lat później*
Wanda trzymając w ręku miecz swojego mistrza - Luke'a Bartona patrzała na to co zostało z drugiej Gwiazdy Śmierci. Obok niej stał jeszcze bardzo stary szturmowiec, który na widok zgliszczy poczuł w mrowienie karku.
- To tutaj. - Th0R spojrzał na trzeciego towarzysza, Poe Parkera, najlepszego pilota jakiego znał.
- To tutaj.***
Peter: I Hope you like it!
CZYTASZ
Wszystko Czego Marvel Zapragnie
RandomGdy stajesz się fanem Marvela zaczynasz dostrzegać rzeczy, które wcześniej były całkiem zwyczajne...(młotek używany przez tatę, staje się Mjölnirem) powtarzasz pewne cytaty ("You didn't see that coming") i pewne gesty (Wakanda Forever) doprowadzają...